Trzeciego dnia po opuszczeniu Deferastu sojusznicy byli już o jakieś dwie godziny drogi od An-Taklan. Uprzednio jeszcze posłano przodem zwiadowców, by rozeznali się w sytuacji. Wieści dotarły do uszu Quallorana, Vandera i pozostałych, lecz przyniosła je jedynie połowa wysłanych ludzi. Oto bowiem Qabriela wystawiła liczne straże wkoło grodu i także rozesłała zwiady poza miasto. Pośród skalnego zapadliska czekała zasadzka, na którą wpadli Hannowie i Genringowie wysłani po wieści. Rozpętała się krótka potyczka zakończona ucieczką Endalmarczyków. Dodatkowo wzmożyło to ogień pośród nadciągających legionów tak, że niezwykle prędko przebyli ostatnie staje drogi. Wszystko sprzyjało nadchodzącej bitwie, bezchmurne niebo wypełniło się niebawem stadem kruków i krążącymi na uboczu pojedynczymi sępami przewidującymi wyborną ucztę.
Oto okazało się wreszcie zentarskie miasto. An-Taklan był wówczas pod całkowitym panowaniem Persingów, a większość Zennitów, jeśli mogła, zawczasu opuściła w popłochu owe mury, czmychając przed ludźmi Qabrieli. W ten oto sposób wielu spośród honorowych Endalmarczyków odetchnęło z ulgą, zdając sobie sprawę, iż nie powtórzy się kolejna Bratnia Wojna podobna do tej w Lerendalu.
Persingowie nie zamierzali bronić miasta. Czekali na przedpolu, ukryci pośród wielu naturalnych kryjówek terenu. Gdy armie elfów i Endalmarczyków znalazły się wystarczająco blisko, ruszyli do ataku. Filar armii Kruczej Pani stanowili Czarni Lordowie, którzy dowiedli swej niezwykłej wytrzymałości, ruszając w pełnym rynsztunku wobec panującego na pustkowiu skwaru. Towarzyszyli im Skorpiołuscy, którzy byli naturalnie usposobieni do przetrwania w pustynnych warunkach. Pośród owych dwóch oddziałów poprzetykanych było mnóstwo Vellotów, działających samodzielnie i chytrze. Choć pośród armii Qabrieli nie było już ani jednego Tolgara, to królowa posiadała coś, czego nikt nie spodziewał się ujrzeć w Zentarze. Białe niedźwiedzie Yinal wyskoczyły jak z katapulty z jam w ziemi i ruszyły jako pierwsze na spotkanie wrogom. Ci ostatni zdali sobie wtedy sprawę, iż nie będzie tak łatwo.
Gdy krwiożercze bestie pozostawały jeszcze w oddali, Qualloran polecił Endalmarczykom cofnąć się i rozbić na dwa skrzydła, podczas gdy on sam wraz ze swą armią przyjmie na siebie impet uderzenia niedźwiedzi. Dzięki sprawnej organizacji i posłuszeństwu rozkazom, udało się przegrupować ludzi w samą porę, dokładnie wedle zamierzeń króla. Elfowie bowiem najlepiej opanowali sztukę walki przeciw potężnym zwierzętom i korzystając ze swej szybkości oraz niebieskiego ognia osiągali wyśmienite rezultaty.
Największe straty ponieśli wszak na samym początku, gdy pędzące jak w morderczej furii niedźwiedzie wbiły się głęboko w oddziały Tarlana. Wymachując zajadle ogromnymi łapskami, uśmiercały konie razem z ich jeźdźcami. Chwile trwogi przeżył nawet sam Tarlan, który z małym oddziałem, osaczony przez dwa niedźwiedzie, począł cofać się, aż poczuł za plecami litą, rdzawą ścianę. Wtedy to rozbłysnął blask kryształów ognia, w których użyciu prym wiódł Ellsar, a którego imię rozsławiło się już pośród Endalmarczyków na równi z królem i księciem. On to niechybnie uratował życie władcy Meralinnonu, powalając dwa niedźwiedzie, po czym razem, ramię w ramię, wyruszyli ku następnym celom.
Podczas, gdy gros elfów pozostawał zajęty niezwykle wyróżniającymi się w otoczeniu niedźwiedziami, Wolni Endalmarczycy, okrążając armie elfów, z obu stron runęli na nacierających Persingów. Przeraźliwe rżenie, szczęki metalu i oddech śmierci opanowały centralny Zentar, czego dawno tutaj nie widziano. Klingi zwarły się z mocą, a trzymające je ramiona pozostawały mocne niczym tytan. Wszak legiony Vandera miały pewną przewagę.
Endalmarczycy dysponowali licznymi zastępami łuczników. Stanowili je głównie niepokonani w tej specjalności Holianie, wspomagani przez Łowców oraz Hannów. W ich szeregach zawsze znajdowała się także Elena, której bystre oko i pewna ręka znane i podziwiane były nawet pośród wybitnych mistrzów łuku.
CZYTASZ
Kroniki Endalmaru, tom 3. Pęd żywiołów
Fantastik...każdy wiedział, że w końcu coś stać się musi. Niemożliwością jest, by stale rosnące napięcie nie wybuchło wreszcie, tworząc niejako nową rzeczywistość. Jaka ona będzie? To zależy już tylko od żywiołów. Pędu żywiołów. Zamglonej, nieoczywistej aleg...