1. Bez kota w domu...

229 71 113
                                    

Gdyby ktoś kiedyś powiedział tej małej dziewczynce w piłkarskiej koszulce, że za kilka lat będzie ostrożnie wysuwać się z objęć młodszego brata, żeby zrobić mu śniadanie, wyśmiałaby go. Byłam ekstrawertyczna do bólu, dziecięco egoistyczna i rozpieszczona przez tatusia. A jednak teraz na palcach krzątałam się po kuchni, gotując młodemu owsiankę i trąc ostatnie jabłko na tarce, żeby się przypadkiem nie zadławił. Miałam siedemnaście lat, archaiczny telefon z klawiaturą i żadnych znajomych przez ciągłe przeprowadzki, a biorąc pod uwagę to ostatnie jabłko, miałam również zakupy do zrobienia.

No i oczywiście młodszego braciszka i nieodpowiedzialną matkę na głowie. Życie bywa przewrotne i dosyć ironiczne, jakby na to nie patrzeć. Cóż, przynajmniej mama nie kręciła się po domu od dobrych trzech tygodni i miałam cichą nadzieję, że jeszcze trochę będzie nas unikać.

Dzisiejszy dzień zapowiadał się na deszczowy i raczej chłodny, więc chwyciłam wiszącą na krześle bluzę i wsunęłam dłonie w rękawy. Wyszorowałam zęby nad kuchennym zlewem i właśnie kończyłam związywać włosy w niechlujny kucyk, gdy usłyszałam skrzypienie wersalki i spomiędzy koców wyłoniła się głowa mojego brata. Jego płowa czupryna sterczała pod nienaturalnym kątem, a na prawym policzku miał odbity ślad własnej dłoni. Kiedyś to by mnie nie rozczuliło, ale czasy się zmieniły.

Ja też się zmieniłam.

– Hej, krakersie – przywitałam się. – Głodny?

Zawsze rano był głodny i jeśli musiał czekać na śniadanie, robił się marudny i płaczliwy. Od początku tak było, już jako kilkumiesięczny maluch donośnym rykiem domagał się butelki z mlekiem nawet po pięciominutowej drzemce. Szybko nauczył mnie, że jedzenie powinno stać na stole jeszcze zanim na dobre się obudzi.

Morgan potarł oczy i ściskając pod pachą swojego pluszowego misia, przyczłapał do kuchni. Bez słowa wtulił się w mój brzuch, pociągając nosem.

– Mama już wróciła? – zapytał głosem nadal przytłumionym snem.

– Jeszcze nie.

Odsunął się ode mnie, wyraźnie bardziej uszczęśliwiony, niż przed chwilą. Tak przypuszczałam, że ta wiadomość poprawi mu humor. Bez mamy w domu mogło być głośno, nikomu nie przeszkadzało bieganie czy skoki na wersalce.

Morgan posłał mi ten swój słodko pierdzący uśmiech czterolatka i, wdrapawszy się na krzesło, przyciągnął do siebie plastikową miseczkę, w której powoli stygła jego owsianka. Teraz wreszcie mogłam na spokojnie ogarnąć zawartość lodówki. Przydałyby się jakieś owoce i mleko dla Morgana, więc z bólem serca zajrzałam do portfela. Jeśli mama nie wróci w ciągu tygodnia, będę musiała wcisnąć dzieciaka młodemu małżeństwu z naprzeciwka i pójść podreperować swój budżet wyprowadzaniem psów albo jakimiś innymi sąsiedzkimi przysługami.

Zanim na dobre zaczęłam się tym przejmować, mój telefon zawibrował, o mało nie spadając przy tym z blatu. Złapałam go w ostatniej chwili i moim oczom ukazała się wiadomość:

 Obcy numer: Już wróciła? P

Podpisał się, bo doskonale wiedział, że nie mam jego numeru na liście kontaktów. Mama pewnie wyrzuciłaby mój telefon przez okno, gdyby miała jakikolwiek dowód, że utrzymuję z nim kontakt. Zresztą, to było bezsensowne, nikt inny nie mógłby do mnie napisać, bo prócz niego miałam tylko Morgana. Żadnych znajomych, ale chyba już o tym wspominałam.

Tony: Wciąż sami.

Ja nie musiałam się podpisywać. Podejrzewałam, że miał mnie na szybkim wybieraniu. I pewnie miałam rację, bo telefon rozdzwonił się jeszcze zanim dostałam potwierdzenie dostarczenia wiadomości. Z mimowolnym uśmiechem wcisnęłam zieloną słuchawkę i złapałam podekscytowane spojrzenie Morgana znad jego miski.

Nie potrafię cię nienawidzićOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz