Rozdział 7. Ukryty świat - cz. II

3 1 0
                                    

Płytki sen Quallorana przerwał się nagle, a władca wstrząsnął całym ciałem niczym ktoś, kto niekontrolowanie zaśnie wskutek wyczerpania, nie wiedząc po przebudzeniu gdzie się znajduje. Elfowi prędko jednak wróciła świadomość, a bystry słuch usłyszał przyciszone szumy na korytarzu za drzwiami. Ubrawszy się, wyszedł więc na zewnątrz i podążał wzdłuż korytarza. Przeszedł obok dwóch równoległych komnat, w których gnieździli się pozostali elfowie z Limii, po czym dotarł do miejsca, gdzie korytarz rozszerzał się, ściany zaś ustępowały dużym oknom o zdobionej wyszukanymi kształtami ramie. Przy jednym z okien ujrzał wyglądającego na zewnątrz Tarlana. Zbliżył się do niego i stanął tuż obok. Książę zauważył go już wcześniej, lecz ani drgnął.

Widok z okna rozciągał się na tylne połacie Meralinnonu, wypełnione błękitem Namey i zielenią terenów za jej brzegiem. Dwaj elfowie, nie zwracając ku sobie swych spojrzeń, patrzyli w dal przez dłużsżą chwilę. Naraz pierwej odezwał się Tarlan:

- Wszystko, co tu widzisz, wybudowaliśmy od podstaw. Całą grotę kuły przez lata zastępy elfickich rzeźbiarzy i górników. Każdy kamień Seo został tutaj wydobyty, tutaj oszlifowany i pieczołowicie umieszczony na stropie. Pełno ich tutaj było, jak tylko przybyliśmy. Gotowe, by pomóc nam uczynić to miejsce urodzajnym i jasnym. Uwierzysz, jaką tedy czułem radość?! Świadomość, że jest się w miejscu dla siebie przeznaczonym... to bajka. Baśń na jawie. Wszystkie te drzewa... znam od sadzonki, bądź ziarna. Patrzyłem, jak powstaje każdy jeden kamień budulcowy do tego miasta, jak ociosywane są kolumny, przerzucane mosty i korygowane koryto Namey. Wszystko, co tutaj widzisz, wyszło z naszych rąk.

- Dlatego godnym jest Meralinnon nazywać się Drugim Królestwem Elfów – wyraził uznanie Qualloran, które ani w ułamku nie było zmyślone, ni przesadzone.

- Wiesz dobrze, Qualloranie... może nawet lepiej niż ja sam. Wiesz, jak trudna jest władza nad takim miejsce, krainą, którą wybudowałeś i którą miłujesz nad życie. Jak potwornie ciężki jest narzucony przez to na ciebie obowiązek. Brzemię dbania o bezpieczeństwo wszystkich ci podległych.

- Wiem, przyjacielu – odpowiedział król, dopasowując się do sytuacji. Tarlan bowiem uspokoił się przez noc i prowadził łagodną, świadomą rozmowę – dlatego tutaj jestem.

- Być może..., lecz to miejsce i wszyscy ci elfowie zostali oddani mojej pieczy, sam to uczyniłeś, tak dawno już temu. Jeśli teraz wciąż muszę pozostać ci wierny..., to uczynię coś wbrew sobie i memu rozumowaniu.

- Twe rozumowanie nie jest pełne, bracie. Zbyt długo pozostawałeś ukryty tutaj, by zrozumieć wszystko, co się wydarzyło, nawet przez ostatnie pięćdziesiąt lat. To tak, jakbyś wyszedł z ciemnej piwnicy i dziwił się, że oślepia cię jasność dnia. Ja zaś okoliczności znam doskonale, poznałem też namacalnie naszego wspólnego wroga. Jakichże jeszcze potrzebujesz świadectw nad zdanie tego, który własnymi dekretami zapewnił wam tą wolność? Będzie coraz gorzej, zło zacznie się rozprzestrzeniać i wkrótce znajdzie drogę także i tutaj. Może nie jest jeszcze za późno.

- A więc nie mówisz z pełnym przekonaniem...

- Jako już ci rzekłem. Mówię prawdę. Wolisz zginąć, gdy wszystko będzie przesądzone, czy spróbować odmienić ten los, kiedy jest jeszcze czas?

Książę odwrócił się i spojrzał w oczy wyższemu o głowę Qualloranowi. W jego spojrzeniu widać było pewną rozterkę, walkę, lecz wybór wciąż skłaniał go ku swoim przekonaniom, nie zaś zaufaniu do króla. Tarlan ciężko znosił rujnację swej wysoko noszonej dumy.

- Pójdź ze mną, królu.

Tarlan począł prowadzić przez układ skomplikowanych korytarzy. Wiły się one niestrudzenie, wypełniając cały książęcy zamek i prowadząc we wszystkie kierunki. Istny labirynt zakończył się w tylnej części kompleksu, gdzie po wysokich schodach zeszli do przedpokoju, z którego wychodziły tylko jedne drzwi. Elf zbliżył się ku nim i pociągnął za okrągłą klamkę w kształcie wąskiego pierścienia, po czym wszedł do środka. Znaleźli się teraz w wielkiej bibliotece wypełnionej od samej podłogi do sufitu regałami pełnymi grubych ksiąg. Pomieszczenie było tak długie, a liczba tomów tak wielka, że choćby przejrzenie tytułów wszystkich z nich zajęłoby całe dwa dni. Długi i wąski czerwony dywan ze złotymi zdobieniami wyścielał ową bibliotekę, na nim zaś co jakiś czas ustawione były masywne stoły, opasane dookoła pufami.

Kroniki Endalmaru, tom 3. Pęd żywiołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz