❛ ━━・❪ ERWIN ❫・━━ ❜
Z samego rana, tuż po zjedzeniu śniadania zadzwoniłem po Amira, który wyznaczył Gregory'emu dawkę morfiny oraz przepisał na nią receptę. Kilkanaście minut po jego wyjściu byłem już z powrotem z lekami. Ku mojemu niezadowoleniu Grzegorza zamiast w łóżku zastałem w kuchni.
— Co ty robisz?! Do łóżka mi natychmiast! — wydarłem się, okładając reklamówkę na bok i ruszając w jego stronę szybkim krokiem. — Chcesz się zabić?!
— Jak zwykłe stanie może mnie zabić?
— Srak! Do łóżka albo cię za kudły zaciągnę!
Delikatnie popchnąłem go w stronę sypialni, na co spiorunował mnie wzrokiem, ale już więcej nie protestował.
— Na chwilę cię zostawić i już odpierdalasz, normalnie jak z małym dzieckiem. — dodałem marudnie, idąc za nim. — Ty powinieneś jeszcze w szpitalu leżeć, a nie po mieszkaniu popierdalać! Obiecałeś mi, że będziesz odpoczywać, i co?
— Przecież się nie przemęczam, o co ci chodzi? Tak jak obiecałem, odpoczywam i jestem ostrożny, a jakby coś się działo to przecież bym ci powiedział.
Wciągnąłem powietrze z irytacją, przeczesując włosy. Usiadł na brzegu łóżka, czekając na moją odpowiedź. Nie nadeszła od razu, najpierw musiałem się uspokoić, żebym nie palnął czegoś głupiego, czego będę później żałował.
— Przepraszam, że tak na ciebie nakrzyczałem. — mruknąłem. — Po prostu za dużo nerwów... Najpierw prawie umarłeś, a teraz jeszcze nie chciałeś zostać w szpitalu...
— Nie szkodzi. — uśmiechnął się pocieszająco. — Ale wolałbym nie być przykuty do łóżka pod groźbą morderstwa. — dodał z żartem.
— Po prostu się martwię o pewnego kretyna z wyjebanym na Marsa ego, który uważa, że siedem kul w ciało to jest nic... A właśnie, mam leki, potrzebujesz ich teraz?
— Nie, teraz jest okej.
Stanąłem przed nim, przytulając go do siebie. Oparł głowę o moją klatkę piersiową, głaskając moje plecy.
— Ale następnym razem proszę, nie wrzeszcz tak na mnie. — zaśmiał się cicho.
— Przepraszam. — wymamrotałem. — Jesteś na mnie zły?
— Za co? Nie, oczywiście że nie. Też się zdarzało, że na ciebie nakrzyczałem. Nic się nie stało.
Uśmiechnąłem się, po czym pocałowałem go w czoło, na co się delikatnie zarumienił. Uroczo wyglądał z różowymi policzkami.
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, a raczej agresywne dobijanie się. Wywróciłem oczami, spodziewając się Carbonary, po czym poszedłem otworzyć. Jednak ku mojemu zaskoczeniu nie był to Carbo, a Capela, i to w dodatku w mundurze, co świadczyło, że był na służbie.
— Jest Grzesiek? — spytał od razu, gdy tylko mnie zobaczył.
— Jest, chodź.
Poszedł za mną do sypialni, gdzie zobaczył siedzącego na łóżku Gregory'ego.
— Czy ty mądry jesteś?! — wydarł się czarnowłosy. — W takim stanie ze szpitala wyszedłeś? Ostatnie szare komórki ci zwiędły czy o chuj chodzi?!
CZYTASZ
Not again • MORWIN III
FanfictionPo osadzeniu Doriana, Śmietany, a także Pisiceli w więzieniu wszystko wydaje się być w najlepszym porządku. Jednak po kilku miesiącach dożywotnich wyroków grupa osób ucieka z ośrodka i rozprasza się po całym Los Santos. Wieść o ich ucieczce szybko s...