Okrągły szlifowany stół z różnokolorowego kamienia wypełniał centralną część wielkiej komnaty. Na lśniąco białym obrusie leżało mnóstwo elementów zastawy. Misy, talerze, półmiski i gary wypełniały niemal całą dostępną przestrzeń blatu. W ich wnętrzu kryły się wyborne smakołyki, wiele z nich zupełnie nieznane w Endalmarze. Kuchnia Meralinnonu nie zawierała jednak mięsa, gdyż zdobycie go wiązałoby się z wyjściem na powierzchnię. Tego zaś nie wolno było czynić nikomu z tutejszych, toteż przez trzysta lat życia w zapomnieniu, elfowie Drugiego Szczepu jedynie parokrotnie oglądali światło słońca. Jedynymi zwierzętami żyjącymi i hodowanymi w głębinach rozpadliny Namey były konie, a jedzenie ich mięsa uchodziło wśród elfów za wielkie bluźnierstwo, toteż dieta w Meralinnonie kręciła się wokół wyrobów roślinnych. Dbałość o wierzchowce kultywowała zaś tradycje i poszanowanie tej szlachetnej rasy zwierząt, a wyrazem dobrego smaku pośród Drugiego Szczepu pozostawała sprawna jazda wierzchem.
Qualloran i towarzysze zostali przyjęci z honorami i ugoszczeni w salach wielkiego pałacu, górującego nad całym miastem. Ukryte królestwo było bowiem w istocie jednym wielkim miastem, kompleksem pałaców, wież, minaretów, murów i komunalnych zabudowań. Wybudowane na rozległej, masywnej skale wznoszącej się środkiem ku wysokiemu stropowi. Na górze tej wyniosłości wybudowano pałac książęcy, gdyż prawowitą władzę nad Meralinnonem sprawował książę z dawnego jeszcze nadania przez króla Limii. Pałac ten, jak i okoliczne formacje wybudowane były z ciężkiego, brązowego kamienia, a wykończone tak kunsztownie, iż każda pojedyncza fasada mogła uchodzić za prawdziwe dzieło sztuki. Pełno było bowiem na nich skomplikowanych wzorów, malowideł, rzeźb, fresków i innych dowodów rozlicznego kunsztu artystów. Centralna kopuła lśniła zwieńczeniem z czystego złota, a najwyższe dachy jaskrawo odbijały się w świetle kamieni Seo, które niczym na wzór podziemi w Lerendalu wyścielały ściany całej jaskini, pojedynczej wielkiej groty, gdzie położone było miasto. Prócz złota wiele miejsc skrzyło się najczystszymi rudami srebra, przejmująco rudym kolorem brązu i jasnokolorowymi minerałami.
Do centralnego gmachu prowadziły wysokie schody, przechodzące wprzódy przez szereg bram, wśród których każda kolejna położona była wyżej od poprzedniej. Główne zaś wrota zdobił wielki posąg elfickiej damy wykonany z nefrytu wysadzanego bursztynem. Rozwarte ramiona i srebrny diadem na jej głowie powitały pięciu elfów z Limii, gdy ci prowadzeni przez straż i księcia zbliżali się do pałacu. Z każdym krokiem podziwiali rozjaśnione wnętrze wielkiej groty. Była ona wsparta licznymi kolumnami szerokimi w podstawach, a zwężającymi się w połowie ich wysokości. Z miejsca, z którego przybyli, nie widać było drugiej części groty, położonej zaraz za wielkim miastem. Tam to swój kres odnajdywała rzeka Namey, rozlewając się w podziemne jezioro, przejrzyste i czyste, lecz tak głębokie, że nikt nigdy nie poznał czeluści, do których sięga. Zaraz zaś za wodami Namey rozciągała się zielona oaza, uprawne pola i mieszany las, które dzięki kamieniom Seo miały tutaj rację bytu.
U stołu, tuż obok Quallorana i czwórki elfów z Limii, zasiadł wielki książę Drugiego Szczepu wraz z małżonką oraz całą swą świtą najdostojniejszych przywódców. Elficki książę zwał się Tarlan, był pierwszym i jak dotąd wciąż jedynym władcą Meralinnonu. To właśnie on, będąc niemal równolatkiem Quallorana, otrzymał niegdyś od niego zgodę na opuszczenie Limii i wraz z grupą elfów, którzy umiłowali skały i życie w odosobnieniu, wyruszył na północ, by osiąść w końcu w Wielkiej Rozpadlinie. On to prędko poznał króla, wcześniej niż ktokolwiek inny i raźno wyszedł mu na spotkanie. W głębi serca jednak wiedział, że jego przybycie aż tutaj nie zwiastowało niczego dobrego.
- Zdrowie króla! – krzyknął Tarlan, chwytając kielich w osnowie niespotykanego nigdzie indziej stopu srebra – niech nam radośnie panuje kolejne trzysta lat!
CZYTASZ
Kroniki Endalmaru, tom 3. Pęd żywiołów
Fantasy...każdy wiedział, że w końcu coś stać się musi. Niemożliwością jest, by stale rosnące napięcie nie wybuchło wreszcie, tworząc niejako nową rzeczywistość. Jaka ona będzie? To zależy już tylko od żywiołów. Pędu żywiołów. Zamglonej, nieoczywistej aleg...