- A więc tak wygląda ta słynna szkoła młodych Vellotów.
- Raczej gniazdo potworów.
- Poczekaj, aż zobaczymy ten cały Santrel! Tam to dopiero musi być barłóg pasożytów.
- Produkcja nieludzkich zabójców... doskonałe miejsce.
- Zamknijcie mordy i szykujcie się! – Vander znów stracił cierpliwość do plotkujących na głos Genringów. Zawzięty lud z północy królestwa dawał ostatnimi czasy wiele powodów do złości chorążego - Axell! Chodź no, narada!
Kasztelan posłusznie przyszedł i uklęknąwszy w ochronie skał w miejscu, którego nie było widać z okien twierdzy, począł przyglądać się temu, co robił Qualloran. Na pokruszonej skale rozrysowywał właśnie plan szturmu. Jak wynikało z narysowanych przezeń linii, nie planował on rozdzielania swych szeregów.
- Czy zwiad już powrócił? - spytał Tarlan, przychodząc na miejsce jako ostatni.
- Nie - zaprzeczył Qualloran, kończąc swe rysunki – wypatrzenie strażnic, bądź posterunku wartowników jest kluczowe dla powodzenia naszego szturmu. Przypatrzyliście się twierdzy? Jedyną drogą, którą możemy się tam dostać jest ten wąski przesmyk. Im później nas dostrzegą, tym lepiej dla nas. Choć zapewne nikt nigdy nie zaatakował tego przybytku, to Hrabia jest zbyt przebiegły, by nie pozostawić sobie opcji ostatniej deski ratunku. Jeśli dojrzy nas zbyt wcześnie, gdy będziemy jeszcze w drodze, będzie krucho.
- To będzie najgorszy moment - stwierdził Rister, wychylając się, by raz jeszcze spojrzeć na owo przejście - z jednej strony przepaść i pewna śmierć, z drugiej pionowa, gładka ściana i brak możliwości ucieczki.
- Ani wycofania się. To jest klu. Ani jeden człowiek nie ma prawa wykonać kroku wstecz.
- Tak. Jeśli zaś uda nam się sprawnie przeskoczyć w okolice murów, to myślę, że efekt zaskoczenia przyniesie nam wiele dobrego.
- Sądzisz, że Hrabia prócz swych uczniów jest zdany sam na siebie? Nie zapominaj kim jest, ani na co go stać - Aldorian zachowywał największą ostrożność, co nie było dziwne dla tych, którzy go znali. Zawsze zwykł rozbijać wszystko na czynniki pierwsze.
- A skąd mamy pewność, że ten parszywy gad w ogóle jest w środku? - przytomnie zauważył Axell, pociągając nosem. Aldor i Rister wzruszyli ramionami, nikt nie mógł mieć w tym względzie pewności, lecz decyzja zapadła już z chwilą przybycia na Pazur Trytona. Qualloran powrócił do słowa.
- Przesmyk jest zatem wąski i niebezpieczny. Nasze konie mogą ulec panice, nie muszę zaś mówić, co by to dla nas oznaczało. Atak musimy przeprowadzić na własnych nogach, przez co tak ważne będzie szybkie przebycie najgorszego momentu. Wierzchowce pozostawimy tutaj, związane wraz z Gebungo i jego strażą.
Nikt nie zaprotestował, samego Lorda zaś nie zaproszono na zebranie.
- Jeśli Hrabia czy ktokolwiek inny zaatakuje nas w drodze, straty będą nieuniknione - stwierdziła Ariana, przepuszczając włosy pomiędzy palcami.
- Każdy wiedział na co się pisze - orzekł Vander, powtarzając te same słowa po raz kolejny - wieści o armii Endalmaru z pewnością rozeszły się już po większości tych ziem. Prawdopodobnie dotarły także i tutaj, Hrabia musi mieć swoich informatorów. W panującym tu cieniu łatwo się ukryć, na dodatek to on jest tutaj u siebie. Nie jest też głupi, musimy przygotować się na rzeczy nieoczekiwane.
- Na przykład niedźwiedzie? - spytała Ratherdara.
- Dlaczego niedźwiedzie? Trzymanie ich w takim miejscu byłoby nie lada wyzwaniem.
CZYTASZ
Kroniki Endalmaru, tom 3. Pęd żywiołów
Fantasy...każdy wiedział, że w końcu coś stać się musi. Niemożliwością jest, by stale rosnące napięcie nie wybuchło wreszcie, tworząc niejako nową rzeczywistość. Jaka ona będzie? To zależy już tylko od żywiołów. Pędu żywiołów. Zamglonej, nieoczywistej aleg...