Czterdzieści cztery

998 179 108
                                    


Uwaga, to drugi dzisiaj

Co mi dacie za kolejny jutro?

________________

– Kim jesteś? – powtarzam, a mój głos drży.

Ale wtedy… postać robi krok do przodu.

A ja ten krok rozpoznaję aż za dobrze.

– Zane? – szepczę pełna nadziei i niepokoju.

Nie.

Niemożliwe.

Przecież wszyscy powiedzieli, że nie wydostał się z powrotem do naszego wymiaru.

– Zane, proszę, powiedz coś – błagam. – Proszę, cokolwiek. Powiedz, że to ty. Odezwij się.

Bo czy stał by tak niemo przede mną i nie wziął mnie od razu w ramiona?

Ale wtedy z ust postaci wydobywa się słabe:

– Kruszyno…

A ja natychmiast podnoszę się z podłogi i na oślep biegnę w jego ramiona, ledwie tam trafiając, bo targają mną takie emocje. To on. Czy ja umarłam?

– Powiedzieli mi, że nie wróciłeś! Że jesteś w drugim wymiarze! Że jesteś… martwy! – krzyczę w jego klatkę piersiową i szamoczę się jak ptaszek w zbyt ciasnej klatce. – Powiedz mi, że jesteś tutaj, że to nie sen, że jesteś prawdziwy?

– Przestań, przestań, przestań – mruczy Zane. To jego głos. Na pewno jego głos. – Przestań, bo zrobisz sobie krzywdę. Już dobrze. Jestem tutaj, to naprawdę ja.

– Jak… jak to możliwe?!

Znów zaczynam płakać. Nie mogę się powstrzymać. Bo przecież… to on. Czuję go przy sobie, a jego ramiona zamykają się wokół mnie jak szczypce.

– Ciii. Już w porządku. Spokojnie. Jestem przy tobie. To naprawdę ja.

– Co się stało?!

– Maven, spokojnie. Musisz być spokojna.

To zajmuje mi chwilę.

Uspokojenie nerwów, oddechu, serca. Udaje mi się to dopiero po dłuższej chwili. Zane gdzieś mnie prowadzi, ale ufam mu na tyle, że po prostu się temu poddaję. On siada, a później sadza mnie na swoich kolanach, bokiem ciała do swojej klatki piersiowej. Nie przestaje mnie przytulać i głaskać po włosach.

– Dlaczego od razu nie powiedziałeś, że to ty? – pytam w momencie, gdy już jestem w stanie samodzielnie oddychać i w ogóle myśleć.

– Bo… nie wiedziałem, jak mam ci to wszystko wytłumaczyć.

– To… to znaczy co?

– To… dlaczego właściwie… bogowie, Maven, słowa nie chcą mi nawet przejść przez gardło. Dlatego nie odezwałem się z początku. Zobaczyłem cię i… wszystko do mnie wróciło ze zdwojoną mocą. To, jak umarłaś i trzymałem cię martwą w ramionach i to, jak potem…

– Martwą? – szepczę. Odsuwam się nieco, bym mogła chociaż wyobrażać sobie, że na niego patrzę. Dotykam jego twarzy jak szalona, zapamiętując każdą krzywiznę. – Byłam martwa?

– Umarłaś. Umarłaś, bo tak miało być. Niosąca Śmierć miała umrzeć tej nocy. Los tak zdecydował. Przepowiednia tak zdecydowała.

– Ale… żyję. Jakim cudem?

– Ja… – Oddycha coraz ciężej. – Nie mogłem pozwolić, by ktokolwiek odebrał ci życie, by ono się skończyło. I przede wszystkim nie mogłem żyć bez ciebie. Nie chciałem tego. A skoro Niosący Śmierć musiał umrzeć, wolałem, bym to ja nim był.

Gdy widzisz śmierć (Srebrna Noc #4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz