Rozdział XVII

173 29 2
                                    

- A więc...?
Pratis wyglądała na zniecierpliwioną moim milczeniem. Co mam jej powiedzieć!? Że zwiałem sobie, bo mi się nudziło? Bo jak bym powiedział prawdę, to na pewno by nie uwierzyła, albo zaprowadziłaby mnie do ojca za gadanie głupot. Albo jedno i drugie.
- No więc... Musiałem...
- Seth musiał odpocząć - uratował mnie Eorn. - Źle się poczuł i poszedł w głąb lasu. Posłałem mu dziękujące spojrzenie, na które on odparł coś w stylu "nie ma za co, ciesz się, że ratuję Ci tyłek".
- I to dlatego nie było go całe popołudnie? - Pratis spojrzała na nas jak na idiotów.
- Zgubiłem się, trenerko - odparłem szybko. - Kręciło mi się w głowie i nie mogłem znaleźć drogi z powrotem.
Pratis przyglądała mi się badawczo jeszcze przez chwilę, po czym uległa.
- No dobrze, niech wam będzie. Ale teraz wracamy do treningu. Dzisiaj wrócimy na dobrze znany wam tor z przeszkodami! W tłumie poniosły się jęki.
- Przygotujcie się! Zaczynamy trening!
Pobiegliśmy za Pratis na polankę na tor. Katowała nas tym torem dopóki nie zaczęło się ściemniać. Wtedy wróciliśmy do watahy, i mieliśmy czas wolny. Po tym poszliśmy znów do Gęstego Lasu na kolejny trening. W ciemności bieganie między tymi drzewami było znacznie trudniejsze po ciemku. Byłem już trochę zmęczony i parę razy otarłem się o jakieś drzewo, a raz na jedno wpadłem. Pratis darła się na mnie, ale ja tego nie słyszałem. Ponieważ myślami byłem gdzie indziej. Myślami byłem z Misellem i Samanthą na naszym treningu, przygotowującym nas do walki. Do walki z wrogiem, z Dzikimi, z wysłannikami szatana. Na myśl o nich ciarki przechodziły mi po plecach. I do tego historia Samanthy... Współczuję jej. Dzicy - a konkretnie Carmea - co prawda rzucili klątwę na moją rodzinę i pozbawili mnie matki, ale ona przynajmniej żyła. A rodzina Samanthy została zamordowana. Na jej oczach. Nie dziwię się jej już, że jest taka zamknięta w sobie.
Po treningu w Gęstym Lesie przespałem się krótko i poszedłem do Misella na kolejny trening. Mimo, iż nie umawialiśmy się, wiedziałem, że on będzie na mnie czekać. Gdy dobiegłem do wodospadu, zastałem Samanthę pogrążoną w rozmowie z Misellem. Kiedy podszedłem bliżej, przerwali rozmowę i spojrzeli na mnie.
- Dobrze, że już jesteś, Seth. Dzisiaj zabiorę was jeszcze na jeden, krótki trening. Chodźcie.
Misell wstał i poszedł w kierunku naszego starego placu treningowego. Poszliśmy za nim, lekko powłócząc nogami. Gdy tam doszliśmy, Misell pokazał nam to samo ćwiczenie ze skakaniem po kamieniach. Najpierw byłem ja. Przeskoczyłem tor niezbyt sprawnie, ale bez pomyłek. Kiedy nadeszła kolej Samanthy, zastanawiałem się, czy nie obserwuję jej z otwartym pyskiem.

Była przepiękna. Kiedy skakała między kamieniami, wyglądała jak... Jak anioł. Jak biały, zabójczy anioł. Po przeskoczeniu trasy z kamieniami Misell pokazał nam jeszcze kilka ćwiczeń, a około półtorej godziny po północy leżałem już na Skale i smacznie spałem.
__________________
Hejo! Wow, ale się zmieniły możliwości na Wattpadzie! Jest ich dużo więcej. Wiem, to nie brzmi składnie, ale chce mi się spać. Tak jeszcze na marginesie powiem : jestem wciąż na obozie i pękł mi telefon. :-( Ale na szczęście nadal działa. No, to tyle na teraz, dobranoc. AUUUU!

Wilcze sekretyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz