Ciężkie, przerywane westchnięcie wstrząsnęło jego ciałem. Aldorian zakaszlał i nagle zerwał się z łoża. Lekko oszołomiony, zaraz wsadził głowę do leżącej nieopodal zagłówka misy. Lodowata woda prędko przywróciło go do żywych. Usiadłszy na powrót na krawędzi posłania, usiłował umiarowić przyspieszone bicie serca.
Lunarczyk zazwyczaj miewał płytki, czujny sen. Wszakże przebyta choroba odcisnęła na nim swe piętno i, jak sam twierdził, znacznie go rozleniwiła. Noc pełna koszmarów przypominała te po upojnych wieczorach, wypełnionych zbyt dużą ilością kufli pełnych bąbelkowego trunku. Tych samych, przy których zdrowy rozsądek zawsze przychodził za późno.
- Uff – sapał, wkładając na siebie lekką, płócienną koszulę i związując włosy w kucyk. Zaraz też wyszedł z pokoju i chwiejnym nieco krokiem udał się do jadalni. Tam, nieopodal nakrytego i przygotowanego już stołu zastał krzątającą się Arianę. Uśmiechnął się na to spotkanie, widok Hablarki zawsze sprawiał mu przyjemność.
- Nie możesz spać? – zagadnął, rozglądając się jednocześnie po izbie. Wspólna jadalnia miała być owego dnia miejscem szczególnego spotkania.
- Niezbyt – odparła rdzawowłosa, rzucając towarzyszowi jeno przelotne spojrzenie – ostatnio nie jest mi po drodze ze snem.
- Potwornie tu gorąco – powiedział w odpowiedzi Hablarczyk, oddychając głęboko – przeszedłem dwa kroki, a jestem cały mokry.
Ariana nic nie odrzekła, zawzięcie szukając czegoś w przyległej do ściany komodzie. Przestawiała z miejsca na miejsce rozmaite naczynia, nakrycia i pojemniki, lecz robiła to na tyle niedbale i pospiesznie, że w pewnej chwili jedna ze zdobionych elfią mozaiką mis prześlizgnęła się przez jej aksamitne dłonie i z głośnym brzękiem rozbiła o twardą posadzkę. Kobieta machnęła ręką ze złością, klnąc soczyście pod nosem. Aldor zmarszczył brwi i prędko przybiegł z pomocą.
- Co się stało? – zagadnął znów, podnosząc z podłogi drobne kawałeczki – nie przypominasz siebie.
- Nic, nic – odparła spiesznie.
- Ariano...
- Po prostu nie sypiam w nocy, mówiłam ci.
- Ariano! – Aldor podniósł nieco głos, czując się ignorowany – nawet nie patrzysz mi w oczy. Sądzisz, że znam cię gorzej, niż ty mnie?
- Nic nie sądzę – mruknęła wyraźnie nadąsana.
- To akurat widzę. Nie jesteś sobą.
- Oj, przestań.
- Przestać? Widzę, że coś cię trapi, ale jak mam pomóc, skoro nie wiem w czym rzecz?
- Nie wiesz? – rzuciła ostro Ariana, podrywając się z klęczek – otóż to, nic nie wiesz i nic nie widzisz. A powinieneś!
Z tymi słowy rzuciła na stół zebrane odłamki misy i wściekła wybiegła z jadalni, nim Hablarczyk zdołał choć otworzyć swe usta. Rozłożył ramiona w geście absolutnego zdumienia, a do przyspieszonego rytmu serca dołączyło naraz przeciągłe kłucie i ból. Smutna i wściekła Ariana była dla niego jedną z najgorszych tortur.
- Lepiej ją zostawię – rzekł sam do siebie, kończąc sprzątanie – jeszcze większego ambarasu narobię. Ale, cholera, o co jej chodzi?!
Aldor samotnie zasiadł przy stole, a gdy sprzykrzyło mu się oczekiwanie na pozostałych, samojeden zabrał się za śniadanie. Tedy dopadła go dziwaczna myśl, której w zadumie wcale nie tłumił: igranie z przeciwstawnymi płomieniami mogło zakończyć się wielkim pożarem, którego zaś skutkiem pozostawało zupełne ogołocenie i samotność...
CZYTASZ
Kroniki Endalmaru, tom 3. Pęd żywiołów
Fantasi...każdy wiedział, że w końcu coś stać się musi. Niemożliwością jest, by stale rosnące napięcie nie wybuchło wreszcie, tworząc niejako nową rzeczywistość. Jaka ona będzie? To zależy już tylko od żywiołów. Pędu żywiołów. Zamglonej, nieoczywistej aleg...