Rozdział XVI

186 29 2
                                    

Dzisiejszy trening polegał na ćwiczeniu zwinności. Mieliśmy biegać między drzewami w gęstym lesie. Idealna okazja, by móc zniknąć niezauważonym! Po kolejnej dobrze przebiegniętej trasie usłyszałem, jak za mną robi się zamieszanie. Chyba jakiś wilk zderzył się z drzewem, a na niego wpadły inne. Pratis zaczęła coś wrzeszczeć do nich, ale nie usłyszałem tego dokładnie. Byłem już w drodze do Misella.

***

- Dobrze, że przyszedłeś, Seth. Widzę, że Samantha przekazała ci wiadomość. I całe szczęście! Myślałem, że nie uda mi się jej do tego nakłonić.
Misell rozmawiał ze mną, jakby nic się nie stało. Chyba zobaczył moją poważną minę, bo przeszedł do rzeczy:
- Dowiedziałem się, że Dzicy już planują atak na nasze terytorium. Zostały nam tylko trzy tygodnie, ponieważ większość wędrownych wilków poddaje się bez walki i do nich dołącza. Na razie wszystko jest na ich korzyść.
- Niestety - skwitowała Samantha.
- Misellu, ale skąd ty to wszystko wiesz? - zapytałem. Przecież musi mieć jakieś źródło. Chyba nie bierze tego z głowy!
- Mam wizje. - odparł.
- Ty też? - zapytałem.
- A czemu pytasz? Czy wiesz coś jeszcze? Czy ciebie też to dotknęło? - zapytał przejęty.
- No, nie do końca. Miałem ostatnio sny o demonicznym wilku z żółtymi oczami i diabelskim uśmiechem.
Misell zmartwił się tym, co powiedziałem.
- Shadow. Demoniczny wilk z twojego snu to Shadow, przywódca Dzikich. Niedobrze...
- Co to oznacza? - Samantha zapytała z przejęciem.
- Słyszałem, że niektórzy Dzicy mieli różne umiejętności. Takie jak władanie cudzym umysłem. Widocznie Shadow wdarł się do umysłu Setha i coś mu przekazuje. Seth, czy Shadow mówił coś w twoim śnie?
- Nie. Tylko uśmiechał się jak szaleniec i śmiał się.
- Widocznie na razie chce cię nastraszyć. Poczekamy i zobaczymy, co dalej.
- Chwileczkę : to znaczy, że w mojej głowie siedzi jakiś psychopata!?
- Mniej więcej. - skwitowała Samantha.
Super. Nie dość, że Dzicy są blisko i jest ich dużo więcej, niż nas, to ich walnięta alfa siedzi u mnie w głowie i mnie straszy. Lepiej być chyba nie mogło.
- Chodźcie, zacznijmy trening. - Misell szybko odwrócił się i wyszedł z jaskini. Wyszliśmy szybko za nim. Na polu treningowym staraliśmy się, jak mogliśmy, zmobilizowani czasem, jaki nam został.
- No, no, no! Szybko się uczycie, widzę postępy! - Misell zawołał spod wielkiego dębu pod koniec treningu.
- Na serio? - zapytałem zziajany.
- Tak. Na przykład Samantha przestała traktować Cię jak wroga i zaczęła współpracować!
Zaśmiał się serdecznie. Chwilę później wszyscy śmialiśmy się razem. Dobrze, że chociaż na chwilę możemy zapomnieć o czyhającym na nas zagrożeniu.
- Na dziś koniec. Wracamy do jaskini, a ty, Seth, do watahy.
Pokiwałem głową. Oby nic nie zauważyli!
Poszedłem wolnym krokiem w stronę wyjścia z naszego pola treningowego. Minąwszy Samanthę, zapytałem:
- Ścigamy się, Santhi?
Zawarczała na mnie.
- Nie. Nazywaj. Mnie. SANTHI!!!
Zaśmiałem się głośno i obiegłem dalej, wołając:
- Rozumiem, że tak?
Samantha uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła mnie gonić. Biegłem najszybciej, jak się dało. Zauważyłem, że Samantha zaczyna mnie doganiać, więc przyspieszyłem, uśmiechając się szeroko. Mina jednak szybko mi zrzedła, gdy zobaczyłem, że Samantha mnie wyprzedza, śmiejąc się w głos.
- Nie dasz rady!
Biegłem już jak torpeda, moje łapy prawie nie dotykały ziemi. Zauważyłem już jaskinię, słyszałem szum wody w wodospadzie. Dobiegłem tam pół sekundy po Samancie. Dyszeliśmy ciężko ze zmęczenia.
- Tym razem dałem ci fory - wysapałem.
- Już to widzę - odparła Samantha.
Uśmiechnęliśmy się do siebie. Usiedliśmy przy wodospadzie, czekając na Misella. Po naszym szaleńczym biegu został daleko, daleko w tyle.
- Samantha? - zacząłem rozmowę.
- Co?
- Skąd znasz Misella?
Zauważyłem, że Samantha się zmieszała.
- Przygarnął mnie, gdy byłam szczeniakiem - wydusiła w końcu. - Należałam do grupki samotnych wilków. Razem z moimi rodzicami i rodzeństwem - Katie i Marlusem - wędrowaliśmy z jednego miejsca do drugiego.
Pewnego dnia, kiedy byliśmy akurat na terytorium watahy zachodniej, ojciec wyczuł coś dziwnego. Chwilę później z krzaków wyskoczyły trzy wilki. Jeden z fioletowymi oczami, drugi z czerwonymi, a trzeci z granatowymi. Wszystkie były czarne. Teraz wiem, że to byli Dzicy.
Ten z czerwonymi oczami powiedział
Zabierajcie się stąd. To nie wasz teren.
O ile wiem, to również nie jest on wasz. Odparł mój ojciec.
Czerwonooki wilk zawarczał.
Skoro nie chcecie wynieść się po dobroci, mam dla was inne rozwiązanie. Pozostałe dwa wilki się uśmiechnęły, a ja wiedziałam, że będzie źle. Ostatnią rzeczą, którą wtedy usłyszałam było:
Bierzcie ich.
Wtedy czarne wilki rzuciły się na moich rodziców. Jeden z nich zabił moje rodzeństwo. Mi udało się uciec.
Przerwała.
- Tęsknię za nimi.
Spojrzałem na nią i zauważyłem, że po jej policzkach lecą łzy.
- Nie płacz - pocieszyłem ją. - Będzie dobrze. Odpłacimy im się za to.
Przysunąłem się do niej bliżej i szturchnąłem ją łbem. Kiedy się na mnie spojrzała, uśmiechnąłem się krzywo, próbując dodać jej otuchy. Wtedy Samantha nieoczekiwanie przytuliła się do mnie. Tak po wilczemu. Na początku stałem jak wryty, ale później oparłem głowę na jej ramieniu, odwzajemniając uścisk. Staliśmy tak krótką chwilę, dopóki Samantha nie odsunęła się ode mnie. Była już spokojna, nie płakała.
- Dziękuję - powiedziała. Po czym dodała: - Nic się tu nie stało.
- Oczywiście - odparłem.
- I nie nazywaj mnie więcej Santhi.
- Dobrze... Santhi - powiedziałem, uśmiechając się przekornie. Samantha również się uśmiechnęła. Potem przyszedł Misell, a ja przybiegłem do watahy. Akurat zdążyłem na wieczorny trening. Na zbiórce myślałem, że nikt nie zauważył mojego zniknięcia. Stanąłem na swoim miejscu, kiedy usłyszałem Pratis:
- Seth! Dlaczego nie było Cię na treningu?
____________________________________
No to kiepsko! Ale się pomieszało! Shadow kontroluje Setha, zaraz zostanie też zdemaskowany... Co dalej? Poczekajcie, a zobaczycie. Papa! AUUU!

Wilcze sekretyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz