Rozdział XXV

163 21 9
                                    

Stałem jak wryty, z pyskiem opuszczonym do ziemi i patrzyłem na mojego ojca i Misella skaczących wokół jak szczeniaki. Jak to? Oni się znają!? Nie wierzę... Nigdy, ale to nigdy nie podejrzewałbym mojego ojca o taką przyjaźń. Ba, pierwszy raz w życiu widziałem go tak szczęśliwego! Kiedy patrzyłem na Kerta, skaczącego wokoło i śmiejącego się, nie mogłem dopasować go do jego poprzedniej postawy. Nie przypominał mi już bezdusznej czarnej skały. Był po prostu... Normalny. Tak, to chyba dobre określenie. Nie stał zadumany, nie rzucał wokoło poleceń. Po prostu śmiał się ze swoim przyjacielem. Jak chociażby ja z Eornem albo jak Felt z Mirtą. Chyba dopiero teraz stał się sobą.

Spojrzałem na Samanthę. Ona również patrzyła zdziwiona na dwa wilki. Spojrzała na mnie z niemym pytaniem w oczach. Wzruszyłem tylko barkami, chcąc odpowiedzieć " Ja też nie wiem, o co chodzi ". Kiedy Kert "Krecik" i Misell przestali już skakać, Samantha pobiegła do mnie i nastał czas pytań.
- Krecik? Serio?
Wiem, że raczej powinienem zacząć od pytania w stylu skąd się znacie, ale jednak ten Krecik zdziwił mnie najbardziej.
- A co? - zapytał lekko skonsternowany Misell.
- Miska nie mówił ci o moim przezwisku? - wytrzeszczyłem oczy na mojego ojca. MISKA!? Dobra, to się robi coraz bardziej pokręcone.
- Kto wymyślił te przezwiska? - Samantha spojrzała na nich z miną w stylu "Dzieci...". Parsknąłem tłumiąc śmiech.
- My. - odparli dumnie wypinając piersi. Teraz to już nie wytrzymałem. Wybuchnąłem dzikim śmiechem. Widziałem, że wszyscy patrzą się na mnie jak na wariata, ale i tak na ich pyskach majaczył uśmiech.
- A teraz już poważnie - Samantha zaczęła i szturchnęła mnie dość mocno, żebym się opanował. - Skąd się znacie?
- To długa historia...
- Przerwę ci na chwilę, Miska. - mój ojciec dał mi znak, żebym odszedł z nim na bok. Skinąłem głową, na powrót poważny i opanowany. Kert odprowadził mnie kawałek dalej, żeby nikt nas nie słyszał.
- Seth. Ja... przepraszam. - spojrzałem mu w oczy. Utraciły całą złość i smutek. Teraz pełne były skruchy. - Przepraszam, że zaniedbałem Cię przez ostatnie lata. Niedługo przed zniknięciem Twojej matki, Misell odszedł wraz ze swoją rodziną z watahą zachodnią. To był dla mnie cios. Potem twoja matka... Załamałem się. Nie dawałem sobie sam rady. Nie umiałem dobrze się tobą opiekować. Przepraszam. Mam nadzieje, że mi wybaczysz.
Nastała chwila ciszy. Kolejne zaskoczenie tego dnia. Mimo, iż wciąż byłem zły, a raczej wściekły na Kerta za wszystkie te lata, po usłyszeniu tego ta nienawiść znikła. Spojrzałem w oczy mojemu ojcu i uśmiechnąłem się.
- Wybaczam Ci. Mimo, iż byłam na ciebie wściekły za to, że mnie tak zostawiłeś, rozumiem Cię.
Kert spojrzał na mnie i również się uśmiechnął. Najpierw tylko uniósł kąciki warg, a później uśmiechał się już tak szeroko, jak przy spotkaniu z Misellem.
- To co? Może przytulisz na zgodę swojego staruszka?
Zaśmiałem się i wtuliłem łeb w czarne futro mojego ojca.
- Oczywiście, tato.
Po tej rozmowie czułem się dużo lepiej. Poczułem, że stary, dobry, kochający swego syna Kert wraca do żywych.
Kiedy podeszliśmy do reszty rozpromienieni, chyba wiedzieli, o co chodzi.
- A więc...? - zaczęła niecierpliwie Samantha.
- Sorki, ale znów się wtrącę - przerwał jej mój ojciec. - Proszę wybaczyć moją ciekawość, ale...Kim jest ta wilczyca?
Szlag! Dopiero teraz przypomniałem sobie, że Kert nie zna przecież Samanthy!
- Yhm... Oczywiście... To jest-
- Jestem Samantha. - wtrąciła. - Jestem uczennicą Misella i dość bliską przyjaciółką Pańskiego syna. Miło mi Pana poznać. - skinęła głową.
- Mi również, młoda damo. - Kert dostojnie skłonił się przed Samanthą.
- Ekhem! - wtrącił się Misell. - Skoro wszyscy się znamy...
- Oczywiście. Zaczynaj, Miska.
- Krecik, przestań się wreszcie wtrącać!
- Oki, oki...
Misell odchrząknął i zaczął:
- Kiedy byłem mały ja i moja rodzina zawędrowaliśmy na terytorium watahy Twojego ojca. Bylem wtedy jeszcze mały, około pół roku młodszy, niż wy. Ojciec Kre... Au! - mój ojciec nadepnął łapę Misella. - Dobra, niech Ci będzie. Ojciec Kerta jako alfa przyjął nas bardzo ciepło. Jako wędrowcom pozwolił zostać w watasze mnie, mojemu ojcu i mojej matce. Pewnego wiosennego poranka wyszedłem się przejść, kiedy wpadł na mnie Kert. Przewróciliśmy się, spadając w krzaki. Od razu się polubiliśmy.
- Ehm, no nie do końca. - Wtrącił się Kert. - Na początku wyzwałeś mnie od latającego skunksa.
- Oj tam! - skwitował Misell, gromiąc nas wzrokiem. Ja i Samantha zdławiliśmy śmiech i słuchaliśmy dalej.
- Potem chodziliśmy ze sobą praktycznie wszędzie. Polowaliśmy razem, jedliśmy razem, nawet spaliśmy obok siebie. Partnerek też szukaliśmy razem.
- Pamiętam ten moment, jak poznałem Artenę. Ach, to było piękne...- Spojrzałem na Samanthę. Skrzywiła się lekko, wytykając język w geście obrzydzenia.
- A zwłaszcza ten moment, kiedy dałeś jej kwiatka i usiadłeś na mrowisku.
Widzę, że Kert poznał Artenę w dość ciekawych okolicznościach.
- Misellu, a czy ty miałeś kiedyś jakąś partnerkę? - Samantha spojrzała wyczekująco na starca. Uśmiech Misella momentalnie zgasł. Czułem, że wilczyca trafiła w czuły punkt.
- Miałem, Santhi. Miałem. Nazywała się Ninia, była młodą, zwiewną wilczycą. Podczas zabawy w chowanego nigdy nie mogłem jej znaleźć przez kawowy kolor jej futra. Była żywa, wiecznie wesoła, a te oczy... W kolorze wiosennych liści. - Misell uśmiechnął się lekko. Przez chwilę milczał. - Wiem, chcesz zapytać, co się z nią stało? Otóż pewnego dnia poszliśmy razem nad kanion graniczny. Ścigaliśmy się, ona mnie wyprzedziła. Próbowałem ją złapać. Ale nagle usłyszałem jej krzyk i dziki, gardłowy ryk. Kiedy dobiegłem nad kanion zobaczyłem tylko wielkiego niedźwiedzia stojącego nad poszapranym ciałem Ninii. - Wziął drżący oddech.
- Misell, nie mów, jeśli nie chcesz... - Samatha wydała się być dość mocno zawstydzona swoim pytaniem.
- Nie. Dokończę. Po ciężkiej walce niedźwiedź potknął się i spadł. Wtedy straciłem oko. Odniosłem ciężkie rany, ale to i tak nic w porównaniu z blizną, jaka pozostała po stracie Ninii.
Misell spuścił łeb ze smutkiem. Mój ojciec trącił go lekko, próbując dodać mu otuchy. Misell podniósł łeb i kontynuował.
- Pewnego dnia, kilka dni po wypadku, do terytorium watahy północnej zawitała delegacja z watahy zachodniej wraz z Alfą. Moi rodzice postanowili z niewiadomych powodów dołączyć do nich. I tak rozstałem się z Kertem i całym moim dzieciństwem. - zakończył. - Ale teraz go odnalazłem i wszystko wraca do normy. Prawda?
Kert poweselał trochę. Kiwnął głową na potwierdzenie.
- Chodźmy, przedstawię Was watasze.
- Chętnie. Może są tu jeszcze inni starzy druchowie?
Zeszliśmy w dół skały. Mój ojciec odciągnął mnie na tyły.
- Wiesz co, synku? Całkiem fajna ta twoja dziewczyna.
Zawarczałem na niego wściekły i zarazem zawstydzony. On natomiast zaśmiał się i pogonił mnie, żebym szedł szybciej.
____________________________
Hejorka, wilki! Jak się podoba? Biedny Misell... I taka notka co do przezwisk: Krecik po prostu kojarzy mi się z Kertem, a Miska wzięło się z tego, że mija autokorekta ciągle poprawia mi słowo Misell na Misek. To by było na tyle, komentujcie, gwiazdkujcie i do zobaczenia! AUUUUUUUUU!

Wilcze sekretyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz