Heja, miłego rozdziału życzę <3
~*~
Chodziła między stolikami z tacką w dłoni, roznosząc i przyjmując nowe zamówienia. Z racji tego, że w tym tygodniu w Bostonie odbywało się sporo wydarzeń politycznych, kasyno zyskało wielu nowych klientów. Naprawdę było dziś tu tłoczno. Danielle przeciskała się między ludźmi, modląc się w duchu, aby szklanki stojące na jej tacy nie wylądowały z hukiem na podłodze.
Uśmiechnęła się uprzejmie do dwóch klientów, którzy skinęli jej głowami na powitanie. Pracowała tu już prawie dwa tygodnie, lecz nie podpisała jeszcze umowy o pracę, gdyż Dextera od tygodnia nie było w kasynie. Pojawiał się jedynie rankami, aby skontrolować sytuację, jednak z powodów prywatnych nie był teraz dostępny. Cóż, musiała być cierpliwa. Przynajmniej chodziła mniej zestresowana, gdy nie patrzył jej na ręce, choć gdzieś w głębi siebie odczuwała dziwny rodzaj pustki. Chciała mu podziękować za paprotkę, która znaczyła dla niej naprawdę wiele. Czuła, że wreszcie ma coś swojego, dlatego opiekowała się roślinką, jak najlepiej tylko potrafiła. Może dla niego był to jedynie korzeń, lecz ten podarunek sprawił, że jej młodzieńcze marzenia o botanice zaczęły odżywać i wcale nie wydawały jej się głupią mrzonką.
- Dobry wieczór, co dla pana? - Podeszła do klienta, który czekał za barem. Uśmiechnęła się delikatnie, a on odwzajemnił jej gest.
- Raz szkocką - skinęła, po czym nabiła rachunek i zaczęła nalewać mu alkoholu. - Zawsze jest tu tak tłoczno? - zerknęła na niego, gdy ten oparł się o blat łokciami.
- W sumie to tak, ale dzisiejszy wieczór przebija jak na razie wszystkie moje dotychczasowe zmiany. - Wytarła kieliszek i chwyciła za alkohol. - To jedno z najbardziej obleganych kasyn w Bostonie. - Nalała wódki do naczynia. - W tym tygodniu w mieście kręci się sporo polityków.
- Nie lubi pani polityków? - uśmiechnęła się nieznacznie.
- Polityka to chyba nie jest temat, na który lubię rozmawiać. - Podała mu alkohol. - Proszę.
- Dziękuję. - Upił łyk i wyjął portfel z kieszeni marynarki. - Dlaczego nie? - zmarszczyła brwi. - Rozmawiając o polityce ma pani zapewnione emocje z rodem najlepszej komedii - zaśmiała się cicho.
- Ma pan na myśli kłótnie? - uniósł delikatnie kąciki ust. - Chyba byłabym w tym słaba. Nie lubię się kłócić.
- Jest różnica między kłótnią a debatą. - Wzięła od niego banknot i włożyła go do kasy z zamiarem wydania reszty. - Bez reszty - zacisnęła mocno usta i skinęła głową.
- Jaka jest różnica? W obu rozmówcy kierują się silnymi emocjami. - Chwyciła za ścierkę i wytarła blat z okruchów.
- Cóż, kłótnie zazwyczaj mają jeden cel - wygranie sporu, wyrażenie frustracji czy też swoich racji. Nie dążą do konstruktywnego rozwiązania problemu a zdominowanie drugiej strony. - Sięgnęła po puste butelki i włożyła je do skrzynki. Zerkała na niego z wyraźnym zainteresowaniem. - Debata natomiast ukierunkowana jest na wymianę poglądów, lecz z zachowaniem szacunku do strony przeciwnej. Opiera się na rozumieniu istoty problemu, znalezienia rozwiązania czy też przekonania do własnych racji, dokładnie tak jak w kłótni, z tą różnicą, że w debacie używa się logicznych argumentów. - Wyzerował alkohol.
- Och, jest pan politykiem? - zaśmiał się, kręcą głową. - Nie? Mówi pan jak polityk.
- Na szczęście nim nie jestem - posłał jej uprzejmy uśmiech.
- A kim pan jest? - spytała cicho. Rozchylił usta, aby udzielić jej odpowiedzi. Drgnął, gdy ktoś z hukiem postawił szklankę obok niego.
- James... - Danielle przełknęła głośno ślinę na widok postawnej sylwetki Riaza. - Nie sądziłem, że odwiedzisz moje kasyno.
CZYTASZ
Ruthless, FLUSH#1 | 18+ ZAKOŃCZONE
Любовные романыDanielle Verdaz od dziecka zmagała się z trudną sytuacją rodzinną. Wychowana w domu pełnym przemocy, używek i skromnego funduszu na życie, w końcu ma okazję uciec z, otoczonego zniszczeniem, Detroit. Danielle łapie się wszelkiej okazji, która mogłab...