Chapter 21

292 30 151
                                    

❛ ━━・❪ ERWIN ❫・━━ ❜

             Z samego rana, tuż po zjedzeniu śniadania zadzwoniłem po Amira, który wyznaczył Gregory'emu dawkę morfiny oraz przepisał na nią receptę. Kilkanaście minut po jego wyjściu byłem już z powrotem z lekami. Ku mojemu niezadowoleniu Grzegorza zamiast w łóżku zastałem w kuchni.

             — Co ty robisz?! Do łóżka mi natychmiast! — wydarłem się, okładając reklamówkę na bok i ruszając w jego stronę szybkim krokiem. — Chcesz się zabić?!

             — Jak zwykłe stanie może mnie zabić?

             — Srak! Do łóżka albo cię za kudły zaciągnę!

             Delikatnie popchnąłem go w stronę sypialni, na co spiorunował mnie wzrokiem, ale już więcej nie protestował.

             — Na chwilę cię zostawić i już odpierdalasz, normalnie jak z małym dzieckiem. — dodałem marudnie, idąc za nim. — Ty powinieneś jeszcze w szpitalu leżeć, a nie po mieszkaniu popierdalać! Obiecałeś mi, że będziesz odpoczywać, i co?

             — Przecież się nie przemęczam, o co ci chodzi? Tak jak obiecałem, odpoczywam i jestem ostrożny, a jakby coś się działo to przecież bym ci powiedział.

             Wciągnąłem powietrze z irytacją, przeczesując włosy. Usiadł na brzegu łóżka, czekając na moją odpowiedź. Nie nadeszła od razu, najpierw musiałem się uspokoić, żebym nie palnął czegoś głupiego, czego będę później żałował.

             — Przepraszam, że tak na ciebie nakrzyczałem. — mruknąłem. — Po prostu za dużo nerwów... Najpierw prawie umarłeś, a teraz jeszcze nie chciałeś zostać w szpitalu...

             — Nie szkodzi. — uśmiechnął się pocieszająco. — Ale wolałbym nie być przykuty do łóżka pod groźbą morderstwa. — dodał z żartem.

             — Po prostu się martwię o pewnego kretyna z wyjebanym na Marsa ego, który uważa, że siedem kul w ciało to jest nic... A właśnie, mam leki, potrzebujesz ich teraz?

             — Nie, teraz jest okej.

             Stanąłem przed nim, przytulając go do siebie. Oparł głowę o moją klatkę piersiową, głaskając moje plecy.

             — Ale następnym razem proszę, nie wrzeszcz tak na mnie. — zaśmiał się cicho.

             — Przepraszam. — wymamrotałem. — Jesteś na mnie zły?

             — Za co? Nie, oczywiście że nie. Też się zdarzało, że na ciebie nakrzyczałem. Nic się nie stało.

             Uśmiechnąłem się, po czym pocałowałem go w czoło, na co się delikatnie zarumienił. Uroczo wyglądał z różowymi policzkami.

             Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, a raczej agresywne dobijanie się. Wywróciłem oczami, spodziewając się Carbonary, po czym poszedłem otworzyć. Jednak ku mojemu zaskoczeniu nie był to Carbo, a Capela, i to w dodatku w mundurze, co świadczyło, że był na służbie.

             — Jest Grzesiek? — spytał od razu, gdy tylko mnie zobaczył.

             — Jest, chodź.

             Poszedł za mną do sypialni, gdzie zobaczył siedzącego na łóżku Gregory'ego.

             — Czy ty mądry jesteś?! — wydarł się czarnowłosy. — W takim stanie ze szpitala wyszedłeś? Ostatnie szare komórki ci zwiędły czy o chuj chodzi?!

Not again • MORWIN IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz