Leżałem właśnie w łóżku nie mogąc zasnąć. Jebany Armstrong. Czemu on na mnie tak działa? W głowie miałem te jego smutne oczy. Zaszklone patrzące na mnie z nadzieją. Westchnąłem już po raz setny sprawdzając telefon. Mam złe przeczucia. Nagle na komórce pojawił mi się nieznany numer. Odebrałem zastanawiając się, kto może dzwonić o trzeciej w nocy.
-Halo?- nagle usłyszałem pociągnięcie nosem.
-z kim rozmawiam?-Karl, to ja, Clay. Musisz pogadać z Nickiem, bo nie zniosę dłużej patrzeć jak obija swoje knykcie o ściany. Na dodatek krzyczy, że jak go zostawiasz to sobie coś zrobi.- znowu pociągnął nosem.
-Nigdy jeszcze tak bardzo nie reagował na zerwania. A co dopiero na groźby o zerwaniu.- przełknąłem głośno ślinę.
-Przyjedziesz?- jego błagalny ton mnie poruszył. Plus, gdy usłyszałem co się dzieje, wziąłem czym prędzej najpotrzebniejsze rzeczy, po czym opuściłem dom.Karl
Podaj adres
Nieznajomy numer
Przyjedź na #######12b
Szybko zmieniłem nazwę numeru, po czym jak najszybciej zacząłem iść do jego domu. Tak po dwudziestu minutach drogi byłem pod drzwiami mieszkania blondyna. Otworzył mi, a ja wszedłem.
-Gdzie on jest?- chłopak roztrzęsiony zamknął za mną drzwi.
-W łazience..- pociągnął nosem.
-błagam, weź go stamtąd wyciągnij.- moje nogi zrobiły się jak z waty. Przełknąłem głośno ślinę, a chwilę później pobiegłem za Clay'em, który mi wskazał drzwi od łazienki. Zapukałem.-Nick, skarbie..- słyszałem odgłos wymiotów.
-Wszystko dobrze?- zapytałem, a chłopak nie odpowiadał.
-To ja, Karl.-Idź sobie! To wszystko przez ciebie!- wykrzyczał, gdy skończył zwracać zawartość żołądka.
-Clay, idź po widelec. Wyciągniemy go stamtąd.- chłopak niczym posłuszny piesek poszedł po to, o co go prosiłem.
-Nikuś, wyjdziesz? Czy mamy wejść do ciebie tam siłą?-Spierdalaj.- moje serce biło jak szalone w strachu co dzieję się po drugiej stronie.
-Otworzysz?
-Męczcie się.- westchnąłem, a następnie kopnąłem te cholerne drzwi.
-Mam widelec.- Clay podał mi przedmiot, a ja odkluczyłem drzwi, żeby następnie dostać się do środka łazienki. Siedział tam Nicholas, ze spuszczoną nad kiblem głową.
-Kochanie...- poszedłem do niego, zaraz później usadawiając się za nim, a następnie zacząłem masować mu plecy.
-Po co tu przyszedłeś?- zapytał patrząc przez ramię na mnie pustym wzrokiem.
-Znowu chcesz mi grozić zerwaniem?-Nic podobnego.- położyłem głowę na jego plecach, za to moja dłoń spoczywała na jego tali masując ją delikatnie. Chłopak się rozluźnił.
-Po co tu jesteś? Wiem, że niedługo ze mną zerwiesz.- oznajmił znowu się spinając, a ja siedziałem tam jak ostatni kołek nie przestając gładzić jego tali. Po chwili przytuliłem go od tyłu i przymknąłem oczy.
-kocham cię pacanie. Nawet jeśli mi nieodpowiadają twoje zachowania. Chciałem tylko..- wziąłem głębszy wdech.
-żebyś przestał krzywdzić innych. Nie tylko ze względu na te osoby, a również na ciebie. Boję się, że zaczną się na tobie mścić.- Chłopak wyrwał się z moich objęć, po czym odwrócił się do mnie przodem.-Nikt mnie nie może skrzywdzić.- ujął moją twarz w swych dłoniach.
-Przynajmniej fizycznie...- cały czas wpatrywał się w moje oczy. Jego zielone były puste. Pozbawione wyrazu, ale jakieś małe światełko w nich było. Nadzieja.
-jeśli mnie nie zostawisz- przybliżył się do mnie tak blisko, że zabrakło mi tchu.
-To postaram się z całych sił zmienić.- wyszeptał.

CZYTASZ
Przeciwieństwa się przyciągają//Karlnap
RomanceNowy początek.. Każdy się boi zmian, a 7-letni Karl Jacobs nie ma wyboru. Rodzice postanawiają go oddać do babci, ponieważ są zbyt zajęci pracą, żeby zająć się własnym synem. Dlatego właśnie chłopak musi z północnej Karoliny przeprowadzić się do Geo...