Rozdział 14

102 11 2
                                    

Rozpłakała się. Przytuliłam ją, a ona wtedy wyszeptała. Najpierw myślałam, że się przesłyszałam, ale niestety nie. Dowiedziałam się, co było przyczyną dziwnego zachowania mojej przyjaciółki.

-Rocket, ja umieram.

-Co ty mówisz Meg?- spytałam walcząc z drżeniem głosu.- Proszę, nawet tak nie żartuj.

-Ale to prawda. Rocky, mam tętniaka mózgu.

-Ale na to się nie zawsze umiera. Masz szansę.-pocieszałam ją, niewiele widząc przez łzy, zalewające mi policzki.

-Byłam u lekarza. Powiedział, iż jest tak usytuowany, że kiedy pęknie, to praktycznie nie ma możliwości na uratowanie mnie.

Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc tylko przytuliłam ją i wypłakiwałyśmy się, psiocząc na cały świat.

Po ponad godzinie płakania zabrakło nam łez.

-Dziękuję. Potrzebowałam to komuś powiedzieć.

-Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. I nie martw się. Jeszcze wszystko się ułoży.

Pod domem Meggy czekał na mnie Jake. Stał, oparty o samochód. Jedną ręką klikał coś na telefonie, drugą miał schowaną w kieszeni.

-Jak to dobrze, że już jesteś. Twoja mama od ponad godziny dobija się na twoją komórkę.

Rzeczywiście, musiałam ją chyba zostawić w domu.

-Odebrałeś?

- Tak. Zdziwiła się słysząc mnie zamiast ciebie, ale wszystko jej wytłumaczyłem. Prosiła, by ci przekazać, żebyś przyjechała do szpitala.

-Zawieziesz mnie tam?

- Jasne.

Droga do szpitala nie była długa, ale o tej porze Londyn był strasznie zakorkowany. Kiedy w końcu dotarliśmy do szpitala, szybko wbiegłam do środka. Zapytawszy się gdzie leży moja siostra, udałam się w kierunku jej sali.

Weszłam do jej wnętrza, a Jake został na korytarzu. Na krześle, przy łóżku Roonie spała mama.

- Mamuś?- obudziłam ją, delikatnie potrząchając jej ramieniem.

-Sally, już jesteś.

-Co z nią?

-Stan powoli się stabilizuje, ale straciła dużo krwi.

-Dlaczego to zrobiła?

-Zabij mnie, ale nie wiem.

-Ja tym bardziej.

Przysiadłam się obok i razem czekaliśmy, aż moja siostra się obudzi. Po kilkunastu minutach do sali wszedł lekarz. Spisał on wszystkie parametry i orzekł, że Roonie nic nie będzie.

Zaraz po lekarzu przyszedł Jake.

-Dzień dobry- rzekł do mojej mamy.- Jestem przyjacielem pani córki. Jackson Daniels.

-Marienne Therkins. Miło mi.

-Rosie, mogę cię prosić na chwilę?

-Jasne.

Wyszliśmy z pomieszczenia.

-Lekarze mówili już, kiedy się obudzi?

-Niestety, nie potrafią tego przewidzieć.

-Wróć do domu, ja tutaj poczekam i cię poinformuję.

-Nie mogę, to moja siostra. Muszę być przy niej.

-Wyglądasz okropnie. Spałaś w ogóle?

-Dzięki, zawsze mogę liczyć na jakiś komplement od ciebie. Nie, nie spałam od około doby, ale bez problemu wytrzymam drugie tyle.

-Nie musisz od razu być taka zgryźliwa. Poprostu się o ciebie martwię.

- Nie ma takiej potrzeby, dam sobie radę.

-Okay.-prychnął.

-Jesteś zły?

- Nie, rozbawiony. A jak myślisz?- rzekł uśmiechając się ironicznie.

-Pójdę do niej zajrzeć. Poczekasz tutaj?

-A mam inny wybór?

-Skoro to taki problem, to wróć do domu. Bez łaski!

Odwrócił się i poszedł w stronę wyjścia. Szczerze to nie spodziewałam się, że to zrobi.

Kłótnie z nim są okropne. Nie krzyczy, nie złości się, tylko z zimną krwią, ironizując wyrzuca to, co mu przeszkadza.

Wróciłam do wnętrza sali. Zauważyłam, że Roonie jest już przytomna.

- Roons, ale się martwiłam. Co się stało?

-Ja...- zaczęła, ale zaraz urwała i wybuchła płaczem.

-Cii, Roonie, wszystko będzie dobrze, już w porządku.

-Nic nie jest w porządku.

-Roo, wrócisz do domu i wszystko będzie tak jak dawniej.

-Ty nic nie rozumiesz. Nic nie będę już takie same. Nie wiesz wszystkiego.

-To mi powiedz.

-Chciałabym, ale nie może mi to przejść przez gardło.

-Spokojnie, jestem tu, możesz powiedzieć mi wszystko. Nieważne co zrobiłaś, obiecuję, że nie będę cię oceniać.

-Mnie?- prychnęła.- W tym, co się stało nie ma mojej winy. Rose, ja... On mnie... On mnie dotykał. I zrobił TO.

-Boże, Roonie. Dlaczego nikomu tego nie powiedziałaś? Dlaczego? Mogliśmy ci pomóc.
-Pomóc? Przecież nic nie można zrobić. Ale to nie jest najgorsze.

-Roons...

-Ja jestem w ciąży! Rozumiesz?! Mam 16 lat i całkiem zniszczone życie.- rozpłakała się.

-Roonie, pomożemy ci. Nie jesteś sama.

-Panno Therkins, pani siostra powinna odpocząć.- odezwał się lekarz. Nie zauważyłam nawet kiedy wszedł do pomieszczenia.

-Dobrze. Zobaczymy się później. O nic się nie martw. Nie zostawię cię.

-Dziękuję. Pa, Rosie.

-Do zobaczenia.

Kiedy wyszłam, Jake'a nie było przed salą. Poczułam wyrzuty sumienia.

-Zbyt na niego naskoczyłam. Po powrocie do domu koniecznie muszę z nim porozmawiać.-postanowiłam.

Telefon zapikał. Dostałam wiadomość.
Rose, musimy porozmawiać. Nate.

Dopytałam się o adres i udałam się na spotkanie z bratem.

Po dłuuuugiej przerwie oto kolejny rozdział. Przepraszam za ''niepisanie'' wszystkich czytelników i obiecuję poprawę. Zapraszam do komentowania i vote'owania :)

Noc aniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz