13. Pokój Morgana

53 18 50
                                    

Może i na początku źle mi się to pisało, ale ostatecznie wsiąkłam. Rozdział dedykuję wszystkim, którzy to czytają :) A jak przy tym wytykacie błędy, to już w ogóle jesteście mistrzami :D

___***___


Niedziela w końcu nadeszła, a wraz z nią to, na co tak niecierpliwie czekałam. Kiedy opowiedziałam Willowi o tym, że w weekend Hudsona nie będzie w domu, więc najprawdopodobniej sama zabiorę się za skręcanie nowych mebli do pokoju młodszego brata, chłopak zaproponował, że chętnie mi w tym pomoże. Zgodziłam się nawet nie dlatego, że odmowa byłaby w złym tonie, ale zwyczajnie dobrze spędzało mi się z nim czas. Może i znaliśmy się niecały tydzień, ale czułam się, jakbym znalazła bratnią duszę.

Kiedy w sobotę oznajmiłam mamie, że następnego dnia odwiedzi mnie kolega ze szkoły, nie powiedziała mi niczego, jedynie spojrzała na mnie tak, jakby nagle wyrosły mi czułki. Nawet się jej nie dziwiłam, bo od śmierci taty nigdy nie zapraszałam nikogo do siebie. Najpierw mama urządzała sobie w naszych tymczasowych domach miejsca spotkań towarzyskich, przez co dosyć szybko zamieniały się w meliny. Później ona zaszła w ciążę, a ja dojrzałam na tyle, żeby zacząć dawać sobie radę z ogarnianiem mieszkania. W końcu naszedł dzień porodu, czyli dzień, w którym podpisałam cyrograf i obiecałam mamie, że jeśli przeniesie się z imprezami gdziekolwiek indziej, ja wezmę na siebie wychowywanie brata i dbanie o dom. W żadnym z tych momentów nie czułam się na tyle bezpiecznie, żeby przyjmować jakichkolwiek gości.

Zasada była prosta – nie wpuszczanie nikogo do domu równa się mniejsze prawdopodobieństwo zaalarmowania służb. Morgan zawsze był najedzony i zadbany, a ja robiłam wszystko, żeby tylko nie rzucać się zbytnio sąsiadom w oczy. Wpadnięcie w radar pracowników opieki społecznej było moim największym lękiem.

To był pierwszy raz od dziewięciu lat, kiedy miałam mieć gościa. Nie pierwszego lepszego znajomego, ale chłopaka, który przez dwa dni nauki zdążył odpędzić od siebie tabun dziewczyn tym, że cała jego uwaga skupiała się na mnie. A teraz Will, blond włosy Adonis o przenikliwym spojrzeniu, miał pomagać mi skręcać meble mojego młodszego braciszka tylko dlatego, że najwyraźniej lubił spędzać ze mną czas. To brzmiało kuriozalnie, gdy tak o tym myślałam.

Hudson zastanawiał się, czy nie wymówić się z niedzielnego spotkania z jednym ze swoich lepiej płacących klientów, ale szybko go od tego odwiodłam. To nie tak, że by mi przeszkadzał, ale, jakby na to nie patrzeć, nadal był dla mnie w większości obcym człowiekiem. Nie chciałam, żeby poczuwał się w obowiązku pilnować mnie przed chłopakiem, który był łagodny jak baranek i zachowywał się przy tym jak jakiś staroświecki gentleman rodem wyjęty z powieści Jane Austen.

Po południu mama zaszyła się w łazience, Hudson od paru godzin grał w golfa, a Maggie puściła mi oczko i zaoferowała się, że zabierze Morgana do sali zabaw. Chciałyśmy zrobić mu niespodziankę i dopiero wieczorem miał odkryć, że jego pokój wreszcie został ukończony.

Kiedy samochód z Maggie i Morganem zniknął z horyzontu, wyciągnęłam telefon i wybrałam z listy kontaktów Willa. Poczułam egoistyczną satysfakcję na myśl, że jestem jedyną dziewczyną z całej szkoły, która ma jego numer.

– Tak? – Głos Willa rozległ się od razu po pierwszym sygnale.

– Morgana już nie ma. Czekam na ciebie pod domem.

– Zaraz tam będę – obiecał i rozłączył się.

Miał rację, nie musiałam na niego długo czekać. Nie minęło nawet dziesięć minut i jego mercedes wtoczył się na podjazd. Czułam się tak, jakbym unosiła się kilka centymetrów nad ziemią i miałam szczerą nadzieję, że na moich ustach nie znajdował się znów ten głupkowaty uśmiech.

Nie potrafię cię nienawidzićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz