Rozdział 27 Pokoj historii

8 4 1
                                    

Od rana panowało duże poruszenie, nikt nie wiedział, że to ja uwolnilam syrenę, no może poza domysłami Scotta, pewnie to kwestia czasu kiedy dowie się kapłanka .

Siedziałam właśnie w stołówce, gdy w moja stronę zmierzała Eva.

— ale akcja z ta ogoniastą, rada szaleje, będzie używać magi żeby dowiedz się kto zdradził.

— zdradził? — zapytałam zdezorientowana, — dlaczego od razu takie ostre słowa?

— chodzi plotka ze Eliash łapie osoby do rytuału
— tego rytuału, który chciał żebym przeszła?

Wilkołaczyca uniosła brwi,

— kapłanka boi się ze weźmiesz w nim udział — szepnęła jakby zdradzała mi tajemnice

— dlaczego?

— mówię co słyszę.

— Idę na zajęcia — wstałam i ruszyłam w stronę prawego skrzydła.

Dziwne, ale nie bałam się tego co kapłanka może mi zrobić, a tego co może zrobić rodzicom.

Nagle poczułam szarpnięcie, zostałam wciągnięta w pusty korytarz, a nade mną stał Scott. Wpatrywał się we mnie tymi ciemnymi oczami, przyciskając do ściany, gdzie ręka blokował mi wyjście.

— muszę iść mam zajęcia — szepnęłam

— to Ty ja uwolniłaś — szepnął, a było to stwierdzenie.

— nie wiem o czym mówisz — spuściłam wzrok nie mogąc kłamać patrząc w jego oczy

— coś Ty zrobiła Alano, wiesz jak trudno złapać syrenę? Kapłanka nie może się dowiedzieć

— po co ja w ogóle trzymała? — zapytałam — to żywa istota nie zasługiwała na to

Dwayn zaśmiał się

— wiesz co uczyniła?

Zaprzeczyłam ruchem głowy

— wdarła się do waszego świata, zabijać trzydziestu mężczyzn

Stałam zszokowana tym co usłyszałam

— wiec dlaczego nie została skazana na smierć? — zapytałam podejrzliwie

Wilkołak przesunął się bliżej mnie, tak, że między nami nie było już wolnej przestrzeni, moje serce przyspieszyło, co nie umknęło jego uwadze.

— bo syreny dziwnym trafem znikają bez śladu od jakiegoś czasu, a są potrzebne

— do czego?

Uśmiechnął się lekko.

— zabijane są jak mieszańcy? — zapytałam zirytowana

— nie ja stanowię to prawo mała wiedźmo.

Uslyszałam kroki, a Scott odskoczył ode mnie jak oparzony. W korytarzu pojawił chłopak o jasnych włosach.

— wataha Cię potrzebuje — powiedział, przeskakując wzrokiem to ze mnie to na wilka.

Odwrócił się i odszedł, nie sadze żeby mnie wydał, a może sama powinnam się przyznać?

W zamyśleniu weszłam do sali, gdzie przebywał już starszy Mag z siwym wąsem 

— witaj Alano, usiądź
Zrobiłam to co mówił.

przede mną paliła sięświeca.

– skup się, magia jest intuicyjna

Choć coraz łatwiej mi przychodziła nadal jeszcze nadnią nie panowała całkiem. Patrzyłam na świece, która wybuchła załatwiając jedynie plamę z wosku.

RytuałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz