20. Szef kuchni

33 14 26
                                    

Przeżyłam chyba najgorszą grypę w swoim życiu. To jest pierwszy dzień, w którym w ogóle ruszyłam się z łóżka, ale skoro zapalenie powięzi mnie nie powstrzymało, to chyba przegryzę wszystko w imię pisania :D

___***___


Morgan, który posiadał umiejętność regeneracji godną chowanego na zieleninie czterolatka, spędził resztę niedzieli na udowadnianiu, że już nie jest chory. W poniedziałek wciąż pociągałam nosem, ale zebrałam się w sobie i odstawiłam młodego taksówką do przedszkola. Potrzebowałam tego dnia, żeby wszystko przemyśleć, a kiepskie samopoczucie było swiętną wymówką. Willa nadal nie było, więc wcale nie ciągnęło mnie do szkoły, nawet jeśli odrobinę tęskniłam za towarzystwem Watsona.

W drodze powrotnej poprosiłam kierowcę, żeby wyrzucił mnie tuż przed wjazdem na dzielnicę. Wyszłam z taksówki i machinalnie sięgnęłam po suwak, zapinając kurtkę aż po szyję. Zagarnęłam targane wiatrem włosy niezbyt zgrabny kucyk i wsunęłam kaptur na głowę. Grudzień zbliżał się wielkimi krokami. Zawsze przed świętami starałam się odwiedzić Pey'a, ale w tym roku, pod kuratelą mamy i opiekuńczym spojrzeniem Hudsona, szczerze wątpiłam, żeby udało mi się wyrwać z domu na nieokreślony czas. Pocieszałam się myślą, że za kilka miesięcy będę się z nim widywać codziennie, ale w tym momencie... Wyciągnęłam telefon z kieszeni i obrzuciłam go niechętnym spojrzeniem. Nie chciałam łamać Pey'owi serca, ale miałam wyboru.

To okropnie ironiczne, bo w tym roku pierwszy raz w życiu nie miałabym problemu z tym, żeby podrzucić komuś Morgana na czas mojej nieobecności.

– Tony! – Pey odezwał się po pierwszym sygnale. – Już myślałem, że zapomniałaś o starym wujku.

– Nigdy w życiu byś mi na to nie pozwolił, prawda?

– Czekaj... – Głos Pey'a zabrzmiał podejrzliwie, i uświadomiłam sobie, że może jednak nie powinnam do niego dzwonić, tylko zwyczajnie wysłać mu smsa. – Jesteś chora?

– Nie jestem? – Musiałam spróbować, choć to było z góry skazany na porażkę.

– Nawet nie próbuj, słychać po tobie, że coś cię solidnie przeczołgało. Wszystko w porządku? Hudson się tobą zajął?

Zmarszczyłam brwi, choć nie mógł tego widzieć. Prędzej bym się spaliła, niż powiedziała mu, że to nie Hudson, a Carter mnie doglądał. Nawet w moich myślach to zdanie brzmiało absurdalnie.

– Nikt nie musi się mną zajmować. Radzę sobie, przecież wiesz.

– Tak, wiem, ale to nie zmienia faktu, że się o ciebie martwię.

Ciepło popłynęło w górę mojego serca i ścisnęło mi gardło. Wiedziałam, że się o mnie martwił, całkowicie wziął na swoje barki rolę taty, ale usłyszenie tego za każdym razem zbijało mnie z nóg.

Szłam powoli milczącymi uliczkami. Ludzie byli w pracy, dzieciaki w szkołach, a pogoda naprawdę nie zachęcała do spacerowania. Czułam się dziwnie nie na miejscu w otoczeniu tych wszystkich willi. Pey pewnie mógłby dać mi takie życie, ale nigdy nie sądziłam, że faktycznie będę je mieć.

– Nic mi nie jest, to tylko końcówka zwykłego przeziębienia – podjęłam w końcu temat. Powoli zbliżałam się do domu Hudsona i, choć bardzo tego nie chciałam, nie mogłam już dłużej odwlekać głównego powodu tej rozmowy. – Pey, tak naprawdę dzwonię w innej sprawie.

– Domyślam się, że w tym roku odpuścimy sobie naszą małą wigilię.

– Pey, tak mi...

– Nawet nie zaczynaj mnie przepraszać – przerwał mi miękkim głosem. – Nie powinnaś źle się z tym czuć, jestem szczęśliwy, bo jeśli ten cały Hudson faktycznie jest miłym facetem, to w tym roku ciebie i Morgana czekają fantastyczne święta. Poza tym, gwiazdkę w przyszłym roku spędzimy już razem, maleńka. Wszystko będzie dobrze, obiecuję ci.

Nie potrafię cię nienawidzićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz