Rozdział 2

585 37 38
                                    

Witam wszystkich w rozdziale 2! 


W ten poniedziałek szczególnie nie chciało mi się wstać. Na pewno przyczyniło się do tego moje nastawienie, które już od wczoraj było na marnym poziomie. Pogoda za oknem również nie motywowała mnie, aby w końcu ruszyć się z łóżka. Po dziesiątym dzwonku budzika spojrzałam na godzinę i natychmiast zerwałam się na równe nogi. Byłam już spóźniona, a musiałam się pomalować, ubrać i zdążyć zjeść, bo przecież rodzice bez śniadania nie wypuszczą mnie z domu. Z szafy wyciągnęłam szarą bluzę z kapturem i czarne jeansy. Najważniejsze, żeby było mi wygodnie. Może chociaż to ułatwi mi przetrwanie tego dnia.

Z prędkością światła wciągnęłam śniadanie i ruszyłam na autobus. Z reguły do szkoły jeździłam z Xavierem, który przyjeżdżał po mnie swoim białym BMW, ale tym razem stwierdził, że musi coś obgadać z Davidem, więc podjedzie po niego. W autobusie dostałam wiadomość, że zajęcia taneczne są dziś odwołanie. Chociaż jedna dobra informacja tego dnia. Już nie mogłam się doczekać, aż wrócę do domu i prześpię całe popołudnie. To będzie czas dla mnie. Czas spokoju. Odpuszczę sobie bloga, filmy, telefon, odłączę się od wszystkiego i najzwyczajniej w świecie pójdę spać.

Taniec sprawiał mi naprawdę wiele radości. Zapisałam się na zajęcia kilka miesięcy temu i głównie robiłam to dla siebie. Nie chciałam brać udziału w żadnych konkursach, zawodach itd. Zależało mi na tym, aby wyuczyć się precyzji, delikatności i lekkości w poruszaniu. Szło mi naprawdę całkiem nieźle. Cieszyłam się, że rodzice zgodzili się ufundować mi szkołę tańca, bo początkowo uważałam to za nierealne marzenie. Mimo że powodowałoby to kolejny miesięczny koszt, to postanowili zgodzić się, abym mogła rozwijać swoje pasje. Byłam im za to ogromnie wdzięczną, ale ta wiadomość o odwołaniu zajęć spadła mi dziś z nieba. 

Szkoda, że niebo postanowiło mi zesłać swojego nieszczęsnego wysłańca. Chociaż z niebem miał tyle wspólnego, co ja z babą od historii. Tylko imię się zgadzało.

Będąc już w szkole skręciłam z głównego korytarza w prawo, aby dojść do szafek, jednak poczułam silne uderzenie, które sprawiło, że wykonałam kilka kroków w tył, by utrzymać równowagę i się nie przewrócić. No któż inny mógłby się trafić.

- Patrz jak łazisz Davies - usłyszałam od chłopaka, który wszedł na mnie z impetem, nawet na mnie nie patrząc. Przymknęłam oczy starając się nie wybuchnąć. Miałam już dosyć tych jego uszczypliwości i za każdym razem starałam się trzymać nerwy na wodzy, ale musiałam przyznać, że naprawdę sobie grabił. Co za idiota.

- Spierdalaj Wilson- rzuciłam i ruszyłam przed siebie. Nie dość, że ten dzień zaczął się tragicznie to jeszcze niebiosa musiały mi zesłać na drogę Gabriela. Szkoda, że do anioła mu daleko.

- Ładne słownictwo - skwitował dalej się nie odwracając. Nie chciało mi się tego kontynuować, więc nie odpowiedziałam. 

Zwykle ostatnie słowo należało do mnie albo do Xaviera, gdy ten był świadkiem zaczepek ze trony Gabe'a. Choć nie ukrywam, że przy moim chłopaku Gabriel bardzo rzadko się do mnie w ogóle odzywał. Wiele razy byłam świadkiem ich kłótni, które odbywały się nawet kilka razy w tygodniu. Byli na siebie skazani przez grę w drużynie, która miała reprezentować naszą szkołę. Na szczęście Gabriel nie próbował mnie wciągać w te kłótnie, chociaż czasami bałam się, że wspomni coś o zdarzeniu, które miało miejsce między nami mimo, że do niczego nie doszło.

Xavier nie wiedział. Nie odpuściłby Gabe'owi w tej kwestii. Bardzo się irytował, gdy jakiś chłopak zwracał na mnie szczególną uwagę. Co prawda sam miał podejrzenia w stosunku do Gabriela, ale z racji na ich przyjaźń i moje lekceważenie tematu odpuścił. Gdyby się teraz dowiedział byłoby tylko gorzej. Każdy powód był dla niego dobry, żeby wszczynać awantury z szatynem, a w tej sytuacji mi też by się oberwało. 

WSZYSTKO JEDNO [ANIELE - NOWA NAZWA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz