Chapter 2

288 30 97
                                    

❛ ━━・❪ MONTANHA ❫・━━ ❜

             Właśnie stałem w więzieniu, tym razem jako policjant. Dodatkowo miałem przeprowadzić egzekucję, co nie zdarzało mi się często. Choć atmosfera i tak była ciężka, padający od kilku godzin deszcz nadawał jej jeszcze mroczniejszego uroku.

             Ostatni raz zerknąłem na stojącego kawałek dalej Rightwilla, a gdy ten ledwo zauważalnie kiwnął głową, podszedłem do mikrofonu.

             — Drodzy zebrani funkcjonariusze, plutonie egzekucyjny oraz publiko, w dniu dzisiejszym w więzieniu stanowym w jednym celu; dziś pożegna się z nami człowiek, który dokonał wielu okrutnych rzeczy. Człowiek, który miał czelność zamordować wielu niewinnych ludzi i jeszcze więcej osób zranić. Każde jego przewinienie dokładało swoją cząstkę do kielicha, aż wreszcie czara się przelała i tak oto stoi przed nami, oczekując na karę śmierci. Pablo Collins, znany również jako Śmietana. Zostanie na nim przeprowadzona kara śmierci poprzez rozstrzelanie, która zostanie wykonana przez stojący obok pluton egzekucyjny. Jednak zanim to się wydarzy, oskarżony może mieć swoje ostatnie słowo.

             — Może i w końcu mnie złapaliście, może i stoję pod ścianą i czekam na śmierć, ale to dopiero jeden z nas wszystkich. Jest nas o wiele więcej niż może wam się wydawać. — zaśmiał się szyderczo, przemykając spojrzeniem jasnoniebieskich oczu po wszystkich zgromadzonych. — A swoje następne słowa skieruję do ciebie. Knuckles, więc słuchaj mnie uważnie. Pilnuj się, bo nigdy nie wiesz, kiedy siedzimy ci na karku i czekamy na twoje najmniejsze potknięcie. Czekamy niczym hieny, żeby zaatakować w odpowiednim momencie. I to ty jesteś NASZĄ ofiarą, a nie ja waszą. Jeszcze się z tobą policzymy, Erwinku.

             Zerknąłem ukradkiem na stojącego za barierkami siwowłosego. Nie wydawał się poruszony jego słowami, na jego twarzy nie malowały się żadne uczucia poza obojętnością. Jednak wiedziałem, że to tylko maska skrywająca jego prawdziwe emocje.

             — Plutonie egzekucyjny, odbezpieczyć broń.

             Po placu rozniosło się echem metaliczne kliknięcie zamków odbezpieczanych długich.

             — Cel.

             Grupa ubranych w charakterystyczne dla plutonu stroje wymierzyła w stojącego pod ścianą białowłosego.

             — Pal.

             Wraz z tym słowem rozległ się huk wystrzałów. Śmietana poleciał na ścianę, po której się osunął, zostawiając na cegłach krwawy ślad. Pluton nie zaprzestał strzałów nawet wtedy, gdy skazany był już martwy.

             — Wstrzymaj ogień.

             Dopiero po mojej komendzie, następującej po wystrzelaniu całych magazynków wszystko ucichło, ale tylko na moment.

             — No i chuj z tymi płucami dla Labusia na przeszczep...

             Z trudem powstrzymałem parsknięcie śmiechem, słysząc komentarz Carbonary. Całe szczęście w porę się opanowałem.

             — Niech medycy upewnią się, że nie żyje. — zgłosiłem na radiu.

             Do skazanego podeszło dwóch medyków w asyście funkcjonariuszy, a po chwili dostałem potwierdzenie, że nie żyje.

Not again • MORWIN IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz