28

36 5 20
                                    

Minęły ferie. Wróciliśmy wcześniej. Od tamtego zdarzenia Nick się do mnie nie odzywał. Na prawdę go zawiodłem. Dzisiaj szkoła. Nie dam rady. Wyglądam jak wrak człowieka. Sińce pod oczami. Blada cera. Martwy wzrok. Nie mogę iść do szkoły. Tego wszystkiego jest za dużo. Nie, muszę dać radę. Za nas obu. Karl i Nick. To musi przetrwać. Nie ma innej opcji. Odpierdolę się dzisiaj tak, jak nigdy. Ubrałem się w koszule, a na to założyłem fioletowy sweter. Miałem na sobie czarne rurki i do tego pierścionki na palcach. Na twarz nałożyłem podkład i dużo, bardzo dużo korektora. Przejrzałem się w lustrze. Wyglądałem... dalej źle. Westchnąłem.
-Nowy dzień, nowy ja.- powiedziałem sam do siebie, a następnie wyszedłem z łazienki. Wziąłem z pokoju plecak i chciałem już wyjść do szkoły, ale zatrzymał mnie głos ojca.

-Podwieźć cię?- zapytał. Spojrzałem na niego. Był rozpromieniony. Uśmiechał się od ucha do ucha.

-W sumie, czemu nie.- wzruszyłem ramionami.

-W takim razie mamy jeszcze czas. Usiądź, to zrobię ci śniadanie.- przewróciłem oczami, ale wykonałem jego polecenie. Może dam radę coś przełknąć?

-Tosty będą okej? Nie mamy zbytnio czasu, więc wiesz.- skinąłem głową.
-Ostatnio mam wrażenie, że jesteś nie obecny. Dlatego zapisałem cię do pani Britney.

-Kogo?- zapytałem patrząc jak robi tosty.

-Do psychologa.- oznajmił.
-Trochę poszperałem w internecie i myślę, że może być dobra.- Westchnąłem.

-W sumie chyba mi się przyda pomoc.- stwierdziłem.

-Zauważyłem.- powiedział. Kilka minut później znalazły się przede mną dwa tosty. Tata pogładził moje ramię, a ja się wzdrygnąłem.
-Jedz.- polecił. Wziąłem tosta do ręki i powolnie zacząłem spożywać. Moją głowę zajmował Nick. Mam nadzieję, że ten stan szybko mu minie. Mam dość, że mnie unika.
-Jak tam w szkole?

-Dobrze, tato.- oczywiście skłamałem. Szło mi fatalnie. Zwłaszcza z matematyki i fizyki. Moje dwa znienawidzone przedmioty.

-To się cieszę. Pamiętaj, gdybyś miał jakiś problem załatwię ci korepetycje.- oznajmił przyjaźnie.

-Jakie korepetycje?- usłyszałem głos babci, która kierowała się w naszą stronę. Przymknąłem oczy obmyślając miliard sposobów na samobójstwo.
-Chcesz pieniądze wydawać na tych ludzi? Błagam, jak na lekcji nie rozumie to i od tego pseudo nauczyciela też nie będzie mądrzejszy.

-Przestań kwestionować moje metody wychowawcze.- Westchnąłem odkładając połowę tosta na talerz.

-Idę do auta.- powiedziałem na odchodne. Wziąłem kluczyki ze stołu, a następnie opuściłem dom. Nie chcę wysłuchiwać ich sprzeczek ani chwili dłużej. Kiedy znalazłem się na zewnątrz, otworzyłem samochód i do niego wsiadłem. Zająłem miejsce pasażera z przodu. W poczekaniu na tatę, zacząłem przeglądać schowek. Znalazłem tam jedynie puste paczki po gumach i jakieś kasety. Nic ciekawego. Westchnąłem nudząc się niemiłosiernie. Rozglądałem się dookoła w celu znalezienia sobie jakiegoś zajęcia, ale na próżno.

-Przepraszam, że tak długo.- powiedział wchodzący do auta tata.
-Wiesz jaka babcia jest.

-Ta, wiem aż za dobrze. Jedziemy już?- Staruszek westchnął patrząc na mnie z troską.

-Wiem, że coś się dzieje, więc mam coś na poprawę humoru. Znalazłem nawet tani dom. Trochę włoży się w niego pracy i będzie piękny. W końcu wyprowadzimy się od babci.- spojrzałem na niego w szoku.

-Nie mówisz poważnie.- ojciec zaśmiał się szczerze, a potem poklepał mnie po plecach.

-Mówie całkowicie poważnie. Teraz zapinaj pasy, bo jedziemy do szkoły.

***

Wychodziłem już ze szkoły. Lało jak z cebra, a gęsta mgła nie polepszała widoku. Wystawiłem rękę na tą ulewę. Po chwili była cała mokra. Westchnąłem. Wyciągnąłem telefon z kieszeni z zamiarem napisania do taty. Niestety nagle zacząłem tracić przytomność. Coraz ciężej się stało. Ciemność.

Obudziłem się w obskurnym miejscu. Było tu dużo pudeł i pajęczyn. Zmarszczyłem brwi.
-Gdzie ja-

-shh kochanie.- usłyszałem głos. Brzmiał znajomo. Musiałem trochę poczekać, aż moje komórki mózgowe połączą kropki.

-Nick?- zapytałem skołowany.

-Dobry chłopczyk.- Wyłonił się z cienia, jakby był jakimś mordercą, czy psycholem.

-Nick. skończ tę gierki i mów, o co ci chodzi.- Przewróciłem oczami. To nie było zabawne.

-Ja.. chciałem cię przeprosić. Kocham cię nad życie. Nie umiem bez ciebie funkcjonować. Nie wiem co we mnie wstąpiło.- Zaczął płakać. Chodził w te i z powrotem. Przymknąłem oczy odchylając głowę do tyłu.

-Możesz mnie rozwiązać?- zapytałem. Skinął głową. Podszedł do mnie z nożem, po czym rozciął liny. Następnie wystawił w moją stronę rękę z ostrzem.

-Zrań mnie. Zadaj mi taki ból jaki ja zadałem tobie.- przełknąłem ślinę. Patrzyłem raz na nóż, raz na jego poważną twarz. Była mokra od słonych łez. Moje serce biło coraz szybciej. Ręka zaczęła mi się trząść. Przełykałem głośno ślinę. Łzy cisnęły mi się do oczu.

-Nie mogę.- powiedziałem drżącym głosem.

-To zrobię to sam. Aż do-

-Nie!- Nie dałem mu dokończyć.
-Daj ten nóż.- podgryzłem dolną wargę ze stresu.- zrobię to.- westchnąłem w końcu. Nicholas oddał mi ostrze. Zacisnąłem uścisk na przedmiocie, a następnie spojrzałem na chłopaka.

-Coś nie tak kotku?- uśmiechnąłem się.

-Nie. Czemu?- uniósł podejrzliwie brew do góry.
-Pod ścianę.- rozkazałem. Wykonał moje polecenie, więc go przywiązałem. Patrzył na mnie podejrzliwie. Był ostrożny. Skanował mnie wzrokiem, śledząc każdy mój ruch. Wstrzymałem oddech łapiąc za jego rozporek.

-Kochanie, jak nie jesteś gotowy to nie mu-

-zamknij się.- przerwałem mu. Gdy uporałem się z rozporkiem, powolnymi ruchami zacząłem zdejmować spodnie. Chłopak oddychał ciężko patrząc uważnie na moje ruchu. Mocno się stresowałem, po moim pierwszym razie.. Co chłopak chyba wychwycił.

-Jestem tylko ja.- uśmiechnąłem się, a następnie zdjąłem z jego ciała bokserki.
-Kochanie, spójrz na mnie.- mój wzrok utknął na jego tęczówkach.
-Nie bój się. To ja, nie ona.-

-Nie boję się.- powiedziałem, sam pozbywając się dolnych części garderoby. Nicholasa oczy się zaświeciły.

-No, no, jakie widoczki.

-Zamknij się.- ostrzegłem. Chwilę później celowałem swoją dziurką na kutasa Nicka. Jęknął, gdy w niego wszedłem.

-mieliśmy czekać do two- w tym zdaniu przeszkodził mu jęk, który wywołałem zaczynając go ujeżdżać.

-Nie martw się o to, kochanie.- mówiłem, ciężko dysząc przy każdym słowie.
-Tak dobrze.- dyszałem, a kropelki potu powoli spływały po mojej skórze. Pomagałem sobie ręką, ujeżdżałem go, dyszałem. On mi na to pozwolił, sam jęcząc mi do ucha. To była magiczna chwila. Taka intymna. Tylko nasza.

_______________
969 słów

Przeciwieństwa się przyciągają//KarlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz