Najbliższe dni okazały się gorzej niż ciężkie. Nikt bowiem nie spodziewał się, że w lesie i na Trakcie zaraz zaroi się od całej chmary Persingów i Tolgarów, którzy bardziej i mniej licznymi grupkami poczęli przeczesywać teren. Ich liczba, w obliczu panującej na północy wojny, była wręcz absurdalnie wysoka, toteż Aldor z Avestarem ciągle głowili się nad tym, jak wiele jeszcze pozostaje w Endalmarze i poza jego granicami, istot im nieprzyjaznych.
Kluczenie po lesie, ciągłe zmiany planów, obchodzenie ludzkich sadyb i wszelkich oznak niedawnej ich bytności. Trakt prędko stał się odległym wspomnieniem, na domiar złego Deferast nawiedziły jesienne pluchy, a wody przez ponad dwa dni było tak wiele, że nawet leśna ściółka wezbrała gdzieniegdzie kałużami. Gdyby ostatniej nocy nie udało im się odnaleźć starej, na wpół zniszczonej strażnicy gajowych, której jedynym atutem był nieprzemakalny dach, to dosłownie popłynęliby wraz z nurtem błocka. Wskutek nagłych ulew zawaliło się kilka zboczy okolicznych wzgórz, niszcząc wszystko na swojej drodze lawiną przemokniętej ziemi.
Z czasem zagłębili się na południe tak daleko, że droga do Traktu była równie odległa, jak ta do granicy z Varango, która długim i szerokim wybrzuszeniem na północ od stołecznego Virmatu wcinała się w leśne ostępy.
- Wszystko psu w dupę – zaklęła raz Ariana, odklejając z twarzy truchła poprzyklejanych owadów – zupełnie straciłam orientację.
Aldor pokiwał głową ze zrozumieniem. Choć jeszcze się łudził, także zatracił świadomość przebytej odległości. Było to o tyle znamienne, że zbłądzenie Lunarczyka porównać można jedynie do odnalezienia czterolistnej koniczyny.
- Przyjdzie nam zaufać instynktowi – odparł półelf, ciągle nadający kierunek marszu – pierwszy przyznam się do zbłądzenia, wszak sądzę, że póki co odeszliśmy na południe tak bardzo, że zdążając bezpośrednio na zachód nie wkroczymy już na Trakt.
- Prowadź zatem – pozostali machnęli ręką. Najwyraźniej wciąż nie odzyskali pełni ostrości zmysłów, a epidemia najmniej dała się we znaki półelfickiemu ciału.
Tego dnia przeszli spory kawałek, zważając na podmokłą ściółkę i wilgotny zaduch, który podwójnie męczył podczas marszu. Świadomi własnej słabości, dopasowywali tempo tego, który w danym momencie męczył się najbardziej. Znamienne, że przez kilka dni dotyczyło to na przemian każdego z nich...
Ponad trzy godziny minęły już od słonecznego zenitu, kiedy Ariana jako ostatnia przekroczyła torujący im drogę, sporej wielkości wąwóz, którego dno wypełnione było potrzaskanymi i zeschłymi gałęziami padłych drzew. Wilgoć wyrobiła ściany parowu, a zapadając się, porwały one korzenie młodych pni i grzebały je na dnie, ku radości korników, grzybów i mrówek. Mijając wyrobisko, odbili mocniej ku zachodowi, gdy wtem do ich uszu doszły stłumione, chrapliwe dźwięki, jakoby pomieszanie zgrzytu drew i przeciągłego mruczenia. Ostrożnie podeszli bliżej, usiłując unikać większych skupisk liści i zachowując największą możliwą czujność. Dotarli tak do wysokiego dębu, porośniętego odnogami od samej ziemi aż na wysokość dorosłego męża. W otoczeniu drzewa wiły się także i pędy dzikiego ostrokrzewu, który choć począł tracić już swe liście i zieloność łodygi, to wciąż zapewniał dobrą osłonę. Tam też ukryli się i wychynęli nieznacznie z krzaków. Widok, który dojrzeli, zdumiał ich i przeraził zarazem. Tak jak podczas nieoczekiwanego spotkania z Tolgarami, tak i teraz minęło parę chwil, gdy zrozumieli, co właściwie odbywa się na niewielkiej polanie przed pokaźnym drzewem o potężnym konarze. Oto bowiem brudnozielony ogr z mniejszego szczepu, z wściekłością warczał, przyglądał się i robił dziwne miny, co jakiś czas usiłując wypchnąć jakiś przedmiot wykonany wprost w żywym drzewie. Dwa spojrzenia były potrzebne, by spostrzec, że w istocie są to osobliwe drzwi, stanowiące niejako wejście do środka drzewa.
CZYTASZ
Kroniki Endalmaru, tom 3. Pęd żywiołów
Fantasy...każdy wiedział, że w końcu coś stać się musi. Niemożliwością jest, by stale rosnące napięcie nie wybuchło wreszcie, tworząc niejako nową rzeczywistość. Jaka ona będzie? To zależy już tylko od żywiołów. Pędu żywiołów. Zamglonej, nieoczywistej aleg...