Prologue

369 35 81
                                    

❛ ━━・❪ ??? ❫・━━ ❜

             Przyczaiłem się obok wejścia do budynku, obserwując strażników. O ile udało mi się wymknąć z celi zamykanych na noc nie znaczy, że reszta planu również się powiedzie.

             Strażnicy więzienni, zmęczeni długim dniem stracili już swoją czujność, co było na plus. Dlatego, gdy sięgnęli po alkohol mimo że byli na służbie wyczułem moment i dałem znak reszcie.

             Kilkanaście osób jednocześnie wparowało po cichu do pomieszczenia, ogłuszając lub poddając mężczyzn. Było ich siedmiu, co dla nas nie przyniosło żadnych problemów.

             Zanim zdążyli zaalarmować innych zakuliśmy ich kajdankami, które mieli przy sobie i zakneblowaliśmy, po czym odebraliśmy całą broń. To samo stało się z kluczami, identyfikatorami i ubraniami, które włożyliśmy na siebie.

             Plan był prosty; wszyscy przebieramy się za strażników i wraz z zakończeniem ich zmiany wychodzimy jakby nigdy nic z ośrodka. Co mogłoby pójść nie tak?

             — Dobra, ja jestem John Smith i odejżdżam... — sprawdziłem do jakiego pojazdu należą znalezione przy strażniku kluczyki. — ...Kurwa czUbUrKiEm. Ja pierdole, weź się ktoś zamień...

             — Sorry stary, ale dzięki. — zaśmiał się białowłosy.

             Założyłem na siebie przyciasny mundur. Przez te sześć miesięcy odsiadki miałem sporo wolnego czasu, który spędziłem na siłowni. Trochę przypakowałem, przez co ubrania, w które rok temu bez problemu bym się zmieścił były na mnie przyciasne.

             — Ja pierdolę ale on jebie. — warknął Pisicela. — Jebany...

             Janeczek, którego w życiu nie spodziewałbym się tu zobaczyć, dołączył do nas stosunkowo niedawno. Jednak mimo że wcześniej mieliśmy niezbyt przyjazne relacje szybko poczułem do niego sympatię, słysząc czym zawinił.

             — A ty wcale nie gorzej od niego nasz kochany cukrzyku, wiesz?

             — Stul pizdę deklu zanim ci ją chujem utkam.

             — Agresywnie, tak jak lubię. — mruknął Śmietana, po czym oberwał w tył głowy od byłego 01. — Kurwo!

             — Nie kurwuj mi tu i naprawdę zamknij mordę, bo zaraz zwabisz do nas resztę tych kretynów.

             Po kilkunastu minutach byliśmy gotowi, a prawdziwi strażnicy, związani, zakneblowani i ogłuszeni zostali przez nas tu zamknięci na klucz.

             Podzieliliśmy się na mniejsze grupki i ruszyliśmy powolnym krokiem do wyjścia, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Gdy wybiła północ większość strażników zaczęła opuszczać ośrodek, gdy ich zmiana minęła, a nowi wchodzić na służbę. My bez większych problemów wyszliśmy z resztą, po czym wsiedliśmy do swoich samochodów i odjechaliśmy w różnych kierunkach.

             Z zawrotną prędkością 130 mph jechałem w stronę miasta. Zaparkowałem przed pierwszym lepszym sklepem z ciuchami, gdzie spotkałem już kilka osób z grupy i po poddaniu sprzedającego oraz zniszczeniu kamer zaczęliśmy się przebierać w wygodniejsze ciuchy. Na koniec okradliśmy zarówno kasę, jak i samego faceta, po czym ruszyliśmy do umówionego miejsca spotkania jakim była huta.

             Wszedłem do środka, czując nieprzyjemny zapach siarki i kurzu. Zobaczyłem, że wszyscy byli już zgromadzeni na środku, w różnych strojach i niektórzy też z broniami w rękach. To również trzeba będzie ogarnąć. Wszyscy poza jedną osobą znali się już wcześniej i byli w jednej mafii. No właśnie, poza jedną osobą. Która właśnie jakby nigdy nic stała sobie tu razem z nami, mimo swojej jakże grzecznej przeszłości. Chociaż czy na pewno takiej grzecznej?

             — Witamy w odnowionej Death Company, Janeczku.

A dzień dobry, dzień dobry
Teoretycznie miałam to wrzucić dopiero w następnym tygodniu, no ale jak zawsze wszystkie plany idą się pierdolić xd
(Nie lubię czekać i wy zapewne też nie :>)
Prolog jest krótki, ale z czasem rozdziały będą coraz dłuższe i coraz częściej, no bo wiadomo że na początku każdej książki z weną trochę ciężko i fabuła też nudnawa, ale im dalej tym lepiej :)

Not again • MORWIN IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz