Przełom roku 2459 i kończącego kolejną dekadę 2460 był jednym z najsmutniejszych w historii Endalmaru. Każda prowincja przyjęła zwyczaj hucznego obchodzenia narodzin nowego roku, na swój sposób bawiąc się i ucztując w gronie rodziny czy współplemieńców. Zwyczaje owe znacznie różniły się pomiędzy narodami, lecz radość była tym, co wszystkich spajała. Rok 2460 zwiastował pełne pozbawienie świata wszelkiej radości. Zima nie odpuszczała, jej groźne tchnienie odczuwano nawet w Zentarze czy Palmerii, które z racji położenia i ukształtowania terenu od wieków najlżej przechodziły najmroczniejszą z pór roku. Po nieurodzajnym lecie i w obliczu wojny, wielu Endalmarczyków odeszło z ziemskiego padołu do lepszego świata, umierając z głodu, zimna i nędzy.
Radości próżno było szukać także w Hablarze, choć wciąż pozostawał on wolny od zachodniego cienia. Był wszakże ostatnią ostoją Sojuszu i wszystkich ludów, które nie ustawały w walce przeciw Persingom, wybierając śmierć od życia pod dyktando Qabrieli.
Zima, która w listopadzie 2459 roku przyszła bez zbędnego ociągania, okazała się główną przyczyną faktu, iż wojna wciąż jeszcze trwała, przedłużając w czasie triumf Kruczej Pani. Armie dowodzone przez samą królową zatrzymały się niemal dokładnie na linii granicznej Hablaru. Umocnione na całej swej długości, zaciekle bronione granice utrzymały początkowy napór Persingów i ich sojuszników. Z nastaniem śniegów walki przerwano, a z czasem zupełnie zaniechano wszelkich działań, skupiając się na własnych potrzebach kręcących się wokół przetrwania, mając w głowach świadomość, ile jeszcze czasu przyjdzie im spędzić na tych niegościnnych ziemiach. Hablar, o czym wiedzieli wszyscy, był w istocie prawdziwą krainą lodu, gdzie w zimowych miesiącach nigdy nie nastawała choćby chwilowa odwilż, skuwając wszystko grubą taflą od grudnia do marca. Tak więc owy styczniowy czas w ojczyźnie Lunaru przebiegał spokojnie, niemalże wedle tradycji, jak co roku. Wszyscy zbrojni lizali swe rany, szykując się do wiosny, nieliczni zwiadowcy obserwowali z oddali obozy wroga, a dowódcy, przenosząc się natenczas do stołecznego Weimaru, obmyślali dalsze plany.
Tam też przebywał wówczas Vander Maglorion, będący głową Północnego Sojuszu oraz pełniący także obowiązki kanclerza Lunaru. Wspomagany przez szlachetną Ratherdarę, której rola pozostawała nieoceniona, próbował z całych swych sił przeciwstawić się największej nawałnicy zła w nowożytnej historii Endalmaru. On to na koniec jednego z zebrań zwrócił się do zgromadzonych dowódców wszystkich krain:
- Dlatego też nie możemy myślą odbiegać do czasu tak odległego, ani z góry zakładać tej konieczności. Jednakże pokora i okoliczności wojny wymagają określenia kilku kroków w przód na każdą ewentualność. Podkreślam wszak raz jeszcze, drodzy, że rozmawialiśmy tutaj o ostateczności. Przełęcz Lessotta jest miejscem niezwykle zdradliwym, nie na darmo pozostawała nieodkryta przez całe lata. Stanowi przejście do zdziczałego świata, o którym wciąż wielu nie ma pojęcia. Ja przekroczyłem ten próg i zapewniam was, że Endalmar za panowania Ottaviusów pozostawał edenem, w porównaniu do niebezpieczeństw na Północnych Skrajach. Widzę teraz wasze twarze. Widzę i znam to samo uczucie, które wam teraz towarzyszy. Pozostaję jednak z wami szczery, a szczerość zawsze uważałemm za jedną z największych cnót i zalet Lunaru, którego jestem częścią. Zróbmy zatem wszystko, byśmy progu Lessotty nigdy nie musieli przekraczać, zaś teraz póki jeszcze na to czas, odpocznijmy. Trudne miesiące, których wspólnie doświadczyliśmy, w pełni uprawniają nas do tego.
Zgromadzeni odeszli, mając twarze ponure i zmienione. Rzeczywiście, długie miesiące trwającej wojny odcisnęły na nich swe piętno. Rister Larrendum zdawał się tracić wiele ze swej odwiecznej pogody ducha i ciętego humoru. Axell Genring odmawiał nawet szklaneczki gorzałki, a TanGaję pogrążała się w depresji, gdy ktoś zwrócił się do niej tytułem królowej. Kiedy wszyscy opuścili pałacową salę zebrań, Ratherdara zwróciła się do Vandera:
CZYTASZ
Kroniki Endalmaru, tom 3. Pęd żywiołów
Fantasy...każdy wiedział, że w końcu coś stać się musi. Niemożliwością jest, by stale rosnące napięcie nie wybuchło wreszcie, tworząc niejako nową rzeczywistość. Jaka ona będzie? To zależy już tylko od żywiołów. Pędu żywiołów. Zamglonej, nieoczywistej aleg...