Rozdział 8.

261 25 4
                                    

Rozdział 8

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Rozdział 8.
Matthew

Może byłem dla niej zbyt ostry. Może inaczej powinienem do niej podejść i w inny sposób rozegrać naszą znajomość. Jakaś kolacja. Lepiej się poznać, bo jak narazie skakaliśmy sobie do gardeł, chociaż poranny jogging początkowo zmierzał w dobrą stronę.

Nie rozumiałem jej chorą potrzebę wejścia w szeregi. Czemu jej tak bardzo zależało na tej walce? Przecież to jest do przewidzenia, że przegrałaby. Trzech potężnych mężczyzn i ona jedna. W klatce. Bez jakiejkolwiek pomocy. Bez jakiegokolwiek słowa zakańczającego bitwę. Na samą myśl mroziła mi się krew w żyłach. To jest jak wejście ubranym na czerwono do pieprzonej areny corrida i wypuszczenie trzech byków na raz.

- Luciano dzwonił - podniosłem głowę, kiedy do pomieszczenia, w którym znajdowała się siłownia wszedł Victor. - Pytał się, jak idzie ci z Bibianą.

- I co mu powiedziałeś?

- Że żyjecie. Jeszcze się nie pozabijaliście - parsknąłem.

- Nie zrezygnuje z niej - nie wiem, czy próbowałem tym przekonać jego czy siebie.

Usiadł koło mnie. Miał na sobie spodnie garniturowe i ciemną koszulę. Rzadko kiedy się jej pozbywał.

- To ty będziesz się z nią męczyć, nie ja - westchnąłem.

- Chce wejść do klatki - jego wzrok spoczął na mnie. - Chce wejść w szeregi. Nie wiem, co tej dziewczynie odbiło.

Kiedy spojrzałem na niego, dostrzegłem w nim ojca. Jego postawa i aura były bardzo podobne do tych, które pamiętałem z naszego domu. Miał to samo opanowanie, dostojność i spokój. Choć i ja odziedziczyłem niektóre cechy po ojcu, to u Victora było coś innego, coś co emanowało z niego pełną determinacją i pewnością siebie. Był dla mnie nie tylko starszym bratem, ale też mentorem i przyjacielem.

Dobrze wspominałem chwile, gdy starałem się być jego imitatorem. Czasem nawet czułem zawiść, że tata był bardziej dumny z niego niż ze mnie. Posiadał naturalny dar przywódcy. Jego mądrość była bezcenna. Potrafił rozwiązywać problemy i tworzyć najlepsze strategie. Od najmłodszych lat był naszym liderem.

- Za tydzień są początki inicjacji. Zabierz ją, żeby zobaczyła, jak to wygląda.

Kobiety nigdy nie były zabierane na te walki. Było to jak wrzucenie kilku wygłodniałych zwierząt do klatki, które się rozszarpują aż do śmierci. Tylko jedno z nich wychodziło żywe, ale nie zawsze na tyle silne, aby wydostać się o własnych siłach. Wielu z nich umierało w szpitalach, które my finansowaliśmy.

- Ludzie będą mówić. Luciano się wkurwi.

- Już mówią. Pojawimy się tam w czwórkę - wstał. - W przypadku, gdyby uznała to za niestosowne, będziemy uważać, że miała to być dla niej kara.

The devil in the red dressOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz