- Kłamliwe usta tego plemienia nigdy nie wypowiedziały dobrego o nas słowa. Pozostają w nienawiści do wszystkiego, co nasze, toteż i wy nie okazujcie litości, gdyż oni nie cofną swego miecza przed waszą głową. Zakończmy więc to, co rozpoczęliśmy! Niech znak kruka i jego lud przypieczętuje los Północy oczyści Hablar z wszelkiego oporu!
Słowa potężnej królowej niosły się nad głowami szturmujących umocnienia Persingów i dzikich Skorpiołuskich. Dotykały serc Tolgarów i wszelkiej maści zdeprawowanych najemników. Pozostawały miodem na serce nikczemnych Vellotów. Potęgowały wściekłość ogromnych ogrów i śnieżnobiałych niedźwiedzi Yinal. Cała potęga mrocznej siły, wszystkie wierne jej hufce i zastępy rozbijały w pył frontowe fortyfikacje Hablaru, jak i zmiatały z powierzchni jego obrońców. Vander, Ratherdara, a za nimi cały Lunar klękał pod naporem tak silnym, że osłabiał wszelką wolę. Rister i Sinnetanie cofali się przed nawałnicą szabli i toporów. Axell z Genringami po raz pierwszy w życiu poczuł się pokonany jeszcze w czasie bitwy. Rozetańskie, holiańskie i hablarskie kompanie niknęły jedna po drugiej pośród kłów, pazurów i łap potworów. Obraz klęski był nieunikniony, a horror z góry przegranej potyczki potęgowała brutalność i brak jakichkolwiek świętości z rąk atakujących.
Qabriela triumfowała. Szyderczy uśmiech na niezmiennie pięknej i gładkiej twarzy był oznaką całkowitego zwycięstwa. Nie była zmuszona osobiście brać udziału w walce, zgromadzone przez nią oddziały niszczyły wszystko i wszystkich. Ona zaś patrzyła na to wszystko z uciechą, jak najwyższy władca triumfujący nad ostatnim przeciwnikiem, który śmiał do tej aż pory trwać w uporze. Siedziała wyniośle na swym okutym w żelazo koniu, mając za plecami ścianę wzgórza, a przed sobą cały Hablar. I cały świat.
U jej boku z upiornym grymasem na twarzy siedział w siodle Hrabia. W jego naturze wydawała się leżeć wieczna wiktoria, a triumf było mu na imię. Z drugiego zaś boku Kruczej Pani na skuteczność swych zespolonych armii spoglądali Tharmitr i Lohmeer. Obaj chowający swe posępne twarze za chustami, nie wyrażający żadnych oznak emocji. Dla owej czwórki dzieci cienia nie liczyło się już nic więcej. Byli zwycięzcami. Spoglądali na żywy obraz swego najskrytszego spełnienia. Wzrok wbity na północ przesłonił im wszystko inne. Zdominował ich umysły do tego stopnia, że nie byliby w stanie dojrzeć zagrożenia nawet po swojej prawicy. To nadeszło dokładnie w momencie, w którym nikt z nich się tego nie spodziewał.
Zgiełk bitewny był tak wielki, że wszelkie inne dźwięki zupełnie nie dochodziły do zaaferowanych decydentów Persingu. Jednak to Qabriela pierwsza poczuła mocniejsze aniżeli wcześniej drżenie gruntu. Pozostając jeszcze chwilę w niewzruszonej pozycji, nasłuchiwała. W pewnej chwili przymknęła oczy, a z jej twarzy zniknął wszelki uśmiech. Trwała tak dobrą minutę, po czym otworzyła z nagła powieki. Gdyby ktoś wówczas stanął naprzeciwko niej, w jej spojrzeniu dojrzałby coś zupełnie dlań obcego. Zdenerwowanie. Obawę. Niepokój. Raptownie obróciła konia, czym aż wzdrygnęła wierzchowce swych towarzyszy. Spojrzała i zamarła. Zza szczytu wzgórz wyłoniła się większość licznej armii Trzeciej Siły prowadzonej przez Aldora, Arianę, Elenę i Ianira. W istocie, Qabriela nie pozostawiła żadnej tylnej straży, zwiady i manewry zostały przerwane, a wszelkie dostawy złożone w obozowiskach tuż przy froncie. Nic nie miało zakłócić chwili największego triumfu.
Wzrok Qabrieli znów się zmienił. Choć obawa nie zniknęła, rozpanoszywszy się chciwie w jej wnętrzu, to królowa nie dawała poznać jakichkolwiek emocji po swym zewnętrznym obliczu. Pozostawała teraz twarda i zimna, podobnie jak obaj Velloci i Hrabia, po którym najbardziej można by doszukiwać się krzty jakiejkolwiek ekspresji.
Wróg znikąd nadciągał. Jeden błysk oka wystarczył Kruczej Pani, by poznać troje z czterech stojących na wzgórzu przywódców. Przez cały ten czas nie odnalazła ich kryjówki.
Jadący na przedzie Aldor patrzył ze zgrozą na toczącą się bitwę. Choćby ktoś widział podobną scenę po raz pierwszy w życiu, to z łatwością orzekłby, iż jedna ze stron ma przygniatającą przewagę nad ustępującym rywalem. Trzecia Siła kroczyła wolno, a Hablarczyk wciąż nie dał rozkazu do ataku. W pewnej zaś chwili poczuł jakby nagły ból głowy. Skrzywił się i wstrząsnął, spojrzawszy w owej chwili na odległą jeszcze Qabrielę. Wtedy zdawało mu się, że w myśli usłyszał słowa:
- Witaj Aldorianie, Trzecia Siło.
Było to uczucie tak niezwykłe, iż Lunarczyk do końca swych ziemskich dni nie był pewien czy tamte słowa powstały jedynie w jego umyśle, czy też moc Czarnej Królowej sięgała aż tak daleko. Co jeszcze dziwniejsze, zdało mu się, że odpowiada na to słowami:
- Trzecia Siła? Nie, my jesteśmy Sojuszem. Ten zaś jest liczniejszy, niźli ci się zdaje.
Po tych słowach jak gdyby ból głowy minął, zaś twarz Qabrieli odwróciła się w prawo. Niewiarygodne wzburzenie musiało panować wówczas w jej znikczemniałym sercu, gdy zza drugiego krańca wzgórz dojrzała błyszczącą armię elfów i Quallorana na jej czele. Słońce ponownie wyjrzało zza gęstych chmur i snopem światła trysnęło wprost na złote zbroje Limii i Meralinnonu, oślepiając wielką królową i jej przybocznych. Zwycięstwo przestało być pewne. Jej zamiary musiały zostać odłożone. Wojna wciąż trwa, a przeciwnik ma się dobrze.
W pewnej chwili Qualloran podniósł swój miecz ku górze. W odpowiedzi, uczynili to wszyscy elfowie, a zaraz za nimi cała Trzecia Siła. Szczęk dobywanych mieczy dobiegł uszu nawet i walczących stron, które dopiero teraz po raz pierwszy dojrzały nieznane nikomu oddziały. Tak Persingowie jak i woje Sojuszu zlękli się, twierdząc, że owe armie to wsparcie dla przeciwnej strony. Lecz tylko jedni mieli rację. Naraz obie nowoprzybyłe kawalkady ruszyły jednostajnie ze wzgórz. Pęd pochyłego terenu dodatkowo napędzał szturm, ziemia trzęsła się pod stopami kawalerii i piechoty, jak gdyby zaraz miała pęknąć i zapaść się w nicość. Velloci i Hrabia dobyli mieczy. Qabriela pozostawała niewzruszona, przenosząc wzrok z jednej strony na drugą. Rozpoczęła się największa bitwa, jaką widział Endalmar w czas wojny o swe przetrwanie. Wszystkie walczące narody miały skrzyżować miecze w decydującym starciu.
CZYTASZ
Kroniki Endalmaru, tom 3. Pęd żywiołów
Fantasy...każdy wiedział, że w końcu coś stać się musi. Niemożliwością jest, by stale rosnące napięcie nie wybuchło wreszcie, tworząc niejako nową rzeczywistość. Jaka ona będzie? To zależy już tylko od żywiołów. Pędu żywiołów. Zamglonej, nieoczywistej aleg...