Trzydzieści dziewięć

1.2K 163 40
                                    

W następnym widzimy się po weekendzie 😊

__________________

ZANE

Najpierw jesteśmy na fotelu. Pomagam Maven wsunąć się na moje kolana, ignorując resztki nieprzyjemnych wspomnień z tą, która na tych kolanach już siedziała, i próbowała mnie krzywdzić, chociaż ja nie czułem nic. Chciałem czuć. Chciałem poczuć krzywdę, bo przynajmniej wtedy wiedziałbym jednoznacznie, czym jest cierpienie. Oglądanie siebie w takim wydaniu bez żadnych fizycznych odczuć było piekłem. Przeżywanie tego było piekłem. Chciałem ich wszystkich stamtąd uwolnić, chciałem zapewnić Maddoxowi jakąś przyszłość, bo nie mogłem znieść myśli, że skończy jak ja. Szwędając się po drugim wymiarze z nadzieją, że będzie mógł znów kogoś zabić. Że będzie mógł wyobrażać sobie wschód słońca i chłodną wodę w oceanie, jednocześnie wiedząc, że nic mu się nie należy.

Nie chciałem, by ktokolwiek był skazany na takie życie. 

Chciałem tylko… spokoju. 

Uczuć. 

Czuć

I teraz czuję. 

Czuję, bo Maven zsuwa moją koszulę z ramion, a jej delikatne palce przesuwają się po skórze jak piórka i obrysowują tatuaże. Mam ich tak wiele, bo za każdym razem, gdy igła trafiała w moją skórę, wyobrażałem sobie, że to boli. 

Ale to, co prawdziwie mnie zabolało, to myśl, że mogę ją stracić. 

Czy myślałem, że w tym momencie będę miał żonę i będę ją…

– Kocham cię – wyduszam z siebie na wdechu. 

Maven zastyga z dłońmi na mojej klatce piersiowej. Leżą tam płasko, badając rytm mojego serca. 

– Kocham cię, Maven. Nie znam się na miłości, ale jeśli to nią nie jest, to nie ma prawa istnieć.

Jej ciepły uśmiech jest tym, co budzi mnie do życia. 

To tylko Maven. Aż Maven. Nie skrzywdzi mnie. Mogę poddać się jej dłoniom, bo one nigdy nie będą próbowały mnie zbeszcześcić. Mimo że miała sto różnych powodów, by chcieć mnie zabić i wyrównać rachunki, nie zrobiła tego. 

Przez prawie pięćset lat życia nigdy nie wyznałem nikomu miłości i nie spodziewałem się, że mogę spotkać kogoś takiego na swojej drodze. Że akurat kobieta, która wygląda jak ta z moich koszmarów sennych, będzie moją przyszłością. Ale to jest Maven, nie Georgina. Czarownica, która zabiła tylko dla mnie, która nie dała mnie skrzywdzić, nie dała mi odejść, więc ja nigdy nie dam odejść jej. 

Maven całuje mnie z pasją, a ja rozpinam pasek spodni. Przemieszczamy się na łóżko, przed którym czarownica pomaga mi też zrzucić z siebie spodnie, a ja pozwalam rozebrać się do naga. 

– Nie musisz tego dla mnie robić, jeśli nie chcesz – informuje ciepło. 

Zawsze chciała mnie dotknąć, ale teraz już nie o to chodzi. 

– Nie robię tego dla ciebie, tylko… dla siebie. 

To prawda. 

Potrzebuję uwolnić się całkowicie od przeszłości i przekonać resztki uprzedzeń, że dla tej kobiety mogę poświęcić się całkowicie, nawet jeśli oznacza to oddanie kontroli nad sytuacją. 

Maven całuje moje ciało w różnych miejscach i pozostaje bardzo blisko, ale wiem, dlaczego dokładnie. Jej wzrok szwankuje. Zużyła mnóstwo mocy na Juliana i chociaż już wie, do czego jest zdolna, z jej nosa nie sączy się krew i nie potrzebuje odsypiać tej walki, to oczy stają się coraz bardziej białe z każdym dniem, z każdym takim wybrykiem. Jedno patrzy na mnie już zupełnie mętnie, w drugim jeszcze widzę nieco koloru, jednak musi znaleźć się bardzo blisko, by dostrzec szczegóły. 

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz