Chapter 22

238 29 336
                                    

TW: TORTURY, DRASTYCZNE SCENY

(Please don't kill me, 2 dead bodies are enough............ )

❛ ━━・❪ ERWIN ❫・━━ ❜

             Po dość źle przespanej nocy ranek był dla mnie nadzwyczaj trudny, zwłaszcza że obok mnie leżał chłop, któremu w przeciwieństwie do mnie wystarczy 5-6 godzin snu i wstaje o nieludzkich godzinach. A jako że trzeba go pilnować jak dziecka, nie miałem wyboru i musiałem wstać razem z nim.

             — Naprawdę mówię, idź spać. — powtórzył po raz kolejny szatyn, smażąc jajka.

             — Tak, a ty wtedy pójdziesz do pracy czy coś. — parsknąłem, zaraz później opierając głowę o położone na blacie kuchennym ręce. Wyjątkowo pozwoliłem mu podnieść tyłek z krzesła i cokolwiek zrobić, ale tylko ten jeden raz.

             — Nie no, aż tak głupi to ja nie jestem, żeby iść do pracy, gdy jestem na morfinie. — wymamrotał lekko zmieszany.

             — Wcale. — mruknąłem z rozbawieniem — Byłeś zdolny wyjść ze szpitala w takim stanie, to jesteś zdolny i pójść na służbę.

             — Oj no obiecuję, że będę siedział na dupie i nic nie robił, masz moje słowo. Idź spać, bo jak na razie to rozmawiam z trupem, a nie moim Erwinkiem. — zażartował, na co obrzuciłem go piorunującym spojrzeniem. — No co...?

             — I tak już nie zasnę.

             Po zjedzonym śniadaniu, które wyszło zdecydowanie lepiej niż moje, poszliśmy do salonu obejrzeć jakiś film. Obaj na wpół leżeliśmy na kanapie, on z nogami na niewielkim stoliku, ja przyklejony do jego boku. I nawet nie zdałem sobie sprawy, kiedy udało mi się zasnąć, wsłuchując się w głosy dochodzące z telewizora oraz ciche, zabawne komentarze Montanhy.

❛ ━━・━━ ❜

             Obudziłem się jakiś czas później, wciąż siedząc w tej samej pozycji obok szatyna. W telewizji dalej leciał ten sam film, co znaczyło, że nie mogłem przespać dłużej niż jakieś 2 godziny.

             Ostrożnie, żeby nie zrobić mu krzywdy, oparłem głowę na jego klatce piersiowej, bardziej się do niego przytulając. Jednak tym razem nie objął mnie jak zawsze ręką, ani co bardziej niepokojące, nie usłyszałem jednostajnie spokojnego bicia serca. Dodatkowo na jego koszulce poczułem ciepławą ciecz. Uniosłem wzrok do góry, zerkając na niego.

             Obok mnie siedział Gregory z poderżniętym gardłem.

             — Grzesiu! — wrzasnąłem przestraszony, zrywając się na nogi.

             — Widzę, że śpiąca królewna wstała.

             Odwróciłem się gwałtownie do tyłu, zauważając stojącego kawałek dalej Pisicelę. Bawił się w ręku maczetą z zakrwawionym ostrzem.

             — Zabiłeś go! — krzyknąłem, rozglądając się za jakąkolwiek bronią. Najbliższy pistolet, jaki miałem schowany w mieszkaniu, był w szafce niedaleko której stał.

Not again • MORWIN IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz