Rozdział XXII

163 20 2
                                    

Po morderczej serii na torze przeszkód Pratis dała nam wolne. Mieliśmy się spotkać dopiero o poranku, a więc zostało nam mnóstwo czasu wolnego. Kiedy Felt i Mirta pobiegli do lasu, śmiejąc się i żartując, a Eorn poszedł pomagać Kaprii, ja wymknąłem się do lasu na trening z Samanthą... To znaczy z Misellem, oczywiście. Zastałem ich pogrążonych w kłótni.
-... powtarzam, nie mogę tego zrobić. Nie teraz. - Misell postawił nacisk na ostatnie zdanie.
- W końcu musi się o tym dowiedzieć! Nie damy rady trzymać tego dłużej ukrywać! - Samantha wydzierała się na Misella. O co im poszło?
- Samantha! Uspokój się! - Misell próbował przyprowadzić ją do porządku. Spojrzał się jej w oczy, przez jakiś czas toczyli ze sobą bitwę na spojrzenia. Ogień płonący w oczach Samanthy w końcu przygasł, a ona spuściła wzrok. Dopiero wtedy mnie zauważyła. Misell spojrzał się w tym kierunku i odchrząknął zakłopotany.
- Witaj, Seth. Dobrze, że przyszedłeś! W takim razie zaczynamy!
Pobiegliśmy na plac ćwiczeń, gdzie znów czekało nas ćwiczenie ze skakaniem po kamieniach. Kiedy skończyła się moja kolej, zaczął padać ulewny deszcz i kamienie zrobiły się śliskie. Mimo tego dalej trenowaliśmy. Nadeszła kolej Samanthy. Kiedy miała wskoczyć na przedostatni, najmniejszy kamień, przy wybiciu łapa ześliznęła się jej z kamienia. Samantha wydała z siebie skowyt i zeskoczyła krzywo na dół.
- Samantha! - podbiegłem do niej, ślizgając się w błocie. Z jej głowy leciała cienka stróżka krwi.
- Czy możesz wstać?
Samantha spróbowała się podnieść, ale syknęła i osunęła się w błoto, kiedy postawiła lewą tylną łapę. Pogoda stawała się coraz gorsza.
- Misellu! Pomóż mi! - wiatr zagłuszał moje słowa.
- Ona nie da rady wrócić sama! - Misell próbował przekrzyczeć wiatr. Kiwnąłem głową. Niebo nad nami przeciął grzmot, deszcz ciął mnie niemiłosiernie, a wiatr mierzwił futro. Spojrzałem na Samanthę : patrzyła na mnie wzrokiem pełnym bólu. Żal ścisnął mi serce, próbowałem wymyślić sposób, jak mogę jej pomóc. Myśl, Seth, myśl! Nagle mnie olśniło.
- Misell, wiem, jak mogę ją przenieść! - krzyknąłem do Misella, ale wiatr sprawił, że moje słowa były ledwo słyszalne. Misell skinął głową i posłał mi spojrzenie mówiące "Rób, co chcesz". Złapałem delikatnie Samanthę i podrzuciłem ją lekko do góry. Szybko wśliznąłem się pod nią, by wylądowała stabilnie na mnie. Z Samanthą na grzbiecie i Misellem u boku zacząłem brnąć przez błoto w stronę jaskini. Deszcz przemoczył nas całkowicie. Po długiej i mozolnej wędrówce dotarliśmy wreszcie do jaskini. W środku było w miarę ciepło i bezwietrznie. Poszedłem szybszym krokiem, uważając na Samanthę. Oby nic poważnego się jej nie stało.
- Połóż ją tutaj - Misell wskazał posłanie z mchu, kiedy weszliśmy do głównej cześć jaskini. Pochyliłem się delikatnie, ostrożnie zsuwając Samanthę z grzbietu. Wyglądała na zmęczoną, ale z jej łba przestała lecieć krew. Futro wokół rany było tylko zabarwione czerwienią, deszcz zmył resztki krwi.
- Pójdę znaleźć coś, żeby ją opatrzyć - powiedział Misell i wyszedł z jaskini. Usiadłem obok Samanthy, oceniając jej stan. Jej białe futro było mokre i umazane błotem, moje trochę mniej. Jej klatka piersiowa unosiła się przy miarowych oddechach. Spojrzała na mnie. Była bardzo zmęczona. W jej błękitnych oczach widziałem nieme podziękowanie.
- Jak się czujesz? - zapytałem.
- Głową mnie trochę boli i łapa, ale poza tym czuję się dobrze - uśmiechnęła się do mnie z wysiłkiem. Uśmiechnąłem się do niej w odpowiedzi.
- Prześpij się lepiej trochę - poradziłem. - Yhm - mruknęła sennie. Ziewnęła szeroko i zwinęła się w kłębek. Po chwili zasnęła, rozluźniając mięśnie. Była taka piękna, kiedy spała... Seth, uspokój się. Na razie musisz pilnować jej i swojego bezpieczeństwa. Z mojego zamyślenia wyrwał mnie oddech Samanthy. Zaczęła się lekko trząść i szczękać zębami z zimna. Przez chwilę rozważałem jedną możliwość, aż w końcu położyłem się obok Samanthy, dzieląc się z nią ciepłem. Mruknęła sennie i przysunęła się do mnie, wtulając swój łeb w moją szyję. Uśmiechnąłem się lekko do siebie i owinąłem się wokół niej, dzieląc się z nią resztą ciepła. Po moim ciele rozszedł się przyjemny dreszcz. Ogarnęła mnie senność, więc ziewnąłem, i przymknąłem sennie oczy. Chwilę później usłyszałem kroki. Podniosłem łeb i zawarczałem na przybysza, kładąc uszy po sobie. Moje obawy były jednak zbędne. To tylko Misell wrócił do jaskini z płaską gałązką i mocnymi liśćmi do opatrzenia jej nogi. Widząc nas razem powiedział:
- Zajmę się tym rano. Dobranoc.
Położyłem łeb znów obok Samanthy, wdychając jej zapach. Zanim zamknąłem oczy zobaczyłem jeszcze, jak Misell posyła mi uśmiech.
_______________________________________
Hejka, moi kochani czytelnicy! Sorry za taką przerwę, ale byłam na wyjeździe i nie miałam czasu i weny. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. :-) Mam dla was małe info : szykuję kolejną książkę, ale zobaczycie ją... Najwcześniej za trzy miesiące! XD Nie wypuszczę jej wcześniej. Teraz spoiler - moja koleżanka zaczęła pisać książkę i prosiła o polecenie jej tutaj. A więc polecam książkę osoby heroes of olympus_133 ( pozdro Sonik ). I dzięki wielkie za wszystkie wejścia i gwiazdki i komy... WYMIATACIE!!! AUUUUUUUUU!!!!!!!!! A teraz dobranoc, wilki.

Wilcze sekretyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz