Rozdział 14

608 32 27
                                    


Wychodząc z posesji Wilsonów nie patyczkowałam się z ukrywaniem po krzakach. Szłam przed siebie nie przejmując się, czy znajdę się na jakichś kamerach lub czy ojciec chłopaka, przed którym tak przestrzegał, nagle wstanie i zobaczy mnie przez okno. Miałam to totalnie gdzieś.

Zanim tu przyszłam byłam przekonana, że uda mi się rozładować gniew, który czułam w stosunku do Gabriela poprzez zajechanie mu tego pieprzonego samochodu na amen. Niesamowite było chwilowe uczucie satysfakcji, gdy trzymałam ostrze na masce myśląc, że mogę z nim zrobić wszystko. Wyobrażałam sobie minę Gabe'a, który rano ogląda swoje auto nie wiedząc, co się z nim stało. I przede wszystkim nie wiedząc, kogo o to obwinić.

Nie spodziewałam się, że odczuwana przeze mnie nienawiść do szatyna może jeszcze wzrosnąć, a ta podwoiła się, gdy ten znowu miał nad mną przewagę. Kolejny raz mnie upokorzył. Nie mógł zwyczajnie uniemożliwić mi wejścia na posesję. Musiał zrobić to w swoim stylu.

Pozwolił mi na chwilowe poczucie zwycięstwa, by bezlitośnie zgasić je strachem, który we mnie wywołał.

Przerażenie obezwładniło moje ciało, przez co nie miałam szans, aby się obronić. Był silniejszy, sprytniejszy, a przez to pewny swego.

Pewnie nie mógł się doczekać, aż pokaże mi, że to on ma nade mną przewagę. Nie był nawet o krok, a o kilka kroków przede mną. Już ja wiem, komu mogę zawdzięczać te wspaniałe okoliczności. Jeszcze się z nimi wszystkimi policzę.

A jego pewność siebie niedługo będzie miała swój koniec, który będę zawdzięczać sobie.

Mijając furtkę cała aż kipiałam ze złości. Mimo deszczu nie zarzuciłam kaptura na głowę pozwalając, aby targane przez wiatr włosy mokły. W tamtej chwili pogoda była moim najmniejszym zmartwieniem. Musiałam ochłonąć.

Zmierzałam w stronę dróżki, przy której umówiłam się z Xavierem. Uzgodniliśmy, że odbierze mnie po wszystkim, żebym nie musiała wracać sama. Na pieszo szłabym ponad godzinę, a samochodem będzie to moment.

Xavier mieszkał stosunkowo blisko Gabriela, więc po wyjściu od razu miałam do niego zadzwonić, żeby nie musiał na mnie czekać.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni bluzy, chcąc sprawdzić godzinę i zadzwonić do chłopaka. Moją uwagę od razu przykuły trzy nieodebrane połączenia od Xaviera, a to nie zwiastowało niczego dobrego. To ja miałam do niego zadzwonić... Niecierpliwił się? Może się o mnie martwił? W końcu sama nie spodziewałam się, że tak długo będę zwlekać, czekając na cud w krzakach.

Przed oddzwonieniem zaczęłam się zastanawiać, jak to wszystko wyjaśnię Xavierowi. Nie mogłam mu powiedzieć, że Gabriel wiedział o moich zamiarach, bo jeszcze by mi się za to dostało. Pewnie miałby pretensje, że nie trzymałam języka za zębami i komuś jeszcze o tym powiedziałam.

Ze względu na rozemocjonowany stan, w którym się znalazłam, nie miałam siły na wymyślanie. Postanowiłam iść na żywioł i stawić czoła chłopakowi, który na pewno nie będzie zadowolony z obecnego obrotu spraw.

Zaciskając usta wybrała numer chłopaka. Nie wiedziałam, w jakim humorze go zastanę, jak mu to wyjaśnię, ale nie chciałam zwlekać. Im szybciej tym lepiej.

- No w końcu - usłyszałam, gdy odebrał telefon. Nie dało się nie wyczuć pretensji, którą emanował jego głos, a przecież jeszcze nie wiedział... - Co Ty tam robiłaś tyle czasu? - Momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Miałam ochotę zwymiotować ze strachu, który kolejny raz przejął panowanie nad moim ciałem.

- Próbowałam się tam włamać - przyznałam cicho. Złość, która przed chwilą rozrywała mnie od środka, ustąpiła miejsca panice, której nie potrafiłam zaradzić. A najgorsze dopiero przede mną. - To nie takie łatwe jak myślałam. - Dodałam, próbując wywołać w nim zrozumienie.

WSZYSTKO JEDNO [ANIELE - NOWA NAZWA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz