Rozdział 13.

237 20 3
                                    

Rozdział 13

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Rozdział 13.
Matthew

Oglądanie takich walk było dobrą rozrywką, a jednocześnie jedną z najobrzydliwszych rzeczy, jaką można oglądać dla rozrywki. Póki co, jeden ze śmiałków leżał pod siatką z roztrzaskaną twarzą na tyle, że jego gałki oczne - wypłynęły, a czaszka była poważnie uszkodzona. Wręcz zgnieciona do środka. Nikt nie miałby możliwości rozpoznania go, nawet gdyby chciał.

Trzech wciąż się napierdalało. Brakowało im coraz bardziej sił. Najniższemu wystawała kość z nogi, a wciąż poprzez adrenalinę, przemieszczał się po klatce. Dwójka z nich była o wiele masywniejsza, więc łącząc siły, krążyli wokół niego, aby pozbyć się kolejnego uczestnika. To była istna rzeź. Jungla. Brak zasad. Wygrywa najsilniejszy.

- Ale mu przypierdolił - skrzywił się Leo, opierając się o balustradę. W ręce trzymał butelkowane piwo, co chwilę popijając je.

- Gdyby nie ta noga, wciąż miałby szanse - odpowiedział mu Victor. Również stał obok, ale pił whisky. Jego oczy nie odstępowały od zmagających się mężczyzn. W sali rozbrzmiewały krzyki i dzika ekscytacja, gdy w powietrzu unosił się zapach potu i krwi.

- Nasz ojciec też stoczył taką walkę, co nie?

- Tak. Na życie lub śmierć, ale jeden na jednego - tym razem to ja odpowiedziałem. - Gdyby nie uratował Torrio to musiałby walczyć jeden na trzech.

Zerknąłem w stronę caporegime, siedzącego w specjalnie przygotowanej loży. Obok niego był jego brat Mario wraz z synem Charlesem, przyjaciel Davis i jeszcze jakiś facet w garniturze. Wszyscy komentowali walkę, obserwując widowisko. Byłem pewien, że Charles starał się zaimponować swojemu wujkowi, a jednocześnie ojcu chrzestnemu, licząc na to, że zmieni zdanie i odda mu szefostwo. Tylko, że Luciano nie lubił Charlesa i wcale nie darzył sympatią swojego brata z zazdrości, że mu się udało spłodzić syna.

Wciąż nie potrafiłem uwierzyć, że mój ojciec uratował życie takiej kanalii, jak on. W tym musiało być drugie dno, ale obawiałem się, że go już nie poznam.

- Jeden na jednego jest łatwiejsze - wzruszył ramionami. - Z zamkniętymi oczami bym go rozpierdolił.

Cóż, ten chłopak od małego walczył w klatkach, uznając to za hobby. Ja stoczyłem w swoim życiu może z dwadzieścia, trzydzieści walk, podobnie jak Victor, jednak Leo... Kochał się bić. Uwielbiał mieć napastnika blisko siebie.

Zauważyłem, że kiedy wchodził do klatki, jego oczy błyszczały z ekscytacji. Czuł się jak ryba w wodzie. Od najmłodszych lat. Dla większości ludzi adrenalina była przerażająca, dla niego – wyzwalająca. Każdy cios, każde uniki, który znał na pamięć, były wymierzone z uwagą. Traktował walkę jak sztukę, w której każdy ruch miał swój sens. Trzeba było mu przyznać, że ciężko na to pracował.

- Nie ma znaczenia, czy to jeden na jednego, czy jeden na kilku. Jeśli nie ma się odpowiedniej strategii, to i tak wyjdziesz z klatki jako martwe mięso, bracie - rzekł Victor.

The devil in the red dressOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz