Rozpłakała się. Przytuliłam ją, a ona wtedy wyszeptała. Najpierw myślałam, że się przesłyszałam, ale niestety nie. Dowiedziałam się, co było przyczyną dziwnego zachowania mojej przyjaciółki.
-Rocket, ja umieram.
-Co ty mówisz Meg?- spytałam walcząc z drżeniem głosu.- Proszę, nawet tak nie żartuj.
-Ale to prawda. Rocky, mam tętniaka mózgu.
-Ale na to się nie zawsze umiera. Masz szansę.-pocieszałam ją, niewiele widząc przez łzy, zalewające mi policzki.
-Byłam u lekarza. Powiedział, iż jest tak usytuowany, że kiedy pęknie, to praktycznie nie ma możliwości na uratowanie mnie.
Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc tylko przytuliłam ją i wypłakiwałyśmy się, psiocząc na cały świat.
Po ponad godzinie płakania zabrakło nam łez.
-Dziękuję. Potrzebowałam to komuś powiedzieć.
-Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. I nie martw się. Jeszcze wszystko się ułoży.
Pod domem Meggy czekał na mnie Jake. Stał, oparty o samochód. Jedną ręką klikał coś na telefonie, drugą miał schowaną w kieszeni.
-Jak to dobrze, że już jesteś. Twoja mama od ponad godziny dobija się na twoją komórkę.
Rzeczywiście, musiałam ją chyba zostawić w domu.-Odebrałeś?
- Tak. Zdziwiła się słysząc mnie zamiast ciebie, ale wszystko jej wytłumaczyłem. Prosiła, by ci przekazać, żebyś przyjechała do szpitala.
-Zawieziesz mnie tam?
- Jasne.
Droga do szpitala nie była długa, ale o tej porze Londyn był strasznie zakorkowany. Kiedy w końcu dotarliśmy do szpitala, szybko wbiegłam do środka. Zapytawszy się gdzie leży moja siostra, udałam się w kierunku jej sali.
Weszłam do jej wnętrza, a Jake został na korytarzu. Na krześle, przy łóżku Roonie spała mama.
- Mamuś?- obudziłam ją, delikatnie potrząchając jej ramieniem.
-Sally, już jesteś.
-Co z nią?
-Stan powoli się stabilizuje, ale straciła dużo krwi.
-Dlaczego to zrobiła?
-Zabij mnie, ale nie wiem.
-Ja tym bardziej.
Przysiadłam się obok i razem czekaliśmy, aż moja siostra się obudzi. Po kilkunastu minutach do sali wszedł lekarz. Spisał on wszystkie parametry i orzekł, że Roonie nic nie będzie.
Zaraz po lekarzu przyszedł Jake.
-Dzień dobry- rzekł do mojej mamy.- Jestem przyjacielem pani córki. Jackson Daniels.
-Marienne Therkins. Miło mi.
-Rosie, mogę cię prosić na chwilę?
-Jasne.
Wyszliśmy z pomieszczenia.
-Lekarze mówili już, kiedy się obudzi?
-Niestety, nie potrafią tego przewidzieć.
-Wróć do domu, ja tutaj poczekam i cię poinformuję.
-Nie mogę, to moja siostra. Muszę być przy niej.
-Wyglądasz okropnie. Spałaś w ogóle?
-Dzięki, zawsze mogę liczyć na jakiś komplement od ciebie. Nie, nie spałam od około doby, ale bez problemu wytrzymam drugie tyle.
-Nie musisz od razu być taka zgryźliwa. Poprostu się o ciebie martwię.
- Nie ma takiej potrzeby, dam sobie radę.
-Okay.-prychnął.
-Jesteś zły?
- Nie, rozbawiony. A jak myślisz?- rzekł uśmiechając się ironicznie.
-Pójdę do niej zajrzeć. Poczekasz tutaj?
-A mam inny wybór?
-Skoro to taki problem, to wróć do domu. Bez łaski!
Odwrócił się i poszedł w stronę wyjścia. Szczerze to nie spodziewałam się, że to zrobi.
Kłótnie z nim są okropne. Nie krzyczy, nie złości się, tylko z zimną krwią, ironizując wyrzuca to, co mu przeszkadza.
Wróciłam do wnętrza sali. Zauważyłam, że Roonie jest już przytomna.
- Roons, ale się martwiłam. Co się stało?
-Ja...- zaczęła, ale zaraz urwała i wybuchła płaczem.
-Cii, Roonie, wszystko będzie dobrze, już w porządku.
-Nic nie jest w porządku.
-Roo, wrócisz do domu i wszystko będzie tak jak dawniej.
-Ty nic nie rozumiesz. Nic nie będę już takie same. Nie wiesz wszystkiego.
-To mi powiedz.
-Chciałabym, ale nie może mi to przejść przez gardło.
-Spokojnie, jestem tu, możesz powiedzieć mi wszystko. Nieważne co zrobiłaś, obiecuję, że nie będę cię oceniać.
-Mnie?- prychnęła.- W tym, co się stało nie ma mojej winy. Rose, ja... On mnie... On mnie dotykał. I zrobił TO.
-Boże, Roonie. Dlaczego nikomu tego nie powiedziałaś? Dlaczego? Mogliśmy ci pomóc.
-Pomóc? Przecież nic nie można zrobić. Ale to nie jest najgorsze.-Roons...
-Ja jestem w ciąży! Rozumiesz?! Mam 16 lat i całkiem zniszczone życie.- rozpłakała się.
-Roonie, pomożemy ci. Nie jesteś sama.
-Panno Therkins, pani siostra powinna odpocząć.- odezwał się lekarz. Nie zauważyłam nawet kiedy wszedł do pomieszczenia.
-Dobrze. Zobaczymy się później. O nic się nie martw. Nie zostawię cię.
-Dziękuję. Pa, Rosie.
-Do zobaczenia.Kiedy wyszłam, Jake'a nie było przed salą. Poczułam wyrzuty sumienia.
-Zbyt na niego naskoczyłam. Po powrocie do domu koniecznie muszę z nim porozmawiać.-postanowiłam.
Telefon zapikał. Dostałam wiadomość.
Rose, musimy porozmawiać. Nate.Dopytałam się o adres i udałam się na spotkanie z bratem.
Po dłuuuugiej przerwie oto kolejny rozdział. Przepraszam za ''niepisanie'' wszystkich czytelników i obiecuję poprawę. Zapraszam do komentowania i vote'owania :)
CZYTASZ
Noc aniołów
Teen FictionWszystko zaczyna się, gdy multiinstrumentalistka Rocket dostaje się do elitarnej szkoły muzycznej. Poznaje tam tajemniczego gitarzystę z zespołu rockowego. Cóż może wyniknąć ze zmiksowania jego rocka z jej muzyką klasyczną?