Epilog

1K 164 35
                                    

Jestem szczęśliwą mężatką. 

Chociaż straciłam wzrok i kogoś ważnego w swoim życiu, doceniam i tak to, co posiadam. Piękny dom, w którym zawsze jest ciepło – nie tylko pod względem temperatury. Zane może nie jest najbardziej przyjaznym ani łagodnym stworzeniem na świecie, a mimo tego dla mnie jest idealny. Sprawia, że mam po prostu swój ciepły kąt, o którym zawsze marzyłam. Jest przy mnie, więc nikt mi nie zagraża.

Poza tym po mieście chodzą już kolejne plotki, że ja też jestem Niosącą Śmierć. I teraz już nikt nie chce mnie zabrać dla swoich korzyści, bo zapewne się boją. Mnie, Zane’a, wszystkich, którzy mnie otaczają. 

Przekonywałam Marceline, by z nami zamieszkała, właściwie całe dwa miesiące, ale ona nie odpuszcza. Nie chce tego robić, twierdząc, że może tylko nam przeszkadzać albo zaszkodzić, ale nie mam pojęcia, w jaki sposób mogłaby to zrobić. Marcy nie ma bowiem żadnego konkretnego talentu, a przynajmniej o żadnym nie wiemy – ale zapewne już byśmy mieli jakąś świadomość, bo Sabat jest mocno transparentny, jeśli chodzi o zdolności jego członków. 

W każdym razie niestety Marcy chyba nie ufa nam na tyle—może też nie ufa sobie albo światu—żeby przeprowadzić się do mojego domu. Miałabym na nią oko. Wiedziałabym, że nikt jej tam nie maltretuje. Pozostałe trzy czarownice wciąż nie współpracują, ale teraz rozumiemy nieco więcej. To na pewno nie jest przypadek i wyłącznie ich upartość. To zaklęcia Miry, klątwy, które zapewne uniemożliwiają im przekazanie tych wspomnień. Wątpię, by chodziło o to, że zginą, gdy coś powiedzą. Myślę, że ich usta w tej kwestii są magicznie zaszyte. 

Ale poza tym trzy obce czarownice to okropne szmaty. Jestem praktycznie pewna, że nie traktują Marceline dobrze, ponieważ zbyt wiele razy próbowała mi pomóc. Nam pomóc. 

– Kochanie – mruczy mi Zane do ucha. – Nie jedźmy. 

– Musimy – nalegam, ale pozwalam, by objął mnie od tyłu i pocałował w ucho i w szyję. – Do trzech razy sztuka, prawda? 

– Ona się nie zgodzi. Nie zamieszka z tobą. 

– Zane, ja nie mogę znieść myśli, że to dzięki niej żyję, dzięki niej w ogóle ktokolwiek odnalazł mnie i zabrał z rąk Russo, a ja nie potrafię jej pomóc. Jeśli zamieszka ze mną, może znajdę sposób, by zdjąć z niej klątwy Miry. Może ją zrozumiem. Może będę w stanie też ją ocalić. Jak można tak żyć? Będąc cały czas na uwięzi?

Zane zaciąga się zapachem moich perfum, po czym odsuwa się i obraca mnie ku sobie. Śmieje się pod nosem. 

– Nie wiem. Zapytaj Rogana Hadleya. 

Och, to kolejny problem. 

– Jemu też chcę pomóc. 

– Chcesz pomóc wszystkim. 

– Oczywiście. Bo oni niczemu nie zawinili i są skazani na takie życie przez Mirę i przez moją babkę. Teraz, gdy otwarcie przejścia nam już nie grozi, możemy skupić się na ratowaniu innych.

– Przypominam o Kolekcjonerce Dusz – mruczy Zane. – Jest straszną suką i nie spodziewam się, by siedziała cicho. 

– Podobno kręci się wokół Nory w Silver Bay, ale nikomu na razie nie przeszkadza. Może… może wcale nie będzie tak źle. 

Oprócz tego, że zjednała sobie już sporo demonów, nie pojawiła się w naszym życiu więcej niż raz. Jestem za to wdzięczna. Zane ciągle powtarza, że to niepokojące. 

– Taka zdzira jak ona nie będzie siedzieć cicho.

– Sugerujesz, że będziemy mieli przez nią kłopoty? 

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz