Rozdział 12

95 10 2
                                    

Zerwałam się bladym świtem. To znaczy około dziesiątej. Dzień wcześniej zaczęły się ferie świąteczne.

Weszłam do kuchni by wypić poranny rozbudzacz i przegryźć tosta lub dwa.

Stamtąd udałam się do salonu i przystanęłam zdziwiona. W rogu pokoju stała wielka, prawie ubrana choinka.

-Wesołych Świąt, śliczna!- usłyszałam i zza choinki wyłonił się Jake z zielonymi igiełkami na czubku ciemnobrązowej czupryny.

-Wesołych Świąt, przystojniaku- odparłam strzepując mu wcześniej wspomniane igiełki.

- I jak robimy z wigilią?- spytał.

Ten temat był już od jakiegoś tygodnia
przedmiotem największej dyskusji. Żadne z nas nie chciało odpuścić i jechać do rodziny tego drugiego, a jednocześnie nie mieliśmy ochoty się rozstawać.

-Tak, jak planowaliśmy. Ja jadę mojej rodziny, ty do swojej. Tu spotykamy się drugiego dnia świąt.

-Będę tęsknić.

- Ja też.

Cmoknął mnie lekko w policzek poszedł pakować prezenty dla rodziny. My na wymianę podarków umówiliśmy się dopiero na drugi dzień świąt.

Koło południa każde z nas zebrało się przy swoim środku transportu. Pocałowaliśmy się na pożegnanie i każde z nas pojechało w swoją stronę.

Do domu mamy i Roonie dotarłam po godzinie.

-Sally, wreszcie jesteś- przywitała mnie mama.

-Cześć mamo - cmoknęłam ją na powitanie.

-Wchodź.

Wewnątrz zobaczyłam ubraną choinkę, rozstawiony stół z naszymi rodzinno - tradycyjnymi potrawami.

-Hej Sally.- usłyszałam.

-Roonie! Cześć, tęskniłam siostrzyczko.- uściskałam ją, lecz ona stała sztywno, nie oddając przytulasa.

Coś się stało. Później będę musiała z nią porozmawiać.

Przez resztę dnia pomogłam w przygotowaniach do wigilii. W końcu wieczorem zasiadliśmy do kolacji.

Zaczęliśmy jeść w ciszy.

Po półgodzinie wieczerzę przerwał nam dzwonek do drzwi.

- Cześć mamo. Już jestem, przepraszam, że się spóźni...- powiedział mój brat, Nate.

- Hej Nate.- szepnęłam.

- Jak śmiesz przychodzić tutaj po tym, co zrobiłaś?! Jak śmiesz?!- wrzasnął.

- Nate, ja...

- Wyjdź stąd.

-Nathaniel...

- Powiedziałem wyjdź stąd.

-Ale...

-Nie słyszysz? Wypad!

Wyszłam ze łzami w oczach. Minęło już tyle czasu, a on wciąż nie może mi wybaczyć. Dodatkowo to, co się stało, to nie moja wina.

Wróciłam do domu. Jake na pewno nie wyszedł jeszcze od rodziców, więc siedziałam sama. Zagotowałam wodę na herbatę. Chwilę później wpatrywałam się w ścianę z kubkiem panującej cieczy w dłoni.

Dlaczego Nate wciąż nie może mi tego wybaczyć? Dlaczego nadal oskarża mnie o coś, co nie jest moją winą? Przecież to nie ja go skrzywdziłam, ja tylko zataiłam prawdę.

Te rozmyślania mnie uśpiły. Obudziłam się z resztą herbaty wylaną na koszulkę.

- Świetnie. - mruknęłam.

Poszłam do pokoju, by zmienić bluzkę na czystą. Kiedy wróciłam do salonu, usłyszałam chrobotanie klucza w zamku.

Gdy chrobotanie ustało, w przedpokoju pojawił się Jake.

-Cześć, czemu już wróciłeś? Miałeś zostać jeszcze do...- urwałam.
Spojrzałam na Jake'a. Opierał się o ścianę i szedł wolno. Strasznie plątały mu się nogi.

-Jake? Jake! Co jest?

-Nic, kochanieee. Wszyssko w poszątku.

-Jake, piłeś?- przestraszyłam się.

-Tylko ociupinkę.- rozłożył palce, by pokazać, ile to dla niego ,,ociupinkę'' i zaśmiał się z przymusu.

-Jackson! Idź do pokoju.

-Nie jesteś moją mamusią Rosalie. Nie jesteś.- wybełkotał.

-Idź.

Jake kiwnął głową i zataczając się poszedł do swojej sypialni. Weszłam tam za nim i zobaczyłam, że zdążył się już położyć i usnął. Wróciłam do swojego pokoju i również się położyłam. Ze względu na to, że spałam już kilka godzin, to nie mogłam usnąć.

Chyba w końcu mi się udało, bo gdy ostatnio patrzyłam na zegarek była druga nad ranem, a kiedy się obudziłam było po czwartej.

Poderwałam się na dźwięk, którego nie miałam okazji słyszeć od dłuższego czasu o tak późnej, a może wczesnej porze. Dźwięk dzwoniącego telefonu.

-Wesołych Świąt, suko. Tęskniłaś? Bo ja bardzo. Jak tam ten twój alkoholik i morderca w jednym?

-Przestań!

-Prawda w oczy kole? Nieważne, straciłaś swoją szansę. Do zobaczenia. I to już niedługo.

Boże, znowu? Już myślałam, że to wszystko się skończyło. Do tego Nate wciąż mnie nienawidzi, a Jake się upił? Dlaczego wszystko, co złe zawsze dzieje się jednego dnia? Dawkowanie tragedii byłoby prostsze do zniesienia.

Poszłam do pokoju Jake'a i wsunęłam się do łóżka obok niego. Śmierdział alkoholem, ale w tym momencie naprawdę potrzebowałam jego bliskości.

Jake mruknął cicho i uśmiechając się przez sen, delikatnie mnie objął. Usnęłam, tym razem na nieco dłużej.

............
No i jest next. Tradycyjnie dziękuję wszystkim czytającym, komentującym i vote'ującym. I przepraszam za nie wstrzelenie się w porę roku (co jest u mnie normą, bo zwykle piszę ,,dzieła'' o lecie i wakacjach w trakcie przerwy zimowej :D ). Nevermind. Wesołych Świąt ..... (tu wstaw nazwę najbliższego święta). Jeszcze raz dzięki i proszę o więcej vote'ów i komentarzy :)

Noc aniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz