XXIV. Witaj w domu, Danielle.

218 26 21
                                    

Hejka, miłego rozdziału Wam życzę <3

~*~

Dexter śledził wzrokiem ekran laptopa. Westchnął, gdy po korytarzy rozniósł się damski śmiech. Do otwarcia kasyna zostały jeszcze trzy godziny, a on już zdążył zaszyć się w swoim gabinecie. W sumie robił to od miesiąca, gdy Mel przebywała u Hope. Poranny trening, spotkania i wizyty w kasynie. Powrócił do swojej starej rutyny, którą przecież tak bardzo uwielbiał, chociaż tym razem nawet ona zaczynała go irytować.

Opadł na oparcie fotela i zdjął z nosa okulary. Chyba zaczął odczuwać skutki zbyt dużej ilości godzin spędzonych przed laptopem. Przeniósł wzrok na miejsce, w którym jeszcze niedawno stała pewna roślinka. Nie było jej. Kazał Jessie wynieść ją na magazyn. Z kolejnym dniem miesiąca wymazywał każdy pozostawiony przez nią ślad. Wkurzało go, że niemal wszystko przypominało mu o niej. Kasyno, własny dom, park, a nawet każda napotkana roślina. Krzywił się na widok balerin, opasek czy zwiewnych sukienek. Żadna z nich nie przypominała jej nawet w jednej setnej procenta. Żadna z nich nie robiła na nim najmniejszego wrażenia. Najdziwniejszy był jednak fakt, że gdyby to ona szła w balerinach, na głowie miała opaskę lub gdyby założyła jedną z swoich delikatnych sukienek, nie potrafiłby odwrócić wzroku. Nie miał siły rozmyślać nad absurdem, kryjącym się za tego rodzaju tokiem rozumowania.

Westchnął, gdy jego telefon dał o sobie znać.

– Huston... – zaczął, przykładając palce do nasady nosa. – Dzwoniłeś do mnie pół godziny temu. Co tym razem?

– Sprawdzaliśmy z Harperem telefon, który kiedyś dałeś Danielle. – Poruszył się na krześle. Rzeczywiście mu go oddała. Wysłała mu maila z wypowiedzeniem, a dzień później kurier dostarczył mu urządzenie. Miał ochotę je zmiażdżyć. Najwidoczniej i ona pozbywała się najmniejszych oznak jego obecności.

– Do senda, Jake. – Obrócił się na krześle w stronę szafy i wyciągnął z niej rozliczenie za ostatni miesiąc.

– Nadal mamy dostęp do jej danych i... – odchrząknął. – ...lokalizacji. – Przysunął się z powrotem do biurka. Sam chyba próbował sobie udowodnić, że go to nie obchodziło. – Wiedziałeś, że zna Jamesa? – zamarł z teczką w dłoni.

– Jakiego, kurwa, Jamesa? – rzucił papiery na blat. A jednak obchodziło...

– Hardy'ego – zacisnął mocno żuchwę, gdy Huston wypowiedział znajome mu nazwisko. – Spędzili ze sobą ostatnie trzy dni. – Wstał z krzesła i zaczął chodzić obok biurka.

– Przejdź do meritum – wycedził, zahaczając palcami o szlufki spodni.

– Chcieliśmy go przefiltrować, żeby mieć pewność, że nie jest powiązany z tamtym napadem – skinął. – Nie jest.

– Zawracasz mi dupę, Jake.

– Danielle za pół godziny wylatuje do Filadelfii – przystanął. – Podobno babka Jamesa i Beth Verdaz były przyjaciółkami. Obie założyły jej fundusz powierniczy, który miał ją zabezpieczyć. Verdaz została przyjęta na studia w Pensylwanii – zazgrzytał zębami. – 16:34 Lot 5463. Pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć.

– Widzimy się później – zakończył połączenie.

Zgarnął marynarkę i kluczyki do samochodu. Kurwa, przecież wyraziła się jasno, więc dlaczego, do cholery, jego celem stało się pieprzone lotnisko? Kierował się w stronę czarnego Porsche, gdy jego telefon po raz kolejny zadzwonił.

– Czego? – warknął, chwytając za klamkę.

– Pan Dexter Riaz? – zmarszczył brwi. – Dzwonię ze szpitala dziecięcego – zastygł. – Pańska córka została przywieziona do nas z miejsca wypadku. – Słowa kobiety wydawały mu się stłumione. Zaczął oddychać coraz szybciej. – W wyniku uderzenia ucierpiała jej trzustka. Musimy operować ją natychmiast. Potrzebna jest na to pańska zgoda. – Nie odezwał się ani słowem. Miał nadzieję, że to pierdolona pomyłka, że Mel jest na dodatkowych zajęciach i że wszystko z nią w porządku. – Panie Riaz? Każda sekunda się liczy – ocknął się z letargu.

Ruthless, FLUSH#1 | 18+ ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz