Czterdzieści trzy

945 160 71
                                    

MAVEN

Słyszę głosy. 

Wiele głosów.

W pewnym momencie mam wrażenie, że ktoś nade mną śpiewa, ale nie jestem pewna, czy to sen, czy dzieje się naprawdę. A to głównie dlatego, że chyba na chwilę znalazłam się w zupełnej ciemności, ale nie tylko takiej, która pojawia się po uchyleniu powiek, bo straciłam wzrok. 

W takiej ciemności, która pochłania całkowicie. W której nie możesz się ruszyć, nie masz już kontroli nad własnym ciałem, nad myślami, i dryfujesz, nie zbierając przy tym żadnych wspomnień. I… nie chcę kłamać, przez chwilę nawet mi się tam podobało. Po raz pierwszy od dawna wspomnienia innych stworzeń lub i przyszłość nie zakłócały mojego spokoju. Miałam wrażenie, że otaczają mnie kochające ramiona i tylko to się liczyło. 

Ale po tym zawieszeniu pojawiły się własnie głosy, jakiś ruch, jakby moje ciało zostało rzucone przez niewidzialną barierę, gdy byłam już przytomna, i w momencie, w którym podrywam szyję w górę i gwałtownie otwieram oczy… 

– Maven! – Beth klęczy przy mnie na… dotykam dłońmi podłoża, by je zweryfikować—to ziemia, brudna i mokra ziemia, i nigdy nie cieszyłam się z takiej mocniej. – Maven, cholera jasna! Żyjesz!

Rzuca mi się w objęcia i przytula mnie, a poznaję ją po głosie, po dotyku, po zapachu, po wszystkim, tylko nie po wyglądzie, bo nic się nie zmieniło—świat wciąż jest dla mnie całkowicie czarny. 

– Zane… – wykrztuszam, a potem kaszlę. – Zane? 

Rozglądam się jakbym co najmniej mogła coś zobaczyć. 

Ale nikt mi nie odpowiada. 

– Nie mogę uwierzyć, że zdołała stamtąd wyjść – mamrocze chyba Tatiana. Tak, to Tatiana. – Jak to zrobiłaś? 

– Ja… nie wiem. Wyszłam o własnych siłach? 

– Nie – odpowiada Tati. – Po prostu pojawiłaś się na zewnątrz, jakby ktoś niósł cię na rękach, ale nikogo przy tobie nie było. Upadłaś na ziemię obok przejścia, a zaraz po tym ono po prostu się… zamknęło. 

– Zane? – szepczę ponownie. – Gdzie jest Zane? 

Ale nikt mi nie odpowiada. 

Słyszę jakiś szmer. 

Beth dotyka mnie po rękach. 

– Siniaki – mówi skonsternowana. – Mam wrażenie, że są świeże, ale bledną. – Dotyka też jednej z ran na dłoniach. Chyba mocno mnie pokiereszowano, gdy tam wpadłam. – Na ciele jest sporo ran. 

– To nie było dobre przeżycie – mówię zduszonym głosem. – Tam w środku… było dużo bestii. Byłam bezbronna. Nie miałam już siły. 

– Tak, ale te rany… Maven, one wcale nie wyglądają tak źle. Czy ktoś cię uleczył? 

Śmieję się żałośnie. 

– Nie. Oczywiście, że nie. Zane… gdzie jest Zane? 

– Przenieśmy się wszyscy w jakieś bezpieczne miejsce – wtrąca w końcu June. Jej głos jest nieco ponury. – Maven, zabierzemy cię ze sobą do domu, żeby obejrzeć obrażenia i… zastanowić się. 

– Proszę, pozwólcie mi porozmawiać z Zane’em. 

Tylko jego teraz potrzebuję. 

I mam dość tego, że ktoś znów zaczyna szeptać coś ledwie słyszalnie, że każdy unika odpowiedzi. Łapię Beth za nadgarstek i używam swojej mocy, by zobaczyć świat jej oczami. Natychmiast rozglądam się po całym otoczeniu – nie wygląda ono dobrze. Polana jest już pusta, w połowie spalona, wszędzie leżą trupy, dziewczyny są całe brudne, a demony mają krew na ubraniach i na twarzy. Wygląda to jak po prawdziwej rzezi, choć nie jestem pewna, czy gorzej, niż wtedy, gdy podczas ostatniej Srebrnej Nocy ginęły czarownice. 

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz