Rozdział XIV

165 28 7
                                    

Zatkało mnie. Ledwie poznałem tę dziewczynę, a już muszę z nią uratować i ochronić watahę przed Dzikimi i ich przywódcą! To jest chore!
- Co!? Nie będziemy pracować razem! - zawyłem w tym samym momencie co Samantha w akcie buntu. Spojrzeliśmy na siebie pełnym nienawiści wzrokiem. Prawie skoczyliśmy sobie do gardeł, napiąłem już mięśnie, gotując się do skoku. Ale Misell stanął między nami, uniemożliwiając atak.
- Dość - powiedział, patrząc mi głęboko w oczy. - Już dość -powtórzył, zwracając się do Samanthy. Nagle uleciała ze mnie cała wściekłość. - Mamy dużo do nadrobienia.
Spojrzałem na Samanthę i dostrzegłem w jej oczach spokój i koncentrację. Teraz nie wydawała mi się już tak zabójcza i niebezpieczna.
Misell odsunął się i powiedział:
- Chodźcie, pokażę wam nasz plac ćwiczeń.

***

- Nie, Samantha! Seth to twój partner, nie wróg! Seth, skup się na walce, a nie na wpatrywaniu się w Samanthę!
Biegaliśmy między słupkami na naszym torze treningowym. Ćwiczenie opierało się głównie na współpracy, ale moja partnerka chyba tego nie zauważyła. Ciągle atakuje mnie jak wroga. A ja wcale się w nią nie wpatruję, tylko uważam, by nie oberwać od niej w pysk. Ćwiczyliśmy jeszcze długo, aż do upadłego. Pot lał się z nas strumieniami, a mimo tego byliśmy daleko od chociaż dobrego wykonania tego zadania. Misell zarządził koniec treningu widząc nasze zmęczenie, ale myślę, że raczej obawiał się naszej wściekłości i tego, że pozabijamy się przed główną walką. Powlekliśmy się do jaskini i skorzystaliśmy z legowisk Misella, by móc wygodnie ułożyć się do snu. Samantha zasnęła pierwsza, ja jeszcze nie mogłem spać. Przewróciłem się na drugi bok, spoglądając na nią. W końcu ja też zamknąłem oczy i zasnąłem.

Dziś nie miałem snów. Gdy się obudziłem, było już zupełnie ciemno. Samantha nadal spała, ale zauważyłem Misella siedzącego pod dziurą w suficie i spogladajacego w niebo. Wstałem leniwie i podszedłem do niego.
- Myślisz o naszym treningu?
Misell odwrócił się do mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. W jego zdrowym oku dostrzegłem lekki błysk strachu.
- Tak. I nie tylko. Obawiam się wielu rzeczy. Mamy mało czasu.
- Jak to? Jak mało?
- Miesiąc. Dzicy zdobywają już tereny niedaleko nas, a ich szeregi wciąż rosną w siłę. Musimy być wtedy gotowi.
- Ale to niemożliwe. Nie damy rady w trójkę pokonać całego ich wojska. - Wiem. Musimy jakoś zebrać więcej wilków.
- Może porozmawiam o tym z ojcem? Na pewno znalazłoby się wiele wilków chętnych do pomocy.
- Nie, nie teraz. Na razie musimy to jescze przemyśleć. Teraz musisz już iść. Wracaj do watahy, prześpij się jeszcze. Musisz być wypoczęty na następny dzień.
Pokiwałem głową. Misell posłał mi uśmiech, na który odpowiedziałem tym samym. Mijając Samanthę szepnąłem bardzo, bardzo cicho:
- Słodkich snów, partnerko.
Usłyszałem jeszcze jej senny pomruk, zanim wymknąłem się cicho z jaskini.
_________________
OMNOMNOM! Co u was, wilkeły? U mnie Oki. Teraz mam tyle weny, że aż jej nie mam. Nadążacie? Mam nadzieję. XD No, ale ... Chcecie rozpusty i rozdziałów tak często? Wyraźcie się, w komentarzach. A poza tym, to chętnie pogadam z kimś na privie. Zachęcam! I jescze raz DZIĘKI OGROMNE za tyle wejść! Już ponad 1,1 tys wejść! U-HUU! A teraz papatki! AUUUU!

Wilcze sekretyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz