- Jesteś pewien, że dobrze odgadłeś znaczenie?
- Dethremen. Tako rzekła. Słowa tego nie sposób pomylić, a znaczy to w thrastaarze nie mniej, nie więcej, jak dom. Powrót do domu - odparł Ellsar.
- Kogo widziałeś?
- Qabrielę przemykającą pośród skał jak kozica. Tharmitra u jej boku, dającego znaki pozostałym Vellotom. Naliczyłem ich ze trzydziestu. Wszyscy obrali kurs na Dolinę Gerzat.
- Czyż był z nimi Hrabia?
- Pewny jestem, że nie.
Na wspomnienie o Hrabim Gebungo przeszył zimny dreszcz, nie dał jednak poznać tego po sobie. O znanym mu bowiem zdarzeniu, którego był jedynym świadkiem, nie zamierzał mówić nikomu, tak bardzo przepełniło go ono grozą.
- Wiele ryzykowałeś. Nie wróciłbyś żyw, gdyby cię dojrzeli - mówił dalej król.
- Zbyteczne mówić o tym, kiedym wrócił i rozmawiam z wami. Zdawali mi się bardzo zdenerwowani i spieszno im było na zachód.
- Wobec tego Qabrieli nie zoczymy już w Endalmarze - rzekł Qualloran, a po jego obliczu przeniknął cień wściekłości – mamy tu jednak kogoś, kto na pewno wie więcej od nas. Wywodzi się z tego plugawego burdelu, toteż teraz powie nam wszystko, co o nim wie. Czyż mylę się?
Wypowiadając te słowa, król nachylił się nad klęczącym i skutym łańcuchem Gebungo. Ten milczał, spoglądając w ziemię.
- Wszak sam mówiłeś o jej dalekim kasztelu, czyż nie?
- Qabriela nic dla mnie nie znaczy - odparł wreszcie – jej śmierć przyjąłbym z ulgą, ale nie mogę zdradzić swych braci. Jeśli pokażę wam drogę do zamku, wyrżniecie w pień wszystkich po drodze.
- A, psiamać! I mówi to wódz morderców, który...
- Milcz, Axellu! - zgromił Genringa Vander, a zwróciwszy się do Lorda dodał - jeśli zechcemy, wejdziemy tam z twoją pomocą lub bez niej. Wyrżniemy twoich krajanów, jeśli taka przypadnie nam ochota, bądź też pozostawimy w spokoju. Albo nam pomożesz i sam się przekonasz o tym, co uczynimy, bądź też będziesz pierwszym, którego odznaczymy na naszej liście.
Gebungo milczał dobrych parę minut. Na to zniecierpliwił się Qualloran, który posłał dwóch swych strażników z poleceniem, żeby przyprowadzili do niego jednego z pozostałych Lordów. Gdy ci tak uczynili, postawił odwróconego plecami Persinga na brzegu rzeki i rozkazał trzem elfom szykować łuki.
- Mów w tej chwili, albo człowiek ten umrze.
Gebungo podniósł roztrzęsiony wzrok, cała jego postawa zmieniła się w kogoś, kto jest w pułapce, a wszystkie wyjścia są zamknięte. Patrzył, milczał i zwlekał. To ostatnie trwało jednak za długo. Qualloran dał sygnał, strzały zaświszczały wbijając się w odkryte plecy Persinga. Zaraz też runął w rzeczne odmęty, a nurt poniósł go ku Międzymorzu.
- Dawać następnego! - rozkazał Qualloran.
- Nie! - zawrzeszczał Gebungo – nie!
- Gadaj więc! Gdzie jest zamek Qabrieli?
- Santrel – wyjąkał – zowie się Santrel. Na samym krańcu półwyspu.
Niemal wszyscy wstrząsnęli się na tą nazwę. Słowo to znało wielu, lecz mało kto wiedział tak naprawdę, co też ono znaczy. Pozostawało jednak synonimem największej grozy towarzyszącej zawsze wszelkim opowieściom dotyczącym Zachodniego Królestwa. Wszystko co złe, co mroczne i straszne zawierało się w tym jednym słowie. Santrel.
- Jakiego półwyspu? - dopytywał Qualloran.
- Półwysep Akrist, zachodnie lądowe skraje Persingu. Tam swoją siedzibę ma Qabriela i wszyscy Velloci. Inni się tam nie udają.
CZYTASZ
Kroniki Endalmaru, tom 3. Pęd żywiołów
Fantasia...każdy wiedział, że w końcu coś stać się musi. Niemożliwością jest, by stale rosnące napięcie nie wybuchło wreszcie, tworząc niejako nową rzeczywistość. Jaka ona będzie? To zależy już tylko od żywiołów. Pędu żywiołów. Zamglonej, nieoczywistej aleg...