❛ ━━・❪ ERWIN ❫・━━ ❜
Wszedłem do mieszkania za Gregorym. Miałem wrażenie, jakby nie było mnie tu całe wieki.
— Idź pod kocyk, ja odgrzeję obiad i zaraz przyjdę. — polecił szatyn.
Po kilku dniach wreszcie mnie wypuścił ze szpitala, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Gdy tylko usłyszał, że już następnego dnia chciałem wziąć wypis na żądanie, niemalże wyszedł z siebie i stanął obok. Cały czas mnie pilnował, żebym „nie zrobił głupoty”. Finalnie lekarz powiedział, że mogę wrócić do domu i dopiero wtedy po otrzymaniu odpowiednich leków na podniesienie wciąż za niskiej temperatury Grzegorz pozwolił mi opuścić placówkę.
— A mogłem tu być już 3 dni temu. — mruknąłem obrażony, idąc za nim do kuchni.
— No nie fochuj się już, po prostu chciałem mieć pewność, że wszystko jest okej.
— Było w porządku.
— Tego nie wiesz, czy po wyjściu ze szpitala by ci się nie pogorszyło. Nie kłóćmy się już o to, przecież już jesteś w domu.
— Pomóc ci w czymś? — spytałem, zmieniając temat.
— Nie, idź odpocząć.
— Odpoczywałem przez prawie 5 dni, już mi wystarczy. Od tego ciągłego siedzenia na tyłku odciski mi się porobią.
— Mówię poważnie. — odwrócił się w moją stronę, opierając ręce na biodrach i obrzucając mnie sceptycznym spojrzeniem. — Masz się nie przemęczać dopóki zupełnie nie wrócisz do sił.
— No ale ile można... — jęknąłem rozpaczliwie.
— Erwin. — dodał ostrzegawczym tonem.
Więcej się nie odezwałem, tylko poszedłem do salonu, gdzie klapłem na kanapę.
Po kilku minutach dołączył do mnie i Montanha, z ciepłym obiadem i kocem, który zarzucił mi na ramiona.
— Nie smutaj mi już. — poprosił, siadając obok mnie. — Po prostu się martwię.
— Aż za bardzo. Nie jestem małym dzieckiem, potrafię o siebie zadbać.
— Wiem. Ale taki już jestem. — uśmiechnął się głupkowato. — I za to mnie kochasz.
Widząc jego kretyńską minę po prostu nie potrafiłem być poważny i zacząłem się śmiać, a on razem ze mną.
— Czemu się śmiejemy? — spytał w końcu.
— Z ciebie i twojej miny. — wydusiłem ze śmiechem.
— Aha, taki jesteś?
— Tak, taki jestem. I za to mnie kochasz. — odgryzłem się.
— Ej, to moje słowa.
— Nasze. Nasze słowa.
— Dobra, cichaj już i jedź.
CZYTASZ
Not again • MORWIN III
FanfictionPo osadzeniu Doriana, Śmietany, a także Pisiceli w więzieniu wszystko wydaje się być w najlepszym porządku. Jednak po kilku miesiącach dożywotnich wyroków grupa osób ucieka z ośrodka i rozprasza się po całym Los Santos. Wieść o ich ucieczce szybko s...