Trzydzieści pięć

1.2K 166 71
                                    

Kolejny raczej dopiero po weekendzie 😇

Miłego wieczoru!

___________________

Jakim cudem jestem znów w tym samym punkcie? 

Obraz rozmazuje mi się przed oczami, ręce drętwieją, ulokowane nad moją głową w czarnych kajdanach, które zwisają z sufitu.

– Rozpoznajesz to miejsce? – Słyszę ten męski szept. 

Ktoś przede mną kuca. Ma na sobie ciemną jak noc bluzę i kaptur naciągnięty na włosy, a na twarzy brązową drewnianą maskę. 

Rozglądam się wokół. Ostatnio, gdy byłam tutaj torturowana, miałam przynajmniej sprawne jedno oko. 

Unoszę dumnie brodę. 

– Tak, rozpoznaję.

Słyszę, jak ten mężczyzna głęboko wciąga powietrze. 

– To tutaj twój kochaś zamordował Najstarszą z North Bend – szepcze. – Ale pieprzyć ją. Ona nie jest w ogóle ważna. 

– To dlaczego znów tu jestem? 

Myślałam, że to wysłannik z North Bend, który ma się na mnie zemścić. 

– Bo nic nie poszło zgodnie z planem. 

Przez ten ledwie słyszalny szept i maskę, która zniekształca głos, nie mogę dokopać się do żadnej wskazówki, kim on może być.

– Nie musisz się tak we mnie wpatrywać – mówi już normalnie. 

Z miejsca dostaję ataku serca. 

Maska zostaje ściągnięta, odrzuca ją na bok, zsuwa kaptur. 

– Ju… Julian

Znowu?

Stoi przede mną, dosłownie na wyciągnięcie ręki, gdybym mogła nią ruszać. I jest realny. To nie żadna projekcja. Dostrzegam nawet jego aurę.

– Jak… jakim cudem… jak? – mamroczę. – Dlaczego mnie zniewoliłeś? 

Kącik jego ust się unosi.  

– Bo już nie wiem, co mam robić, żebyś nie wchodziła nam w drogę. 

Mrugam gwałtownie. 

– Słucham? Czekaj… to nie możesz być naprawdę ty. Kim jesteś?

Julian nie żyje. 

Sama widziałam jego śmierć zarówno w wizjach, jak i na żywo. Ktoś się pod niego podszywa. 

Mężczyzna zaczyna się śmiać i wstaje. Zaczyna krążyć po pokoju. 

– Nie jesteś głupia, a jednak moje kłamstwo przez całe twoje życie było tak perfekcyjne, że uwierzyłaś we wszystko. Właśnie do tego chciałem dążyć. Że jak już kiedyś zobaczysz mnie ponownie, nie będziesz chciała uwierzyć, że to ja. 

Nie. 

Niemożliwe. 

– Nie dam się nabrać. Kim jesteś? 

Ale Julian się śmieje. 

To jego śmiech. Ten sam, który słyszałam przez całe życie – poznaję intonację, poznaję tę melodię. Poznaję wzrok jego jasnych oczu, ruchy też ma takie same. Gdy przebywasz z kimś w jednym domu przez tak długi czas, uczysz się go na pamięć. Ja znam Juliana jak własną kieszeń, i chociaż nie chciałam w to wierzyć… to on. 

Szarpię kajdanami. 

– Wypuść mnie. To już mnie nie ochroni. Nie chcę być chroniona. 

Uśmiech znika z jego twarzy. 

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz