Rozdział 25 - Bardzo krótko o Cangse Sanren-

56 9 2
                                    

     Zaraz po procesie zacząłem rozglądać się za Xiao Xingchen'em, licząc, że dotrzyma danego słowa i zgodzi się ze mną porozmawiać. Na szczęście nie musiałem długo szukać. Gdy tylko go zobaczyłem, przeprosiłem Lan Zhan'a i oddaliłem się w towarzystwie mojego kultywacyjnego wujka, udając, że wcale nie widzę zazdrosnych spojrzeń męża.

   - Lan Zhan, zajmij się A-Yuan'em! Nie będzie mnie przez chwilkę.- Rzuciłem w jego stronę.

   - Mn, ale wróć przed zmrokiem.- Odburknął, ale mnie nie zatrzymywał.

   - Jak mógłbym przegapić noc z tobą Gege?- Mrugnąłem do niego jednym okiem i szybko przeleciałem wzrokiem po jego ciele.- Oj, zdecydowanie nie mógłbym tego zrobić- dodałem.

   - Lan Wuxian!- Wrzasnął wytrącony z równowagi Lan Zhan z czerwonymi uszami, ale mi już dawno udało się uciec przed jego gniewem.

     Kim była Baoshan Sanren? Dlaczego była takim odludkiem? Czy mówiła coś o mojej mamie, udzielając nauk innym uczniom? Miałem wiele pytań- bardzo mało odpowiedzi i nie łudziłem się, że po rozmowie z Xiao Xingchen'em będę wiedzieć więcej, ale... Zawsze można spróbować.

     Oddaliliśmy się spory kawałek od głównych budynków sekty Lan i usadowiliśmy się na kawałku trawy rozciągającym się pod budynkiem pawilonu bibliotecznego.

   - Daozhang... Czy wiesz coś o mojej mamie?- Zapytałem prosto z mostu.

   - Opuściła kryjówkę Baoshan Sanren jako wyróżniająca się kultywatorka...- Zaczął, ale pomyślał, że o tym musiałem już słyszeć, więc zmienił tor swojej wypowiedzi.- Nie miałem okazji poznać jej osobiście. Słyszałem tylko, że była bardzo piękna i wiecznie uśmiechnięta. Wybacz mi, Baoshan Sanren nie mówiła o uczniach, którzy opuścili kryjówkę, więc wiem tylko to, co wszyscy- przyznał.- Powinieneś zapytać starszego Lan Qiren'a.

     Wzdrygnąłem się na wspomnienie Staruszka. Ja i rozmowa z nim? Prędzej bażanty zaczną latać!

   - Obawiam się, że nie mogę spytać Lan Qiren'a. Nie przepada za mną.- Powiedziałem nie do końca szczerze, ale moja mina musiała mu zdradzić, że ja sam nie przepadam za Lan Qiren'em i roześmiał się na głos z mojej grzecznej odpowiedzi.

     Po uspokojeniu swojego napadu śmiechu pokiwał głową ze zrozumieniem i wpatrywał się we mnie wyczekująco. Najwyraźniej liczył, że to ja poprowadzę naszą rozmowę dalej.

   - Chciałbym raczej wiedzieć... Jakim cudem tak utalentowana kultywatorka, wychowanka Czcigodnej Sanren mogła umrzeć na nocnym polowaniu? Dlaczego zostawiła mnie samego? Czy Baoshan Sanren ani przez chwilę nie zamierzała pojawić się po mnie, syna jej uczennicy?- Potok słów wylał się ze mnie, zanim zdążyłem go powstrzymać.

     Nie chciałem zabrzmieć, jak dzieciak, ale nigdy nie udzielono mi odpowiedzi na te pytania i moja ciekawość i frustracja wzięły górę. Chciałem się dowiedzieć chociaż trochę więcej o moich własnych rodzicach.

     Przez moment chyba naprawdę nie wiedział, co mi odpowiedzieć, ale w końcu spojrzał mi prosto w oczy i zaczął mówić.

   - Baoshan Sanren przyjmowała pod swoje skrzydła same opuszczone dzieci. Nie można tego wykluczyć, że być może, gdyby Jiang Fengmian nie odnalazł cię pierwszy, znalazłbyś się pod jej opieką. Nie stało się tak, ponieważ nie byłeś porzuconym dzieckiem Wei Ying. Sekta Jiang chciała się tobą zająć.

   - Czasem po prostu... Myślę, że przysporzyłem rodzinie Jiang za dużo problemów i lepiej by było, gdyby nigdy mnie nie przyjęli.

   - Możesz tak myśleć, ale... Lepiej nie rozmyślać nad przeszłością. Państwo Jiang sami podjęli się wychowywania ciebie i tego już nie zmienisz. Czasy twojej młodości już minęły i teraz powinieneś patrzeć w przyszłość.

     Między nami zapadła chwilowa cisza. Trochę poniosło mnie z tym zwierzaniem się nieznajomemu, ale... Xiao Xingchen słuchał mnie cierpliwie i wcale nie narzekał. Czułem, jakby był mi starszym bratem.

   - Dlaczego umarli?- Odważyłem się w końcu zapytać głośno, ale mój głos był ochrypły i cichy.

   - Wypadki chodzą po ludziach.- Odpowiedział to, co szczerze myślał, dlatego doceniłem jego odpowiedź.

     Byłem usatysfakcjonowany. Nie zadałem już więcej pytań, ale wciąż siedzieliśmy we dwójkę pogrążeni w lekkiej rozmowie. Najwyraźniej żadnemu z nas nie spieszyło się do odejścia. Xiao Xingchen był naprawdę inny od znanych mi kultywatorów. Wydawało się, że problemy świata wcale go nie dotykają, a własna ślepota nie jest dla niego żadną tragedią. On po prostu... Pragnął być szczęśliwy i nieść pomoc innym.

   - A właśnie! Bracie Xiao, dlaczego nie wykląłeś mnie jeszcze za demoniczną kultywację?

   - Nie jesteś żadnym fenomenem. Pierwszy uczeń Baoshan Sanren, który zstąpił z góry, został ogłoszony nikczemnikiem, którego zgubiła własna potęga... Zresztą... Wydaję mi się, że po prostu mam to po mojej nauczycielce, która nie potrafiła zrozumieć różnych konfliktów świata kultywacji. Ja również nie potrafię ich zrozumieć, nie angażuje się w nie, a człowieka wolę poznać i ocenić sam, zamiast opierać się na opinii innych.- Uśmiechnął się do mnie.

   - Ah, szkoda, że nie poznałem cię wcześniej!- Wyraziłem szczerze moje rozczarowanie.- Zaprosiłbym cię na mój ślub z Lan Zhan'em! Ah, Lan Zhan! Muszę ci go koniecznie przedstawić!- Powiedziałem i zaraz zacząłem ciągnąć mojego gościa do Jingshi.

     Nie dotarliśmy jednak do kwater Lan Wangji'ego, ponieważ zauważyłem mojego męża na pobliskiej polanie, jak bawił się z A-Yuan'em i królikami. Nie mogłem powstrzymać śmiechu na widok Lan Zhan'a otoczonego ze wszystkich stron przez puchate kulki, które w równym kółku ułożył obok niego Lan Yuan. Wyglądał nad wyraz komicznie z tą swoją napuszoną postawą!

   - Lan-er-gege! Chodź, przedstawię ci kogoś!- Zawołałem z daleka, kiedy już się opanowałem.

     Lan Wangji szybko do nas podbiegł (z uwagą omijając bandę królików) i grzecznie ukłonił się Xiao Xingchen'owi, ale tylko tyle udało mu się zrobić z godnością, ponieważ zaraz przytulił się do moich pleców i zaborczo ogrodził mnie swoimi ramionami.

     Ah! Czyżby mój kochany mężuś był zazdrosny? Nie martw się Lan Zhan! Ziemniaki mogę sadzić tylko z tobą!

   - Mój.- Powiedział chłodno i mierzył wzrokiem Xiao Xingchen'a, jakby zastanawiając się, czy ma w nim wroga.

     Nie zdążyłem nawet wyjaśnić tej niezręcznej dla Xiao Xingchen'a sytuacji, kiedy malec, którego Lan Zhan nieodpowiedzialnie zostawił kilka metrów w tyle, zaraz podbiegł do nas, objął małymi rączkami moją lewą nogę i zaczął głośno wołać:

   - A-Niang jest też mój! Mój! A-die, nie możesz zmonopolizować mamusi Wei Ying'a!

     Lan Yuan'ie, mój kochany synku, Berbeciu, Rzodkieweczko- nie musisz domagać się sprawiedliwości akurat teraz! Pozwól mi zachować twarz przy moim kultywacyjnym wujku! Lan Zhan, zaciskając ręce na mojej talii też nie pomagasz! 

Zostańcie ze mną, zostańmy razem /MDZS/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz