– Panna Rusty! Jak dobrze cię widzieć!
Uniosłam głowę znad wybebeszonego plecaka, do którego właśnie usiłowałam wepchnąć książki. Pan Thomas pochylił się nad biurkiem ochroniarza, błyskając swoją łysiną, i pomógł mi spakować resztę podręczników. Spojrzałam na niego z wdzięcznością, unosząc kąciki ust w nieco zmęczonym uśmiechu – w nocy praktycznie nie zmrużyłam oka i miałam wrażenie, że było to po mnie widać. Nauczyciel chyba to dostrzegł, bo popatrzył z dezaprobatą na ochroniarza.
– Phil, mógłbyś już odpuścić dziewczynie. Praca pracą, ale panna Rusty nie może wciąż spóźniać się na moje zajęcia.
– Nie spóźniałaby się, gdyby nie wchodziła do szkoły parę minut przed dzwonkiem. – Ochroniarz założył dłonie na piersi.
Pan Thomas chwycił mój plecak, a drugą dłonią wskazał mi drzwi. Posłusznie ruszyłam w tamtym kierunku, ciesząc się z ułaskawienia.
– Do widzenia – wymamrotałam, unikając palącego spojrzenia ochroniarza.
Pospiesznie wysunęłam się na korytarz. Nienawidziłam tej ciasnej, oszklonej klitki, w której zawsze walały się resztki jedzenia i amatorskie kartoteki uczniów. Do prawdy, zdążyło już mi zbrzydnąć wywalanie zawartości plecaka na to zabałaganione biurko.
– Dziękuję – powiedziałam, kiedy pan Thomas oddał mi mój plecak.
– Phil jest okropnym biurokratą, ale nie przejmuj się nim. Kiedy upatrzy sobie jakiegoś ucznia, męczy go tak długo, aż nie podpadnie mu ktoś inny. W końcu mu przejdzie, musisz być po prostu cierpliwa.
– Pewnie ma pan rację. – Przestąpiłam z nogi na nogę, spoglądając na zegarek w telefonie. – Przepraszam, ale zaraz zaczynają się zajęcia.
Pan Thomas położył mi dłoń na ramieniu i popchnął mnie w stronę windy. Spojrzałam na niego, nie rozumiejąc.
– Chyba źle spałaś w nocy, panno Rusty. Mamy chemię, nie martw się spóźnieniem. Zapraszam, możemy pójść razem. Cieszę się, że już wróciłaś do szkoły.
Spojrzałam badawczo na nauczyciela, ale posłusznie weszłam do windy. Pan Thomas wcisnął odpowiedni przycisk, obracając w dłoni brelok z kluczami. Zastanawiałam się, o co mogło mu chodzić.
– Będę szczery – odezwał się, kiedy drzwi windy zasunęły się za nami. – Usiądź dziś obok Watsona. Proszę. Nie mówię, że jesteś remedium, ale mam wrażenie, że uszanuje twój fakt istnienia bardziej od swojego i powstrzyma się przed tymi bardziej inwazyjnymi eksperymentami w trakcie zajęć.
Huh. Drzwi windy otworzyły się, ale nie zrobiłam żadnego ruchu, żeby wyjść. Patrzyłam na pana Thomasa, zdziwiona jego prośbą. Co takiego Watson zrobił, kiedy mnie nie było? Nie wystarczyło mu, że niedawno osmolił sobie brwi?
– Panno Rusty?
Wyrwałam się z zamyślenia.
– Tak, oczywiście. Nie ma problemu, spróbuję jakoś opanować Watsona.
___***___
W szkole chyba też panowała grypa, bo w pracowni chemicznej połowa miejsc była wolna. O ile puste miejsce Willa napełniało mnie smutkiem, o tyle brak Shannon powitałam z ulgą. Nienawidziłam jej ciągłego towarzystwa i wazeliniarskich uśmiechów, które posyłała Willowi. Od rana gdzieś z tyłu głowy towarzyszyła mi obawa, że teraz, gdy będę kręcić się po szkole sama, Shannon straci wszelkie hamulce. Nie miałam bladego pojęcia, na co mogła sobie pozwolić, ale trochę mnie to niepokoiło.
Namierzyłam wzrokiem ławkę, którą zajmował Watson. Miejsce obok niego było puste – pewnie reszta klasy ceniła sobie swoje bezpieczeństwo – więc bez słowa ruszyłam w tamtą stronę. Chłopak, jeszcze przed sekundą wyraźnie znudzony, wyszczerzył się na mój widok. Jego uśmiech jedynie się poszerzył, gdy z bólem serce minęłam swoje krzesło i ruszyłam na tyły, gdzie koczował. Opadłam na wolne krzesło, ignorując wlepione we mnie oczy kilku niedobitków zarazy.
CZYTASZ
Nie potrafię cię nienawidzić
Любовные романыPeyton nie jest zadowolona z pomysłu swojej matki, ale nie na wyboru. Razem z młodszym bratem opuszcza mieszkanie i przeprowadza się do domu przyszłego oczyma, Hudsona. Wbrew jej obawom, ich życie się poprawia, a Hudson okazuje się miłym i rozsądnym...