- Olaphin i Fadroos – przedstawiła Llorina, prezentując dwóch stojących na baczność mężów w okazałych pancerzach. Te lśniły złotem, w drodze zwyczajowo przesłonięte ciemnym, długim płaszczem – ufam, że będą dla was cennymi towarzyszami i wsparciem w podróży.
Dwaj elfowie skłonili się z należytą sobie, elfią dworskością. Obaj wsławili się długoletnią służbą w gwardii El Lernei, biorąc też czynny udział w obronie Nemeylei. Nosili długie, złociste włosy, luźno opadające na zewnętrzne poły ich okryć. Twarze mieli jasne, uśmiech przyjemny, a oczy zwyczajowo piękne i głębokie. Przypominali rodzonych braci, choć nie byli w żadnym stopniu spokrewnieni. Obu cechowała jednakże przychylność ludzkiej rasie i podziw dla Lunaru, którego męstwa i sprawności byli naocznymi świadkami.
- Dziękujemy ci, królowo – orzekła w imieniu wszystkich Elena. Jej głos nie zdradzał przesadzonej uprzejmości – oby nasze przyszłe spotkania wolne były od lęku.
- Bywajcie i nie traćcie nadziei – odparła Llorina, do końca usiłując zyskać sobie co nieco przyjaźni - trąciliście kamień na stoku góry. Nasza to rzecz, by przemienić go w lawinę przeciw nieprzyjaciołom.
Tak oto nadszedł czas powrotu do Lerendalu, we wzmocnionym co nieco składzie. Droga była długa, acz tym razem opuszczenie El Lernei wraz z jej przygaszonym blaskiem przyszło o wiele łatwiej, niż uprzednio.
Do wschodnich granic Limii dotarli na długogrzywych, cudownych wierzchowcach barwy rozlanego mleka. U stóp wzgórz posłali je jednak w drogę powrotną. Od teraz mogli liczyć tylko na siebie.
- Coś znacznie odbiliśmy na północ – zwrócił się tedy Aldor do prowadzących elfów – sądziłem, że udamy się mniej więcej w okolice Nemeylei...
- Nieco dalej od miejsca, w które przybyliście pod wzgórza, najłatwiej jest przekroczyć palisadę – odpowiedział Olaphin – Persingowie zaczynali tam budowę od podstaw, z początku zaś planowali postawić mniejszą liczbę wieżyczek strażniczych. Choć później zmienili swe zamiary i stawiali je znacznie gęściej, to na tym skrawku terenu, aż do samej granicy z Zentarem, pozostawili owoce pierwotnych zamysłów.
- Przejście przezeń to wciąż niemalże samobójstwo – dodał znów Aldor, coraz bardziej poddenerwowany zbliżającą się chwilą – z pewnością zwiększyli patrole i wzmogli czujność.
- Niewielu jest zdolnych do przedostania się przez palisadę, prawda – dorzucił od siebie Fadroos – wy zaś uczyniwszy to raz, uczynicie i drugi.
Na tym Aldorian zakończył swe dociekania. Znał naturę elfów, choć irytowała go ich wrodzona duma. Ta zaś nieraz była przyczyną druzgocących porażek, po których, jak mu się wydawało, lud Quallorana nie wyciągnął żadnych wniosków. Jednakże widząc pewność w słowach i czynach dwóch elfów, Hablarczyk zdał się na ich przewodnictwo.
Dotarłszy do strzeżonego wejścia, Olaphin prędko udał się do kanciapy dowódcy straży. Zamienił z nim tylko parę słów i zaraz powrócił do reszty.
- Pozostała godzina do zmierzchu – rzekł – w Hannahanie chłodno i ponuro, toteż odpocznijcie i złapcie słońca, póki jeszcze możecie. Poczekamy aż zacznie się robić szaro.
Cała czwórka skinęła i rozsiadła się na oszlifowanych w kształt ławeczek kamieniach. Siedzieli tak, w milczeniu i zadumie, pośród bujnej trawy i nader rozłożystych kwiatów maku i hiacyntów. Wyblakłe kolory Limii wciąż w pełni nie zakryły piękna jej ziem. Pojawiły się niewymuszone łzy. Nikt bowiem nie wiedział, czy nie oglądają tego świata po raz ostatni.
- Możemy ruszać – słowa Olaphina wyrwały ich z marazmu po parudzięsięciu minutach.
Wstali więc wszyscy, udając się pod wschodnią ścianę wzgórz. Tam ujrzeli wielką jak galeon, okrągłą bramę, niby potężna pieczęć przybita wprost na niedostępnej skale. Elficcy gwardziści otwierali właśnie skomplikowane mechanizmy, a ciekawski wzrok wbity był w czwórkę ludzi. Ich przybycie wywołało duże poruszenie, dając pożywkę różnorakim opiniom. Od wiary w moment przełomu, aż do ostatniego zwiastuna upadku, który zawsze przybywał za pośrednictwem ludzi...
CZYTASZ
Kroniki Endalmaru, tom 3. Pęd żywiołów
Fantasía...każdy wiedział, że w końcu coś stać się musi. Niemożliwością jest, by stale rosnące napięcie nie wybuchło wreszcie, tworząc niejako nową rzeczywistość. Jaka ona będzie? To zależy już tylko od żywiołów. Pędu żywiołów. Zamglonej, nieoczywistej aleg...