Prolog

1.4K 39 12
                                    

OSTRZEŻENIE!!!

W książce pojawiają się opisy przemocy, problemy z uzależnieniami, niezdrowe relacje z jedzeniem, wulgaryzmy, sceny erotyczne i inne niemoralne zachowania, których nie popieram, więc jeśli mój Drogi Czytelniku jesteś wrażliwy, proszę, rozważ czy, aby na pewno ta historia jest dla ciebie. Weźcie to ostrzeżenie do serca. Nie chcę, żebyście, czytając to opowiadanie czuli się niekomfortowo.

[18+]

~*~

Dwa lata wcześniej...

Szła przez spowite ulewą mroczne dzielnice Detroit. Deszcz moczył jej hebanowe włosy, które wystawały spod cienkiego materiału płaszcza, a dłonie drżały z powodu niskiej temperatury powietrza. Był listopad, a ona stąpała po kamiennym bruku w wiosennym nakryciu, którego guziki ledwo trzymały się na spłowiałych nitkach. Nogi pulsowały jej ze zmęczenia, gdyż przez ostatnie dwanaście godzin biegała po barze, roznosząc upojonym klientom alkohol. Jej wargi były spierzchnięte, a żołądek dawał o sobie znać. Nic dziwnego. W końcu ostatni raz miała coś w ustach poprzedniego ranka.

Otarła kościstymi palcami twarz, a dokładniej palące łzy, które spływały jej po policzkach, przypominając za każdym razem kim tak naprawdę była. Popychadłem. Marginesem społecznym, z którego szydzili. Ofiarą okrutnej rzeczywistości, przy której jedynie trzymała ją babcia. Choć wiedziała, że przez jej postępującą chorobę i ona wkrótce ją opuści.

Zacisnęła dłonie na torebce, gdyż ulice, przez które przejść musiała każdego wieczoru, były kumulacją największej patologii miasta. Detroit było zepsute i nawet sam bułhakowski diabeł nie zdołałby go ocalić.

Stanęła przed obskurną kamienicą, pławiąc się w odrazie. Uniosła wzrok ku ciemnemu niebu, które tego wieczoru stało się sprzymierzeńcem potworów, kryjących się w ludzkim wnętrzu. Dłonie zaczęły jej drżeć, a płuca paliły żywym ogniem. Czuła to za każdym razem, gdy musiała przekroczyć próg własnego domu. Domu, który był dla niej jedynie ziemskim piekłem.

Wzięła drżący oddech i uniosła stopę. Skrzywiła się mocno, gdyż siniaki pod żebrami były jeszcze świeże. Uderzali w miejsca, w których śladów dostrzec nie było można. Tego pamiętnego wieczoru, kiedy chciała zawalczyć o swoje życie, została złamana jeszcze jeden raz.

Pięć stopni.

Cztery stopnie.

Trzy stopnie.

Liczyła je, stawiając ostrożnie stopy na wybrakowanych schodach. Dwa. Dzieliły ją dwa kroki od kolejnej rozpaczy.

Przełknęła ślinę i chwyciła za klamkę. Weszła do środka jak najciszej tylko potrafiła. Zdjęła ostrożnie płaszcz, dusząc jęk spowodowany palącym bólem. Chciała tylko znowu zobaczyć babcię. Dziwiła się, że jeszcze nie oddali jej do domu starości, ale przecież renta to zawsze dodatkowe pieniądze. Brzydziła się sobą i swoim życiem. Czy kiedykolwiek będzie mogła położyć się w wygodnym łóżku, czując się bezpiecznie?

Usłyszała męski śmiech zmieszany z odgłosami, dochodzącymi z telewizora. Podłoga zaskrzypiała pod wpływem jej ruchu, przez co dwie pary oczu zwróciły się w jej kierunku. Rozchyliła drżące wargi, a jej oczy powędrowały w stronę stolika, na którym walały się puste puszki po piwie i wódce. Dostrzegła również, leżącą strzykawkę, a potem ujrzała przed sobą oczy, które zapowiadały jedno.

Ból.

- Zobacz tato, kto powrócił do domu. - mroczny śmiech wyrwał się z gardła Brooka Verdaza. - Siostrzyczka. - chwycił ją za ramiona i mocno nią potrząsnął. Skrzywiła się z bólu. - Nie zgrywaj takiej delikatnej. - zatopił palce w jej skórze jeszcze mocniej. - Tęskniliśmy za tobą, prawda tato? - zerknął na, siedzącego w fotelu, Hectora, który wyszczerzył szyderczo zęby. - Taka kochana... - zadrżała, kiedy przejechał dłonią po jej dekolcie. Wiedziała, co ją czeka, więc już nawet nie próbowała kryć płaczu. - Nie marz się. - warknął, zaciskając palce na jej szyi.

Ruthless, FLUSH#1 | 18+ ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz