Rozdział 5 Mowa jest srebrem

29 6 1
                                    

Miałam serdecznie dość, leżałam na zimnej marmurowej podłodze. Wciąż nie byłam pewna czy nie śnie, zawsze miałam bardzo realistyczne sny. Z oddali uslyszałam kroki, poderwałam się od razu, stanęłam nieopodal łóżka.

W pierwszej myśli miałam zamiar rzucić się na napastnika, w drugiej zdałam sobie sprawę, iż nic to nie da bo nawet nie wiem gdzie jestem.

Mosiężna klamka ugięła się pod naciskiem, a do środka wszedł postawny mężczyzna o lekko siwej brodzie. Miał na sobie koszule i kamizelkę, która wyglądała jakby została zrobiona z czarnych łusek.

— kapłanka Cię wzywa

Założyłam hardo ręce na piersi

— nigdzie nie pójdę — odpowiedziałam, choć niepewność w moim głośnie nawet mnie nie przekonała.

Bez słowa zrobił szybki krok do mnie złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę. Mimo moich protestów i prób zaparcia się nogami, bez trudu pociągnął mnie ze sobą.

— jestem człowiekiem, nie możesz mnie tak traktować! — krzyknęłam szarpiąc się.

Jego uścisk był silny, a mina zirytowana.

— jesteś mieszańcem, podobno, nie człowiekiem

— nawet nie wiem co to znaczy! — wciąż się szarpałam, przez co po prostu przerzucił mnie przez ramie, mimo moich krzyków i protestów nie odstawił mnie.

Dopiero gdy przekroczyliśmy próg jakiegoś pomieszczenia, po prostu zrzucił mnie na podłogę. Upadłam obijają sobie łokieć lewej ręki.

Poprawiłam włosy, które zasłoniły mi twarz, wstałam. Wtedy zobaczyłam rodziców, kapłankę, chłopaka który wczoraj mnie prowadził oraz kilka innych osób.

— postanowiłam, iż dziewczyna weźmie udział w ceremonii — oświadczyła kapłanka — jeśli okaże się ze nie ma mocy lub jest niewielka zostanie odesłana z pozbawieniem wspomnień, jeśli będzie miała.... wtedy będziecie mieć duży problem — zwróciła się do moich rodziców

— niby dlaczego? — zapytałam ostrzej niż zamierzałam

— nie odzywaj się nie pytana mieszkańcu! — krzyknęła jedna z kobiet o kasztanowych włosach.

Ginewra uciszyła ją machnięciem dłoni
— to wyjaśnią Ci Twoim opiekunowie, zabierzcie ich do komnat — dodała

— jeśli pozwolisz — dziewczyna mniej więcej w moim wieku wyszła przed kapłanką — odprowadzę ich.

Kobieta kiwnęła głowa, a dziewczyna wskazała ręką wyjście. Rodzice podeszli do mnie

— chodź, kochanie — ojciec objął mnie ramieniem i prowadził.

Gdy tylko przekroczyliśmy próg i upewniłam się, że nikt nas nie uszłyby poza blondwłosa, ale byłam pewna, że z nia sobie poradzimy, zatrzymałam się i zwróciłam do rodziców

— uciekajmy stąd — szepnąłam

— nie możemy — odpowiedziała matka

— dlaczego?

— do ceremonii jestemy tutaj uwięzieni — odpowiedział mi ojciec, jednocześnie pchając mnie lekko żebym ruszyła dalej

— nie będzie tak źle, każdy musi przejść ceremonie — uśmiechnęła się do mnie dziewczyna o platynowych wlsoaach — jestem — Alice Silver — przedstawiła się

— Alana Snow — odpowiedziałam — co to za ceremonia?

— poznania magii.

Spojrzałam na nią jak na wariatkę, a wydawała się taka normalna.

RytuałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz