Chapter 4

291 32 255
                                    

Rozdzialik jak zawsze sprawdzany przez Oskierka (dziękuję peepi :3)
TW: tortury

❛ ━━・❪ ERWIN ❫・━━ ❜

           Siedziałem sam w pustym pomieszczeniu w piwnicy. Minęło już dobre kilka godzin odkąd Dorian mnie na jakiś czas zostawił. W sumie obstawiałem, że był już wieczór, bo zostałem porwany gdzieś w południe, a trochę czasu od tamtej pory już minęło. Prawdę mówiąc, jeszcze nie zrobił mi nic złego, ale nie mam pojęcia, czego się po nim mogę spodziewać.

             W pewnym momencie drzwi się otworzyły i ktoś wszedł do środka. Na moment wpadające z korytarza światło oświetliło jego sylwetkę, jednak na zbyt krótki czas, żebym był w stanie go rozpoznać. Ale na pewno nie był to Lych.

             — Stęskniłeś się za mną Erwinku? — spytał złośliwie nowo przybyły.

             Gdy się zbliżył, zauważyłem, że to Pisicela, choć wiedziałem to już po głosie.

             — Czego chcesz? — mruknąłem niechętnie.

             — A w sumie to nic, tylko zemścić się za wyrok. — zaśmiał się.

             — Po pierwsze nie mam nic wspólnego z twoim wyrokiem, po drugie to sam wpadłeś, po trzecie był on zupełnie słuszny.

             — Za dużo szczekasz, Knuckles.

             Po tych słowach kopnął mnie w żebra, na co cicho stęknąłem. Niezbyt delikatnie złapał mnie za włosy i pociągnął moją głowę do góry, zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy.

             — To, że twój piesek udowodnił moją winę, nie znaczy, że możesz się tak do mnie odzywać, szmato.

             — No właśnie, Grzesiek, a nie ja, więc daj mi już spokój. — syknąłem. Mam nadzieję, że chociaż jego zostawi w spokoju... Później będę go przepraszać, że go wystawiłem, o ile kiedykolwiek się stąd wydostanę.

             — Słuchaj no, ty kurwo. — warknął, kucając obok mnie i niebezpiecznie blisko się zbliżając. — warknął. — Kiedyś byłeś lepszy, nie odzywałeś się niepytany i nie gadałeś tak dużo. Doruś miał rację, Montanha baaardzo cię zepsuł. — kontynuował, a na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech. — I chyba z powrotem będę musiał ci przypomnieć, co się dzieje z takimi jak ty.

             — Nie możesz mi nic zrobić, Dorian jasno powiedział, że macie mnie nawet nie tknąć.

             — A widzisz gdzieś tu Doriana? — spytał szyderczo. — No właśnie. Wyjechał na caluuutki dzień z miasta po sprzęt, nie ma go tu, żeby cię obronił. Poza tym winę zawsze mogę zrzucić na kogoś innego, a ty nie piśniesz mu o tym ani słówka, albo dopiero zobaczysz, czego się nauczyłem od Śmietany w czasie odsiadki.

             No ja pierdolę...

             Wreszcie mnie puścił, ale od razu oberwałem w twarz, najpierw raz, później kolejne kilka. Najgorsze było to, że nie miałem się jak obronić, bo miałem związane ręce, co prawda nie jakoś mocno, ale wciąż na tyle, żebym nie był w stanie się uwolnić.

             W końcu znudziło mu się zwyczajne bicie mnie i sięgnął po nóż. Nie zwracając uwagi na to, że miałem na sobie bluzę, za zaczął mnie ciąć po ramionach i klatce piersiowej. Nie było jakoś bardzo źle, wiele razy byłem gorzej torturowany. I mimo bólu nie pozwoliłem sobie nawet na ciche syknięcie, nie chciałem mu dawać tej satysfakcji. Zauważył to, że siedzę w zupełnej ciszy, i najwyraźniej mu się to nie spodobało.

Not again • MORWIN IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz