Chapter 3

365 32 236
                                    

❛ ━━・❪ ERWIN ❫・━━ ❜

             Właśnie jechałem na spotkanie w Arcade, które w trybie pilnym zwołał Carbonara. Podobno widział gdzieś na mieście Doriana, co znaczyło, że reszta prawdopodobnie również się ukrywa gdzieś w centrum, a nie w Sandy czy gdzieś koło Paleto.

             Nagle na pasie obok pojawiło się czarne Elegy. Kilka chwil jechało równo obok mnie i już podejrzewałem, do czego zmierza, dlatego gwałtownie cisnąłem po hamulcach. Ułamek sekundy później przejechało tuż przed maską Ferrari, ale szybko się ze mną zrównało. Zacząłem wygrzebywać telefon z kieszeni, drugą rękę trzymając na kierownicy. Szybko wybrałem numer Carbo, który niemalże od razu odebrał.

             — Jakaś kurwa mnie pituje! — niemalże krzyknąłem, robiąc kolejny manewr w celu uniknięcia zderzenia. Od kiedy ja tak dobrze prowadzę?

             — Gdzie jesteś?

             — Jadę... Kurwa, nie wiem gdzie ja jadę, na pewno nie do Arcade'a!

             Z prędkością niemalże 100 mph wjechałem na most przy komendzie, aż auto delikatnie uniosło się nad asfalt. Elegy oczywiście pędziło tuż za mną, a dodatkowo dołączyły do niego jeszcze trzy samochody.

             — Dobra, powiedz co cię goni.

             — Elegy, kuruma i 2 neony.

             Nagle w bok ferrarki z impetem wbiło się błękitne Lamborghini. Pierwszy raz widziałem je na mieście, więc bardzo prawdopodobne było, że zostało ukradzione z salonu.

             Raz po razie uderzało w mój bok, aż w końcu zepchnęło mnie w boczną ulicę, a następnie w krzaki. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że wciąż jestem na łączu z Carbonarą, który się darł, słysząc, że nie odpowiadam.

             — Kukel!

             — Jestem, jestem, wyluzuj.

             — Gdzie jesteś?

             — Jak jest ten most obok komendy, zaraz za nim zepchnęli mnie na prawo i teraz uciekam off road.

             Skrzywiłem się, gdy zderzak mojego auta wykrzywił się z nieprzyjemnym odgłosem na jakiejś dziurze.

             — Co to było?!

             — Rozjebałem zderzak. Pierdolić to niskie zawieszenie, do dupy jest...

             Wjechałem na autostradę, gwałtownie dając po gazie. Szybko zacząłem gubić moich prawdopodobnie porywaczy, co prawda niedoszłych, ale było jeszcze blisko. Po chwili zostali daleko w tyle, a ja skręciłem z drogi na mniej uczęszczaną ulicę.

             — Uciekłem. — powiedziałem, po czym usłyszałem, jak Carbonara odetchnął z ulgą. — Weź po mnie podjedź, wolę nie jeździć sam, a poza tym mam cały rozjebany samo... O KURWA-

             — Co jest?

             Wyszedłem z pojazdu, wcześniej łapiąc leżący na siedzeniu pasażera telefon. Spojrzałem w niebo, mrużąc oczy przez świecące mi prosto w twarz słońce. Tak jak zauważyłem, z oddali nadlatywało nic innego jak buzzard.

             — Ja pierdolę, skąd oni wzięli pierdolonego buzzarda?!

             Z powrotem wsiadłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem przed siebie, w stronę miasta. Oczywiście szybko zostałem zauważony, a co za tym idzie, helikopter ciągle siedział mi na ogonie.

Not again • MORWIN IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz