14

249 14 1
                                    

Dziś jest sobota, na czternastą byliśmy umówieni na obiad. Jesteśmy dziesięć minut przed czasem - strasznie się stresuje przecież poznam zaraz rodziców przeznaczonej mi alfy. Specjalnie na tą okazję założyłem mój piękny fioletowy sweterek i eleganckie białe spodnie które z Dalią zamówiliśmy przez internet.

Jeszcze nie wysiedliśmy. Eric wyczuwając, że się denerwuje położył mi dłoń na kolanie.

-Będzie dobrze bursztynku - gdy natrafia na moją dłoń splata ze sobą nasze palce.

-A co jeśli im się nie spodoba to, że jestem męską omegą - zaczynam myśleć na głos - co jeśli nie akceptują maleństwa

-Uspokój się skarbie - zaczął wypuszczać więcej swoich feromonów by mnie uspokoić - moi rodzice jak cię tylko poznają to, na pewno cię pokochają zobaczysz - spojrzałem na niego nie dokonać mu wierząc gdy nagle ktoś zapukał do okna pasażera które było centralnie za mną. Tak się przestraszyłem że aż podskoczyłem. Za oknem stał starszy mężczyzna z siwymi włosami i krótką brodą. Był ubrany jak lokaj więc coś mi się zdawało, że nim był. Eryc na szybko zostawił na moim policzku całus i wysiadł z auta witając się z mężczyzną. Po chwili otworzył drzwi pasażera wyciągając do mnie rękę. Oczywiście ją przyjąłem czując się naprawdę dziwnie przyjemnie, tak jak jakaś dama czy coś w tym stylu.

Jadąc tu tak się zamyśliłem, że nie zauważyłem na jak dużej i eleganckiej posesji się znajdujemy. Wszystko wyglądało tak jakby ogrodnik przychodził tu raz w tygodniu, trawa była codziennie podlewana a jak ktoś wszedł na trawnik był karany karą śmierci. Dom był duży i bardzo nowoczesny, no może nie tak duży jak nasz ale tam akurat mieszka sześć osób więc co się dziwić.

-Niech mi pan wybaczy nie chciałem tak pana wcześniej wystraszyć - powiedział mężczyzna, który okazał się betą, lekko mi się kłaniając, trochę speszony stałem nie wiedząc do końca co mam robić.

-Nic się nie stało - wydukałem wreszcie i spojrzałem niepewnie na Erica.

-Dziękuję Edwardzie, zaparkujesz proszę mój samochód w garażu? - mężczyzna wyciągnął rękę po kluczyki, które alfa po chwili mu dał

Zaczęliśmy iść w stronę dużego dwudrzwiowego wejścia do domu. Eric przez cały czas trzymał mnie za rękę by dodać mi otuchy, otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszego. Pomógł mi - całkowicie niepotrzebnie - zdjąć płaszcz po czym powiesił go na wieszaku w dużym przedpokoju. Nagle przed nami pojawiła się jakaś kobieta ale nie musiałem się długo zastanawiać kim ona jest. Niziutka, drobna kobieta z ciemnymi oczami. A jej włosy tak samo kruczoczarne jak te bliźniaków - to ich mama.

-Witajcie! - krzyknęła uradowana i na samym początku ku mojemu zdziwieniu podeszła do mnie przytulając mnie na powitanie - Miło mi cię wreszcie poznać, możesz mówić mi Monica - dopiero później oderwała się odrmnie i przywitała się z synem - chodźcie już prawie wszystko gotowe, Eugenia zrobiła dziś same pyszności

Kobieta zaprowadziła nas przez bogato zdobiony salon do tak samo bardzo pięknej jadalni, w której dwie młodziutkie kobiety w beżowych uniformach pokojówek właśnie stawiały dania na stole. Ukradkiem się rozglądałem patrząc na przeróżne eleganckie figurki, nowoczesne obrazy i meble. Gdy zatrzymaliśmy się przy stole, a omega (mama Erica) usiadła na jednym z miejsc. Eric odsunął trochę od stołu jedno krzesło i wskazał mi ręką bym usiadł. Zasunął je za mną i usiadł na krześle obok. Nagle usłyszałem dość potężne kroki i pojawił się wysoki, wysportowany, w garniaku i z takimi samymi błękitnymi oczami jak bliźniacy alfa. Włosy miał w kolorze ciemnego blondu a na ustach miał lekki uśmiech. Eric wstał i podszedł do ojca witając się z nim na "misia". Też wstałem, mężczyzna spojrzał na mnie badawczym wzrokiem lekko się wystraszyłem.

Szczęście w nieszczęściu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz