XV. Głuchy telefon

954 45 23
                                    

Miłego czytania <3

~*~

Stanął pod drzwiami i zadzwonił trzykrotnie. Usłyszał po chwili kroki, a następnie szczęk zamka. Hope stanęła w progu domu z dłonią na klamce. Miała jeszcze zaspane spojrzenie, a jej włosy były w kompletnym nieładzie. Rozchyliła lekko wargi, gdy po drugiej stronie ujrzała Riaza, który bacznie obserwował jej bladą twarz i suche usta, które były popękane od częstego skubania zębami.

- De... - Minął ją w wejściu i wszedł do środka. Skrzywił się, gdy do jego nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach. Podszedł do okna i lekko je uchylił. Hope zatrzasnęła drzwi, po czym stanęła pośrodku salonu, mocniej zakrywając się szlafrokiem. - Mel jest w szkole.

- Wiem, że jest w szkole. - Poprawił okulary. Zaczął przerzucać ubrania, walające się po kanapie.

- Po co przyszedłeś? - Jedna bluzka, dwie pary spodni, sukienka Mel. Hope doskoczyła do niego w dwóch krokach i wbiła palce w jego nadgarstek. - Co ty robisz? - warknęła.

- Gdzie je masz? - Powiedział ze spokojem, choć do spokojnego brakowało mu naprawdę wiele.

- O co ci chodzi?

- Wiesz doskonale o co mi chodzi - wysyczał prosto w jej usta. - Popatrz na siebie - skrzywiła się lekko. - Gdzie. One. Są? - zapytał, akcentując każde pojedyncze słowo.

- Co... - Czuł jak jej dłoń opada z sił. Widział jej przekrwione oczy i sińce, które zdążyły się pod nimi utworzyć.

- Pieprzone butelki po wódzie. - Wyprostował się i chwycił ją za przedramiona. - Gdzie?

- Nie piję - prychnął. Odwróciła wzrok. Zerknął w punkt, w który się wpatrywała. Kuchnia. Puścił ją i zaczął iść w stronę szafek. - Dexter. - Słyszał odgłos jej kroków. Zaczął przeszukiwać szafki. Jedna po drugiej. Wyjmował przyprawy, miski, garnki, jednak niczego nie znalazł. - Dexter... - powtórzyła z cichym szlochem. - Proszę cię, ja... - przetarła załzawione oczy. Nie zwracał na nią uwagi. - Nie piję. Skończyłam z tym. - Podeszła do niego i ułożyła dłoń na jego ramieniu. Strącił je. - Przestań. - Wyrzucił z pudełka kilka saszetek herbaty. Zaczynało go to już irytować. - Przestań. Przestań, do kurwy nędzy! - uderzyła ręką o blat. - Dlaczego wszystko komplikujesz? - zatrzasnął z hukiem szafkę, po czym stanął naprzeciwko niej.

- Bo jesteś pieprzoną alkoholiczką, a moja córka przebywa w tym domu pod twoją opieką - warknął. - Skoro nie tu to, gdzie? - Nie odpowiedziała. - Sypialnia?

Wdrapał się po schodach. Biegła z anim, gdy ten szedł w kierunku pokoju, znajdującego się na końcu małego korytarza.

- Zgłoszę to jako najście - zaśmiał się szyderczo.

- Zgłaszaj. - Wpadł do sypialni. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Kilka ubrań walało się po podłodze, a łóżko było nie pościelone. Zerknął na szafę, która stała się jego celem.

- Boże, co ja w tobie widziałam? - przyłożyła dłoń do czoła i przymknęła powieki. - Jesteś chorym sukinsynem - warknęła, czując jak policzki palą ją od słonych łez.

- Nie sądziłaś tak, kiedy rżnąłem cię na stole w domu twoich rodziców. - Chwyciła za książkę i cisnęła nią w jego stronę. Uchylił się. - W samochodzie twojego ojca, na kanapie i na środku parkietu w klubie. Błagałaś żebym nie zabierał dłoni. - Wywalił połowę jej ubrań, lecz nie znalazł żadnej butelki. Miał się wycofać, jednak ujrzał w rogu szuflady coś, co go zaintrygowało. Sięgnął głębiej i wyjął średnich rozmiarów pudełko. Otworzył wieczko. Skórzane kajdanki, korek analny, liny do krępowania, skąpa bielizna oraz klamerki do sutków.

Ruthless, FLUSH#1 | 18+ ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz