Rozdział XXVI

195 20 12
                                    

Weszliśmy na szczyt Skały. Spojrzałem na watahę z góry : rozmawiające spokojnie wilczyce, bawiące się gdzieś z boku szczeniaki, Felt podwalający się do jakiejś młodej złotej wilczycy i Eorn rozmawiający z - na oko - jej siostrą-bliźniaczką. Wszyscy spokojni i niczego nieświadomi. Wiatr powiał świeżą bryzą znad lasu.
Kiedyś to wszystko będzie moje pomyślałem. Kiedyś będę za to wszystko odpowiedzialny. Będę się tym wszystkim opiekował. Ja i moja partnerka. No właśnie, partnerka... Nigdy jeszcze nie rozmyślałem o posiadaniu partnerki. Nigdy nie spotkałem tej jedynej, nigdy też nie zwracałem na żadną specjalnej uwagi. Do tej pory jedynie wygłupiałem się z kumplami. Przecież alfa bez partnerki to jak żołnierz bez karabinu. No dobra, mój ojciec jest wyjątkiem. Wciagnąłem powietrze, chcąc odświeżyć umysł.
Kto może być tym kimś... Rozejrzałem się po placu, szukając znajomych pysków. Dostrzegłem mądrą Zafrinę, szarą wilczycę o piwnych oczach. Była dość miła, ale to nie to. Bardziej na prawo była wredna Fiasira. Otaczał ją jak zwykle wianuszek młodych wilków z wytrzeszczonymi oczami. Wszyscy uważali ją za jakąś nie wiadomo jak piękną. Ale w gruncie rzeczy była głupia i pusta. Nie, na pewno nie ona. Zgodziłem się ze swoją podświadomością. Gdzieś dalej była Akeila, zabawna biała wilczyca w czarne pasy, Materna i kilka innych wilczyc. Nie będę się przechwalał, ale sporo z nich podkochiwało się we mnie. Wiem, że kilka zrobiłoby wszytko, żebym je wybrał. Ale to nie to. To wszystko nie to. 
Spojrzałam w bok na Samanthę. Stała, opierając łapy na skraju Skały i wpatrując się gdzieś w dal. Jej futro rozwiewał wiatr, nadając mu niebieskiego odcienia. Wyglądała przepięknie. Ona! Oczywiście, że ona! wrzeszczała moja podświadomość. Patrzyłem na nią, rozmyślając nad tym. Tyle razem przeszliśmy. Poza tym Samantha jest przecież mądra, zabawna, piękna... Nad czym ja jeszcze myślę?
Z zadumy wyrwało mnie wycie mojego ojca, zwołującego zebranie. Wszyscy jak zawsze przerwali swoje zajęcia i zebrali się pod Skałą, czekając cierpliwie na to, co powie mój ojciec. Kiedy zobaczyli Misella i Samanthę, zaczęli cicho szeptać między sobą.
- Bracia! - zagrzmiał Kert. - Mam dla was nowe wieści. Wraz z nową wilczycą - Samantha skinęła łbem. - odnalazł się mój przyjaciel Misell. Powitajcie ich godnie.
Misell i Samantha wysunęli się na przód. W tłumie dojrzałem Pratis oglądającą nowo przybyłych. Kiedy chcieli zejść, Kert powstrzymał ich.
- Mam też złe wieści - zawołał, przywołując porządek. - Zbliżają się Dzicy. Czeka nas wojna. Wielu z nas może zostać rannych, lub nawet polec w walce. Dlatego by ograniczyć liczbę tych z nas do minimum, nawołuję do maksymalnej mobilizacji. Bądźcie gotowi na atak. Wróg może zaatakować w każdej chwili.
Tłum zrobił się nerwowy. Mój ojciec uciszył ich jednak krótkim wyciem.
- Bez paniki i kłótni. Musimy być w pełni opanowani i trzymać się razem. Koniec zebrania.
Kert, Misell, Samantha i ja udaliśmy się na dół, aby wataha mogła dokładniej poznać przybyszów. Kert odszedł na bok, wydając rozkazy i wzmacniając patrole graniczne. Misella zgarnęła Pratis i chwilę później odeszli oboje pogrążeni w rozmowie. Zostałem już tylko ja i Samantha. Zanim zdążyłem zrobić chociaż jeden krok, podbiegli do nas Eorn, Felt i wilczyce. Wilczyce otoczyły Samanthę, a ja z braćmi odsunęliśmy się na bok.
- Widzę, że dobrze się przyjęli. - zagadnąłem.
- Acha. Seth , czy to nie ten starzec, którego spotkaliśmy w lesie? - zapytał Eorn.
- To on. - odparłem zadowolony.
- A ta atrakcyjna wilczyca to kto? - zapytał zaciekawiony Felt.
- Ją już znasz. To Samantha, kiedyś przyszła do mnie w okolice watahy.
- A, to ona! Niezła jest. - spojrzałem na Felta przyglądającego się Santhi. Eorn wzniósł błagalnie oczy ku niebu. - Zaczyna się...
- Idę ją poznać. - powiedział zdecydowany Felt i zanim zdążyłem, go zatrzymać , znalazł się przy nich.
- Nie przerywajmy mu. Zobaczymy, jak ładnie go odprawią. - Pokiwałem głową na zgodę, uśmiechając się złośliwie.
- Witam Panie. Piękny mamy dziś dzień, nieprawdaż? - zaczął. - A któż to ? Jak się nazywasz, aniele? - zwrócił się do Samanthy. Nie no, nie mogę z tym dzieciakiem!
- Jestem Samantha, przyjaciółka Setha. A jak ciebie zwą, kochasiu?
Wilczyce zaśmiały się delikatnie. Ja również wyszczerzyłem się na widok Felta zbitego z tropu. Szybko jednak otrząsnął się i zachichotał.
- Jestem Felt, najlepszy wojownik w watasze. Bardzo miło mi Cię poznać. - ukłonił się głęboko.
On najlepszym wojownikiem!? Jeżeli ten dzieciuch jest najlepszy, to ja jestem różowy.
- Mi również. - Samantha kiwnęła lekko głową. - Lecz z tego, co wiem, jeszcze daleko Ci do bycia najlepszym.
- A czemu tak twierdzisz? - zapytał, unosząc teatralnie brwi.
- Wiesz, najlepsi wojownicy chyba nie mylą leśnych korzeni z groźnymi wężami, nie mylę się?
Wybuchnęliśmy śmiechem. Samantha uśmiechnęła się tryumfalnie, zachichotała delikatnie i podeszła do nas, okręcając ogon wokół zbaraniałego Felta.
- Co tak ostro, siostro? - zapytał Eorn żartobliwie.
- Przecież czasem można się zabawić, prawda?
- Absolutna - odparłem. Naszą wesołość przerwało jednak wycie. Zdekoncentrowany rozejrzałem się wokół, nasłuchując. Niczego jednak nie zobaczyłem. Wycie powtórzyło się. Dopiero teraz zobaczyłem skąd dochodzi. Krzaki naprzeciw skały rozchyliły się i stanął w nich sam Szatan.

Shadow.

Szybko wbiegłem na Skałę, gdzie zastałem mojego ojca, patrzącego spod przymrużonych powiek na przybysza. Na żywo wyglądał jeszcze gorzej, niż w moich wizjach. Muskularne, a zarazem chude ciało przywodziło na myśl demona. Równie mroczne oczy i krew kapiąca z pyska...
- Czego tu chcesz! - zawołał mój ojciec. Shadow zaśmiał się gardłowo.
- Czego chcę?! To chyba proste. Wyzywam cię na wojnę! Plemiona Dzikich wystarczająco długo żyły potępione i na wygnaniu! Czas to zmienić!
Położyłem po sobie uszy i zacząłem warczeć, ale mój ojciec nadal stał opanowany.
- Wystaw wszystkie swoje wojska. Albo nie, wystaw całą  watahę! Niech szanse będą choć trochę bardziej wyrównane!
- Gdzie chcesz się spotkać? - warknął ojciec. W jego oczach płonął gniew. Kolejny śmiech.
- Niech będzie Sosnowe Pustkowie! Jutro. W samo południe. Staw się tam. Nie będę czekał!
- Nie musisz. - mój ojciec i dziki diabeł mieżyli się wzrokiem. W końcu Shadow uśmiechnął się, ukazując swoje wiecznie zakrwawione kły. Zawył, ale nagle usłyszeliśmy drugi głos. Nie należał do nikogo z watahy. Obróciłem łeb w kierunku dźwięku. Spojrzałem jeszcze raz na Shadowa, który korzystając z zamieszania uciekł w krzaki. Na środek watahy wyskoczyła złota wilczyca. Początkowo jej nie poznałem. Dopóki się na mnie nie spojrzała. Te oczy. Niebieskie jak niebo. Takie jak moje.
- Seth... - szepnęła. Chciałem zapytać się jej, skąd zna moje imię, kiedy ostatni puzzel wskoczył na swoje miejsce. Istniała tylko jedna tak piękna złota wilczyca o niebieskich oczach. To po niej je dostałem.
- Artena?
Mój ojciec patrzył na nią pełnym zaskoczenia wzrokiem. Nagle zbiegł na dół do wilczycy. Pobiegłem za nim. Przebił się przez tłum i stanął naprzeciw niej. Wilczyca spojrzała na niego. Patrzyli na siebie.
- Kert... - uśmiechnęła się ze łzami w oczach. - Czy to ty?
Mój ojciec nic nie zrobił. Stał tylko, z lekko otwartym pyskiem, wpatrując się w Artenę.
- Artena... - wychrypiał. Niespodziewanie podbiegł do niej i przytulił. Wilczyca również wtopiła łeb w futro swego partnera. Oboje płakali i śmiali się zarazem. Ja również uroniłem łzę. Kiedy się od siebie odsunęli, Artena spojrzała na mnie czule.
- Witaj, Seth. Aleś ty urósł.
Podszedłem do niej rozpromieniony. Odzyskałem matkę! Po tylu latach rozłąki nic się nie zmieniło.
Uśmiechnąłem się tylko. Nagle usłyszałem jak ktoś zawył. Ale nie zwyczajnie. Zawył wiwat. Zawył też ktoś inny. Wokół nas stała teraz cała wataha, wiwatująca na cześć powrotu Arteny. Na cześć naszego szczęścia.
____________________________________________
Cześć! Jaki piękny rozdział... Artena wróciła! Kto się tego spodziewał? Piszcie w komentarzach. DZIĘKI ZA PRAWIE  2,5 TYŚ. WEJŚĆ! !! OMG!  To na tyle, papatki, wbijajcie na priv. AUUUUUUUUU! WIWAT KRÓL!  

Wilcze sekretyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz