Rozdział 39- Najlepszy na świecie-

24 5 4
                                    

UWAGA! ROZDZIAŁ NIE JEST PRZEZNACZONY DLA OSÓB WRAŻLIWYCH NA PRZEMOC, BRUTALNE OPISY, WSPOMNIENIA O OSOBACH ZMARŁYCH I ANGST.  

Dzisiaj taki mocniejszy rozdział, Kochani. Uzbrójcie się w chusteczki i ciasteczka na osłodę życia! Życzę miłego wieczorku/dnia! <3 

-------------

     Myślałem, że Staruszek Lan nie podda się i ponownie zaprosi mnie na wykład, żeby pokazać, jaki to jest ode mnie i moich żałosnych sztuczek lepszy, a ja udowodnię mu, że wcale nie... Ale tak się nie stało. Przekazał mnie pod opiekę Lan Xichen'a już po moim pierwszym popisie przed dzieciakami. Nauczył się na błędach...

   - A-Ying, co zrobiłeś Wujowi?- Zapytał mnie już wyłącznie z ciekawości Lan Zhan, kiedy dowiedział się o zmianie nadzorcy.

   - Nic... Tylko dzieciaki nie mogły się skupić, jak im towarzyszyłem. Zbyt przystojny jestem.

   - Mn. Rozumiem je.

   - Hm? Jak to rozumiesz? Czyżbyś również nie potrafił się skupić na lekcjach w mojej obecności?

   - ... Mn.

   - Ah Lan Zhan! Jaki ty jesteś uroczy!

     Już po pierwszym dniu pracy pod okiem Lan Xichen'a, która muszę dodać- mijała nam bardzo przyjemnie, ponieważ Lan Xichen to bardzo miła i ciekawa mojej pracy osoba- zaczęło się dziać ze mną nie do końca dobrze.

     Energia urazy, a raczej jej nieustanne gromadzenie i rozpraszanie, w końcu zaczęło przejawiać skutki uboczne na moim umyśle. Męczyły mnie koszmary, a szczególnie natarczywie jeden z nich:

      Byłem zupełnie innym człowiekiem, niż teraz. Widziałem wyraźnie krew na swoich rękach i czułem... Czułem nieustannie mi towarzyszącą nienawiść. Sceneria wokół mnie szybko się zmieniała, ale doskonale zapadło mi w pamięć, że najpierw znajdowałem się w Mieście Bez Nocy, gdzie... Zamordowałem własną siostrę. Moje paznokcie były stukrotnie ostrzejsze niż teraz- podobne do Wen Ning'owych i to właśnie nimi przeszyłem jej wątłą klatkę piersiową na wskroś.

      Zbliżała się do mnie powoli. Jej oczy były smutne, ale zdecydowane. Ona szła na śmierć. Ona pragnęła zginąć z moich rąk.

     Chciałem zabrać rękę. Odsunąć się od niej, krzyknąć do niej, obudzić ją z tego samobójczego transu, ale nic nie mogłem zrobić...

   - Nie rób tego! Nie waż się!- Wrzeszczałem do siebie w myślach, ale moje ciało mnie nie słuchało.

      Najpierw poczułem materiał jej sukienki, później gładkość skóry, krew, mięso i kości. Jej ciało przechodziło przez ostre szpony i w końcu trafiało na moje palce, którymi mogłem doświadczyć jej śmierci sensorycznie. To tylko sen, ale... Jej ciało stawało się zimne.

     Widok umierającej w taki sposób Jin Yanli roztaczał się przede mną nawet kiedy się budziłem i miałem świadomość, że wszystko, czego przed chwilą doświadczyłem, było tylko fikcją. Obraz był przerażający.

   - Nie, nie, nie!!! Nie Shijie! Shijie!

Zaraz potem znajdowałem się na Kopcach Pogrzebowych, gdzie kopałem własnymi rękami groby. Niezliczoną ilość grobów, a każdy z nich miał na kamieniu napisane nazwisko Jiang lub Wen. 

   - Przepraszam, przepraszam, przepraszam- wyrzucałem z siebie nieustannie.

      Jeszcze później znajdowałem się chyba na terytorium sekty Jin, ale kolejnych miejsc nie potrafiłem rozpoznać. Wszystko działo się zbyt szybko i zwalniało na samym końcu... Pozwalając mi wyraźnie zobaczyć bladą i zrozpaczoną twarz Hanguang-Jun'a.

     Najpierw ogarniała mnie ulga. Miałem wrażenie, że znalazłem się w końcu w strefie bezpiecznej. Pragnąłem go przytulić, pocałować i oddalić od siebie wcześniejsze wydarzenia, ale później docierało do mnie, że coś jest nie tak. On... Wyglądał zbyt podobnie do żywego trupa. 

      Siedział przed Jingshi. Jego sylwetka była zgarbiona, szaty w nieładzie. Wyglądał, jak siedem nieszczęść i na pewno nie pamiętał, kiedy ostatnio spał.

   - Lan Zhan, co się stało?- To jedyne zdanie, które mogłem wymówić samodzielnie ustami kogoś, kto chyba miał być mną.

   - Wei Ying... Umarł.

   - I płaczesz z tego powodu? Przecież tego chciałeś. Nieustannie cię irytowałem, moja egzystencja była dla ciebie nie do zniesienia.- Rzucił potwór.

   - To nie...- Próbował z całej pozostałej mu siły zaprzeczyć Lan Zhan, ale mu nie pozwolono.

   - Nienawidziłeś mnie. Ja też ciebie nienawidziłem, dlatego teraz jesteś ze mną związany już na zawsze!

   - Związany... Na zawsze...

   - Chciałbym mieć możliwość pojedynkowania się z tobą jeszcze raz nawet w piekle! W końcu pokazałbym ci, że jesteś żałosny. Nigdy mnie nie doceniałeś!

   - Nie doceniałem?...

   - Dołącz do mnie, Lan Zhan! Umrzyj!

   - ... Umrzeć?- Zapytał Lan Zhan, a ja nie mogłem już dłużej wytrzymać.

      Zostaw go! Zostaw! On na to nie zasługuje! Dlaczego go dręczysz?! Dlaczego się nad nim znęcasz?! On jest już taki słaby! Zostaw go! ZOSTAW, ZOSTAW, ZOSTAW...

      Pierwszej nocy, kiedy wróciłem do rzeczywistości, obudził mnie zaniepokojony głos Lan Zhan'a:

   - A-Ying, obudź się!

     Patrzył na mnie śmiertelnie przerażony i potrząsał moim ciałem bez żadnego wyczucia, ale...

     Nie mogę wyrazić słowami, jaką ulgę poczułem, kiedy zobaczyłem go zdrowego i... Żywego. To mój Lan Zhan. Objąłem go ciasno.

   - Lan Zhan, nie wolno ci umierać! Nigdy! Musisz przeżyć ze mną jeszcze wiele szczęśliwych lat, zjeść mnóstwo dań i... Nawet jeśli spróbujemy już wszystkiego, co ten świat ma do zaoferowania, musimy żyć ze sobą dalej!

   - Mn.

     Szybko zrozumieliśmy, że mój koszmar był efektem ubocznym podobnym do klątwy zostawionej przez energię urazy. Zauważyliśmy również, że następna noc może być podobna, dlatego Lan Zhan starał się nie panikować na widok mojego ciała ogarniętego drgawkami i zalanego potem. Starał się zrozumieć, że muszę kontynuować projekt.

   - Lan Zhan, gdzie jesteś?!- Budziłem się z krzykiem.

   - Tutaj, A-Ying. Jestem tutaj.- Odpowiadał i kojąco całował mnie w czoło.

     Nie potrafiłem powstrzymać się od opowiedzenia mu mojego snu. Mój kochany mąż otoczył mnie takim wsparciem, że lepszego nie mogłem sobie nawet wyobrazić. Kocham go. Jest najlepszy na świecie. 

Zostańcie ze mną, zostańmy razem /MDZS/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz