4. Ogień i woda

92 38 64
                                    

Nie zarejestrowałam momentu, w którym się obudziłam. Przez nieznany mi okres czasu nadal leżałam w łóżku w bezruchu. Zamknięta za mrokiem własnych powiek i pogrążona w dziwnym stanie półświadomości. Było mi przyjemnie ciepło i miękko, miałam pełny żołądek i przeczucie, że coś było nie w porządku. Nieważne jednak, jak bardzo próbowałam się skupić, myśli uciekały z mojego otępiałego mózgu i nie potrafiłam wyłapać, dlaczego dręczył mnie niepokój.

Dźwięk dzwoniącego telefonu wyrwał mnie na powierzchnię. Zamrugałam, rozglądając się niezbyt przytomnie wokół. Dopiero po chwili dotarło do mnie, dlaczego leżę w pełni ubrana na prawdopodobnie najwygodniejszym łóżku, z jakim kiedykolwiek miałam do czynienia.

Zaczęłam kopać między poduszkami, nadal oszołomiona snem. Kiedy moje palce w końcu trafiły na wściekle dzwoniący telefon, odruchowo wcisnęłam zieloną słuchawkę. Przycisnęłam komórkę do ucha.

– Halo?

– Tony! – W głosie Pey'a słychać było ulgę. – Dobrze, że jesteś, martwiłem się. Wszystko w porządku? Dlaczego mi nie odpisałaś?

– Nie odpisałam? – Potrzebowałam chwili, zanim mój mózg wskoczył na właściwe tory. – Rany, przepraszam cię. Zasnęłam z telefonem w ręce, nie słyszałam żadnych powiadomień.

– Nic się nie stało, maleńka. Po prostu się martwiłem.

Poczułam wstyd. Musiał praktycznie odchodzić od zmysłów, skoro zadzwonił do mnie bez wcześniejszego upewnienia się, że jestem sama. Nie chciałam go tak martwić, miał dosyć swoich problemów.

Przekręciłam się na drugi bok, zakopując się w miękkiej, delikatnej pościeli. Ostre światło porannego słońca padło prosto na moją twarz sprawiając, że przymrużyłam oczy. No tak, wczoraj byłam tak wyczerpana stresem, że nawet nie zaciągnęłam zasłon. Ostatni raz zdarzyło mi się coś takiego kiedy Morgan był maleńki, jeszcze zanim przyzwyczaiłam się do tego, że niemowlęta mają w głębokim poważaniu ciszę nocną i potrafią budzić się średnio co dwadzieścia minut.

Morgan!

Jak oparzona zerwałam się z łóżka.

– Muszę kończyć, zapomniałam o Morganie – rzuciłam do telefonu. – Mam nadzieję, że jeszcze śpi.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.

– Morgan nie jest z tobą? – zapytał w końcu Pey, brzmiąc na poważnie zaniepokojonego. – Tony, co się dzieje? Jesteście w domu?

– Ja... – zamilkłam, przyłapana na gorącym uczynku. – Możemy o tym porozmawiać trochę później? Proszę. U nas wszystko w porządku, naprawdę.

– Tony...

– Jesteśmy u nowego faceta mamy – mruknęłam wymijająco. – Jest dobrze, na serio. To miły facet, przynajmniej na pierwszy rzut oka.

– Znowu to zrobiła, prawda? – zapytał Pey grobowym tonem. – Niczego ci prędzej nie powiedziała, że chce się do niego wprowadzić?

Nie odpowiedziałam, bo nie mogłam zaprzeczyć. On też o tym wiedział, bo usłyszałam ciężkie westchnięcie po drugiej stronie telefonu. Nie miałam pojęcia, czy był bardziej zrezygnowany, czy wściekły na mamę.

– Proszę cię, muszę tu być dla Morgana – szepnęłam do słuchawki. – Proszę, nie rób niczego.

Milczał.

– Pey, proszę.

– Daj mi znać, gdyby coś się działo – skapitulował po dłużej chwili. – Lacey jest okropną matką. Nigdy sobie nie wybaczę, że nie byłem w stanie się tobą zająć po śmierci Brandona.

Nie potrafię cię nienawidzićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz